Wydawnictwo Sine Qua Non nie zwalnia tempa: na rynek trafiła właśnie świeżutka książka, zabierająca Was prosto za kulisy Formuły 1.
Kierowcy, szefowie zespołów, ostatnio także inżynierowie wyścigowi – te postacie mamy szansę poznać, śledząc Formułę 1 z punktu widzenia kibica. Wiadomo jednak, że w świecie wyścigów Grand Prix pracują także setki innych ludzi, na przeróżnych stanowiskach. Są fachowcami w swoich dziedzinach, przeważnie żyją także wielką pasją do wyścigów – umówmy się, bez tego trudno byłoby funkcjonować w tym pełnym presji, konkurencyjnym środowisku.
Poszczególnych trybików w wyścigowej maszynie sukcesu jest cała masa, a ich funkcje są bardzo zróżnicowane. Pracę w Formule 1 mogą znaleźć specjaliści w wielu dziedzinach – nie tylko inżynierowie, mechanicy czy menedżerowie, ale także księgowi, biegli matematycy czy specjaliści od logistyki.
Siłą rzeczy ci ludzie trzymają się w cieniu. Nawet my, dziennikarze, na co dzień nie mamy do nich dostępu. Na żer przed kamery, mikrofony i dyktafony wysyła się tylko parę najważniejszych postaci: kierowców, szefa zespołu, dyrektora technicznego, czasami inną wysoko postawioną osobę z działu inżynierii czy projektowania. Prawdziwie ciekawe historie mają natomiast do opowiedzenia ci, do których na co dzień nie mamy dostępu – pomijając oczywiście prywatne kanały, wszak przez lata obecności w padoku można nawiązać znajomości także z tymi, którzy oficjalnie nie mogą nam opowiadać o swojej pracy i zadaniach.
Giles Richards wyłowił ze świata Grand Prix kilkanaście postaci – tych ze świecznika oraz tych z cienia – i zdołał je namówić na rozmowy o pracy, życiu i pasji. W dziewiętnastu rozdziałach ich bohaterowie opowiadają nie tylko o tym, czym zajmują się na co dzień w zespołach Formuły 1, ale także o drodze, którą dotarli do padoku albo fabryki.
Jak wygląda dzień na torze zwykłego mechanika albo technika obsługującego garaż? Co trzeba mieć w głowie, żeby zajmować się wyścigową strategią – jak to wygląda w mniejszych zespołach, jak w tych największych? Jak ważną rolę może odegrać facet od opon, który ma wyjątkowe wyczucie do ogumienia, niemalże potrafi z nim „rozmawiać”? Jak wygląda produkcja części w fabryce, za co odpowiadają ludzie z działu logistyki, księgowości czy kontaktów z mediami?
Wśród przepytanych osób ze świecznika są Lando Norris, Toto Wolff, Christian Horner czy James Allison. Ci, których pewnie też znacie z transmisji wyścigów, to na przykład specjalistka ds. strategii Ruth Buscombe, główny inżynier Red Bulla Paul Monaghan czy inżynier wyścigowy McLarena Tom Stallard. Postacie z absolutnego cienia to inżynierowie zajmujący się ogumieniem czy aerodynamiką, koordynatorka logistyki, trener przygotowania fizycznego Rupert Manwaring (pracował z Carlosem Sainzem, od tego roku zajmuje się Maksem Verstappenem) czy dyrektor finansowy Mercedesa. Do tego mechanicy i technicy, szefowa marketingu, zawodnik e-sportowy Lucas Blakeley oraz szef akademii kierowców Red Bulla Guillaume Rocquelin, znany dawniej jako inżynier wyścigowy Sebastiana Vettela – naprawdę szeroki przekrój postaci i stanowisk, na których można pracować w Formule 1.
Historie tych ludzi są pełne inspiracji, fascynujących szczegółów oraz ciekawostek, o których opowiadają sami zainteresowani. Wiedzieliście, że dyrektor techniczny Mercedesa James Allison jest daltonistą, ale tak bardzo chciał pójść w ślady ojca i zostać pilotem Royal Air Force, że rozważał „oszukanie” testu rozpoznawania barw, ucząc się na pamięć tablic Ishihary? Ruth Buscombe u progu akademickiej kariery cudem uszła z życiem z wypadku, potrącona przez samochód podczas rowerowej przejażdżki. Tom Stallard opowiada, jak zdobył srebrny medal w wioślarskiej ósemce na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie, a Rupert Manwaring zdradza, w jaki sposób współpracę z nim nawiązał słynny bokser Dereck Chisora. Dowiecie się też, w jaki sposób Paul Monaghan dorobił się przezwiska „Pedały”.
Dla tych kibiców, którzy chcieliby poznać prawdziwe postacie zza kulis Formuły 1, jest to zdecydowanie lektura obowiązkowa. Może ktoś poczuje inspirację i znajdzie także dla siebie miejsce w padoku lub fabryce, niekoniecznie mając talent Hamiltona i Verstappena albo pieniądze Strolla?
KSIĄŻKĘ MOŻNA ZAMÓWIĆ W KSIĘGARNI INTERNETOWEJ LABOTIGA.PL
• rabat od ceny okładkowej
• atrakcyjne pakiety z innymi książkami o F1 i gadżetami
• książki szukaj również od 24 kwietnia w ulubionych księgarniach.
