Już w najbliższy weekend Lewis Hamilton może dołączyć do grona trzykrotnych mistrzów świata F1. Zanim jednak doczekamy się wisienki na tegorocznym torcie, zapraszam na przegląd amerykańskich osiągnięć aktualnych i byłych (dodam, że wybranych) gwiazd królowej sportów motorowych.

Hamilton

Aktualny mistrz świata jest królem wyścigów w Stanach Zjednoczonych – mowa naturalnie o obecnej stawce, choć Anglik jest na najlepszej drodze, aby niebawem dołączyć do Ayrtona Senny i Michaela Schumachera, którzy mają na koncie po pięć zwycięstw w USA. Jak na razie Lewis wygrał trzy z czterech wyścigów o GP USA, w których miał okazję startować. Po raz pierwszy zwyciężył tam w 2007 roku, na Indianapolis (jedyny zresztą w tym zestawieniu sukces odniesiony po starcie z pole position), wygrywając pojedynek ze swoim ówczesnym partnerem z McLarena, Fernando Alonso.

Po kolejne dwa triumfy Hamilton sięgnął na torze w Austin, w 2012 roku zwyciężając z McLarenem, natomiast w poprzednim sezonie z Mercedesem. W obu przypadkach startował z drugiej pozycji. Lewis jest też rekordzistą pod względem kilometrów spędzonych na czele wyścigów o Grand Prix Stanów Zjednoczonych – w sumie nakręcił ich 541.

 

Najgorszym wynikiem Anglika w USA jest jego czwarta lokata z 2013 roku, kiedy finiszował za Sebastianem Vettelem, Romainem Grosjeanem i Markiem Webberem.

W najbliższy weekend przed Lewisem pierwszy meczbol – powiększając przewagę nad Rosbergiem o dwa, natomiast nad Vettelem o dziewięć punktów, Anglik po raz trzeci zostanie mistrzem świata. Szykuje się prawdziwe szaleństwo, ponieważ Hamilton ma szansę zostać pierwszym kierowcą w dziejach F1, który zdobycie tytułu w Stanach Zjednoczonych przypieczętuje zwycięstwem. Przed nim nikomu się to nie udało. Co więcej, żaden z „amerykańskich” mistrzów świata nie stanął w decydującym wyścigu na podium. Najlepszymi wynikami były czwarte pozycje Jacka Brabhama (1959), Emersona Fittipaldiego (1974) i Nikiego Laudy (1977).

Vettel

Sebastian Vettel jest jedynym poza Lewisem Hamiltonem kierowcą z obecnej stawki, który może poszczycić się zwycięstwem w Stanach Zjednoczonych. Niemiec wywalczył najwyższy stopień podium w 2013 roku, po starcie z pole position. Czasówka w Austin padła jego łupem także sezon wcześniej, lecz w wyścigu Niemiec musiał uznać wyższość Lewisa Hamiltona.

Kibice czterokrotnego mistrza świata zapewne doskonale pamiętają, że w 2007 roku na torze Indianapolis Seb zdobył swój pierwszy punkt w F1. Zastępując w składzie BMW Saubera odpoczywającego po kraksie w Montrealu Roberta Kubicę, Niemiec zajął ósmą lokatę.

 

Alonso

Dwukrotnemu mistrzowi świata nigdy nie udało się zwyciężyć w USA. Najbliżej osiągnięcia tego celu był w 2007 roku, musiał jednak wtedy uznać wyższość swojego młodszego kolegi z McLarena – Lewisa Hamiltona. Trzy lata temu (już w Austin) Fernando Alonso dorzucił do swojego zestawu trzecią lokatę. I to tyle.

Massa

Także Felipe Massa dwukrotnie stał w Stanach Zjednoczonych na podium – w obu przypadkach na torze Indianapolis. W 2006 Brazylijczyk zajął drugą, z kolei w 2007 roku trzecią pozycję.

Räikkönen i Rosberg

„Iceman” jest jednym z czterech kierowców, którzy po razie stali w USA na podium. W przypadku Kimiego Räikkönena chodzi o wyścig z 2003 roku, w którym Fin wywalczył drugie miejsce. Następnym jest Nico Rosberg, przed rokiem drugi w Austin. Warto także odnotować, że obaj panowie mogą się pochwalić wygraną czasówką w Stanach Zjednoczonych – Kimi dokonał tej sztuki w 2003 roku w Indianapolis, a Nico w poprzednim sezonie w Austin.

 

Grosjean

Przyszłoroczny kierowca Haas F1 Team posiada w kolekcji podium w Austin z 2013 roku. Francuz minął wtedy linię mety na trzeciej pozycji.

Ricciardo

Ostatnim kierowcą w aktualnej stawce, który poznał smak szampana na pudle w Austin, jest Daniel Ricciardo. W poprzednim sezonie Australijczyk finiszował na amerykańskim torze za dwoma kierowcami stajni Mercedesa.

Schumacher

Głębsze wejrzenie w przeszłość wyścigów F1 w Stanach Zjednoczonych rozpoczynamy od siedmiokrotnego mistrza świata. Michael Schumacher posiada w swoim dorobku pięć zwycięstw (2000, 2003, 2004, 2005, 2006) i dwie drugie lokaty, cztery pierwsze pozycje startowe (2000, 2001, 2002, 2006) oraz trzy najszybsze okrążenia (2003, 2005, 2006). Do tej – i tak już imponującej wyliczanki – musimy jeszcze dorzucić 1417 kilometrów spędzonych na prowadzeniu w wyścigach o Grand Prix Stanów Zjednoczonych. Swoje amerykańskie sukcesy Niemiec odnosił na torze Indianapolis.

Czy to nie ironia, że pomimo tak licznych triumfów „Schumiego” w USA, najmocniej utrwaliła się jego wygrana w skandalicznym wyścigu z 2005 roku, w którym poza Niemcem wystartowało zaledwie pięciu innych kierowców korzystających z opon Bridgestone’a? Ich rywale spod znaku Michelina, włącznie z kierowcami Renault, McLarena i Williamsa, po okrążeniu rozgrzewkowym gremialnie zjechali do alei serwisowej, tłumacząc swoją decyzję względami bezpieczeństwa (okazało się, że francuskie opony nie wytrzymują obciążeń na pokonywanym na pełnym gazie Zakręcie 13).

 

W tych kontrowersyjnych okolicznościach Michael Schumacher zgarnął swoje jedyne zwycięstwo w 2005 roku. Reakcja publiczności? Niespodzianki nie było, kibice głośno wyrazili swoją dezaprobatę, a farsa, którą im zafundowano poważnie nadszarpnęła i tak nadwątloną reputację F1 w USA.

Pamiętny był również finisz wyścigu z 2002 roku. Kilkaset metrów przed metą prowadzący Schumacher zwolnił, dzięki czemu zrównał się z nim partnerujący mu w Ferrari Rubens Barrichello. Linię mety panowie przekroczyli jadąc obok siebie. Okazało się, że górą o 11 tysięcznych sekundy był Brazylijczyk. Gest Michaela miał stanowić swego rodzaju zadośćuczynienie za skandal z Austrii, gdzie na polecenie zespołu Barrichello musiał oddać „Schumiemu” zwycięstwo na ostatnim okrążeniu.

 

Senna

Kolejnym kierowcą z najdłuższą listą sukcesów w USA jest Ayrton Senna. Brazylijczyk, który na ulicznych torach radził sobie nadzwyczaj dobrze, trzykrotnie sięgał po wygraną w Detroit (1986-1988) i dwa razy w Phoenix (1990-1991). Tak samo wygląda liczba pole position (aczkolwiek w odrobinę innej konfiguracji) zdobytych przez trzykrotnego mistrza świata na ulicach amerykańskich miast (Detroit – 1985, 1986, 1988, Phoenix – 1989, 1991). Do tego dochodzą jeszcze trzy najszybsze okrążenia (1985, 1987, 1989) i 1102 kilometry spędzone w roli lidera wyścigów w Stanach Zjednoczonych.

 

Hill i Clark

Graham Hill i Jim Clark niepodzielnie rządzili na torze Watkins Glen w latach 1962-1967, dzieląc się zwycięstwami. Pierwszy z nich wygrywał w sezonach 1963-1965, natomiast drugi w 1962, a potem w 1966 i 1967. W przypadku Hilla poza wymienionymi wyżej triumfami lista jego osiągnięć obejmuje jeszcze trzy drugie lokaty i trzy pierwsze pozycje startowe. Clark mógł się z kolei pochwalić jednym trzecim miejscem i dwoma pole position.

 

Reutemann

Trzy triumfy w USA ma na swoim koncie także Carlos Reutemann, który 1974 roku wygrał wyścig na Watkins Glen. Sukces ten powtórzył cztery lata później, kilka miesięcy wcześniej odnosząc także zwycięstwo na ulicznej pętli w Long Beach.

Poza tym Argentyńczyk dwukrotnie stawał w USA na drugim (1980, 1981) i raz na trzecim stopniu podium (1973). Na jego koncie widnieją również trzy pierwsze pozycje startowe – zdobyte na trzech różnych obiektach (Watkins Glen, Long Beach, Las Vegas).

 

Występ w stolicy światowego hazardu z 1981 roku Reutemann najchętniej wymazałaby ze swoje pamięci, w końcu stracił tam wyśmienitą okazję, żeby wpisać się na listę mistrzów świata. Argentyńczyk przybył do Las Vegas w roli lidera rankingu, wyprzedzając o jeden punkt Nelsona Piqueta i o sześć Jacques’a Laffite’a. Początkowo wszystko układało się po jego myśli. Carlos wygrał czasówkę i zapowiedział, że w wyścigu (wyjątkowo rozgrywanym w sobotę) „powalczy o zwycięstwo”. Piquet był czwarty, a Laffite dopiero dwunasty.

W wyścigu ruletka wskazała jednak kogoś innego. Począwszy od startu sprawy nie wyglądały dobrze. Na 17. rundzie Reutemann przegrał z Piquetem pojedynek o siódmą lokatę, ciągle jednak mógł się czuć mistrzem świata, ponieważ Laffite był dopiero piąty.

Wkrótce sytuacja uległa jednak zmianie i kiedy Giacomelli wypchnął Reutemanna z punktowanej szóstki, dawało to tytuł jadącemu na czwartej pozycji Piquetowi. Po pit stopie Laffite’a Carlos na chwile odzyskał szóste miejsce, ale ostatecznie przypadło ono w udziale właśnie Francuzowi. Argentyńczyk był dopiero ósmy. Piquet wywalczył natomiast piąte miejsce i dzięki dwóm punktom mógł cieszyć się swoją pierwszą koroną w F1.

 

Jones

Posiadaczem niemal równie pokaźnej kolekcji amerykańskich trofeów jest Alan Jones. Mistrz świata z 1980 roku pięciokrotnie stawał w USA na podium, z czego trzy razy na jego najwyższym stopniu. Australijczyk wygrywał na Watkins Glen (1980), Long Beach i Las Vegas (oba triumfy w 1981). Pozostałe dwa pudła to trzecie lokaty z Watkins Glen (1978) i Long Beach (1979).

 

Stewart

Lista kierowców, którzy wygrali w Stanach Zjednoczonych dwa wyścigi, jest dosyć długa. Znajduje się na niej m.in. Jackie Stewart, który legitymuje się zwycięstwem z 1968 (z Matrą) i z 1972 roku (z Tyrrellem). Co ciekawe, były to jedyne podia trzykrotnego mistrza świata w wyścigach Formuły 1 w USA. Dwukrotnie Szkot wygrywał za to czasówkę na Watkins Glen.

 

Rosberg

Dwie wygrane w Stanach Zjednoczonych posiada w swoim dorobku również Keke Rosberg. W 1984 roku Fin triumfował w Dallas, a rok później powtórzył swój wyczyn na ulicach Detroit. Ale Keke już wcześniej stał na podium w USA – w 1982 roku wywalczył drugie miejsce w Long Beach, a w kolejnym sezonie ustrzelił identyczny wynik w Detroit.

Także najwspanialszy moment w karierze Rosberga miał miejsce w Stanach Zjednoczonych. W 1982 roku pod kasynem w Las Vegas Fin zajął co prawda dopiero piątą lokatę, ale to mu wystarczyło, żeby w walce o mistrzostwo świata pokonać Johna Watsona i Didiera Pironiego. Ten ostatni tak naprawdę nie punktował od rundy w Niemczech. Francuz przeżył kraksę na Hockenheim, lecz przerwała ona jego karierę w F1.

 

Lauda

W 1977 roku Niki Lauda walczył o swój drugi tytuł mistrza świata. Ponieważ było już wiadomo, że po sezonie żegna się z Ferrari, jego relacje z Il Commendatore przypominały arktyczny mróz. Niki marzył o tym, żeby jak najszybciej rozstrzygnąć sprawę tytułu i rozstać się z włoską stajnią. Przed rundą w Stanach Zjednoczonych (trzecią od końca) na placu boju pozostali już tylko on i Jody Scheckter (Wolf). Na Watkins Glen Laudę urządzał jeden punkt i to nawet wtedy, gdyby zwyciężył jego rywal.

Kwalifikacje przyniosły sukces Jamesa Hunta. Lauda był siódmy, natomiast Scheckter dziewiąty. Zważywszy na kapryśną pogodę, wszystko było jednak możliwe. Przed startem wszyscy zastanawiali się, czy wyścig będzie mokry czy suchy. To z kolei pociągało za sobą następne pytania, m.in. jakie wybrać ustawienia czy opony?

Po starcie na prowadzeniu (po raz pierwszy w karierze) znalazł się Hans-Joachim Stuck (Brabham), za którym podążali Hunt, Andretti, Reutemann, Peterson, Lauda i Scheckter. Na drugim kółku Jody wyprzedził Nikiego, który chwilę później spadł także za Jonesa.

Scheckter wykorzystał kłopoty Petersona, po czym uporał się z Reutemannem, awansując na czwartą lokatę. Lauda poszedł w jego ślady i przebił się na piąte miejsce. Gdy liderującego Stucka zawiodło sprzęgło, obaj panowie zyskali po jednej pozycji, lecz na tym zakończyli swoje postępy. Wygrał Hunt, Andretti był drugi, a Scheckter trzeci. Lauda, czwarty na mecie, po raz drugi został mistrzem świata.

 

Postscriptum: do legendy przeszły okoliczności związane z ostatnim spotkaniem Laudy z wielkim Enzo, po przypieczętowaniu tytułu. – To koniec. Wszystko zostało już powiedziane – rzucił Lauda na odchodne i wrócił na lotnisko do Modeny, gdzie czekał jego odrzutowiec. Jakież było zdziwienie Austriaka, gdy prosząc o zgodę na start, długo nie otrzymywał żadnej odpowiedzi. Po kolejnej prośbie, usłyszał gorzki wyrzut. – Odchodzisz z Ferrari, więc zostaniesz tutaj. Nie masz zgody na start – powiedział kontroler lotów. – Ale idę do Brabhama, a oni mają włoskie silniki Alfa Romeo – zręcznie odparował. – OK, możesz lecieć.

Zdobycie tytułu to naturalnie niejedyny amerykański sukces Nikiego. Lauda może się pochwalić dwoma zwycięstwami (1975 – Watkins Glen, 1982 – Long Beach), trzema drugimi i jedną trzecią lokatą. Ponadto Austriak dwukrotnie zdobywał w Stanach Zjednoczonych również pole position (1975 – Watkins Glen, 1977 – Long Beach).

Rindt

W 1969 roku Jochen Rindt wygrał wyścig na torze Watkins Glen. Rok później, w tym samym miejscu, Austriak pośmiertnie został mistrzem świata F1. Zginął miesiąc wcześniej na torze Monza, a po zwycięstwie Emersona Fittipaldiego (młody kierowca Lotusa triumfował w swoim zaledwie czwartym starcie w Grand Prix) rywal Rindta, Jacky Ickx z Ferrari, stracił szansę na wyprzedzenie go w punktacji.

Watson

Spośród pięciu zwycięstw John Watsona dwa ostatnie zostały odniesione w Stanach Zjednoczonych. W 1982 roku pochodzący z Irlandii Północnej kierowca wygrał na ulicach Detroit. Po prawdziwie epicki triumf sięgnął jednak rok później w Long Beach. Przypomnijmy, że as McLarena rozpoczynał tamten wyścig z 22. pola, tuż przed swoim kolegą z ekipy – Nikim Laudą. Finiszował także przed nim, więc zespół McLarena – w tych niecodziennych okolicznościach – ustrzelił swój drugi dublet w Formule 1.

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here