„F1 Racing Confidential. Zakulisowe historie ze świata Formuły 1”
Autor Giles Richards, tytuł oryginału „F1 Racing Confidential: Inside Stories from the World of Formula One”
Wydawnictwo Sine Qua Non
368 stron, oprawa miękka
Cena 54,99 zł
Fragment książki „F1 Racing Confidential. Zakulisowe historie ze świata Formuły 1”:
Frazer Burchell
Mechanik numer dwa, McLaren Formula 1 Team
„Podczas pit stopów obsługuję przedni podnośnik. Jestem tym kretynem, który ustawia się przed samochodem. To najbardziej ryzykowne zadanie, wymagające największej odwagi. To kierowca decyduje o tym, jak późno zahamuje, zjeżdżając do boksu. Gdy wjeżdża na stanowisko z czterema zablokowanymi kołami i kierownicą skręconą pod kątem dziewięćdziesięciu stopni, doskonale wiem, że nie zatrzyma się w wyznaczonym miejscu. Chyba najlepszym sposobem na określenie tego, co przeżywam na moim stanowisku, jest poczucie, jak gdybym za każdym razem dostawał pięścią w twarz”.
Zaufanie, które jest w tej niebezpiecznej sytuacji niezbędne i opiera się na idealnym wyczuciu czasu i niemal całkowitej precyzji i bezbłędności, dla Frazera Burchella stało się czymś tak naturalnym jak oddychanie. Są to chwile największej presji w całych wyścigach, ale to właśnie wtedy mechanik McLarena czuje, że jest w swoim żywiole. Rzuca się w sam wir wyścigowej akcji i udowadnia, że należy do ścisłej czołówki mechaników w padoku.
Mechanicy numer dwa to w Formule 1 jedni z najważniejszych ludzi. To doborowi żołnierze, świetnie wyszkoleni, skupieni i potrafiący się dostosować do okoliczności. Oczekuje się od nich absolutnej doskonałości w dotrzymywaniu standardów budowy samochodu i dbania o niego, tydzień w tydzień, przez boleśnie długi sezon. Gdy trzeba, muszą umieć błyskawicznie zareagować i z miejsca wykazać się swoimi umiejętnościami.
„Gdy kierowca przydzwoni, to w pierwszej chwili martwimy się oczywiście o niego. Dalsza reakcja jest opanowana i wyćwiczona, ale i tak panuje wtedy istne szaleństwo – mówi Burchell. – Gdy trzeba naprawić samochód w dwie godziny, naprawdę potrafi wyjść z tego czysty chaos. Nade mną pracuje wówczas dwóch albo trzech innych ludzi. Znam innych mechaników i im ufam. W sumie to bardzo dobrze, bo jest niemal pewne, że czyjeś jaja znajdą się na mojej twarzy, a ktoś inny będzie leżał pode mną, montując dolny wahacz w tym samym czasie, gdy ja montuję górny”.
„Wszystko sprowadza się do zaufania. Kładziemy się jeden na drugiego, opieramy się o siebie, usiłujemy pracować równocześnie, a przy tym nie wchodzić sobie w drogę. Z zewnątrz może to wyglądać jak jedno wielkie przekrzykiwanie się, tak naprawdę jest to jednak taniec. To bardzo, ale to bardzo dobrze przećwiczona rutyna”.
[…]
Podobnie jak wszyscy mechanicy, pełni konkretną funkcję podczas pit stopów, a mianowicie obsługuje przedni podnośnik. To ten moment w trakcie rywalizacji, gdy emocje i adrenalina sięgają zenitu, ale Burchell to uwielbia, nawet jeśli nie jest to zbyt bezpieczne.
„Chyba najlepszym sposobem na określenie doznań na moim stanowisku jest poczucie, jak gdybym za każdym razem dostawał pięścią w twarz – mówi. – Ludzie, którzy patrzą na to z boku, widzą, że zaraz oberwę, ponieważ patrzą, jak samochód sunie do przodu, ja stoję jednak przed nim i potrafię stwierdzić tylko tyle, że się zbliża. Nie jestem w stanie dokładnie określić jego prędkości. Samochód może się zbliżać z prędkością osiemdziesięciu albo sześćdziesięciu kilometrów na godzinę. Gdy patrzysz z boku i widzisz, jak koleś z podnośnika obrywa nosem samochodu, to wydaje się oczywiste, że samochód nie miał prawa zatrzymać się na czas. Kiedy jednak stoi się przed tym samochodem, to już takie oczywiste nie jest.
Samochód zawsze zatrzymuje się najpóźniej, jak się da. Ja muszę założyć, że się zatrzyma, i w dziewięćdziesięciu pięciu procentach przypadków faktycznie tak się dzieje. Ten jeden raz, kiedy się nie zatrzyma, z pewnością zobaczysz w telewizji – dodaje Burchell ze śmiechem. – Lando wjeżdża na stanowisko bardzo agresywnie, ale zatrzymuje się tam, gdzie trzeba. Wjeżdża szybko, ale staje. Nie przeszkadza mi to. Nauczyłem się, że ma tę agresję pod kontrolą”.
Burchell zajmuje się swoim kierowcą w ostatnich chwilach przed startem wyścigu, naturalnym jest więc, że rozwija się między nimi silna więź. Burchell uważa, że coś takiego łączy go z Norrisem, kierowcą, który chyba bardziej niż inni dba o budowanie relacji z mechanikami. „Towarzyszę Lando od początku, znam go jeszcze z czasów, gdy był juniorem McLarena. Lando miał dziewiętnaście lat, gdy podpisał kontrakt na kierowcę rezerwowego, więc jeździł na weekendy wyścigowe jako anonimowy członek zespołu i wieczorami jak gdyby nigdy nic chodził z nami na kolacje.
Widuję się z nim również po pracy. Gramy razem w golfa, on uwielbia ten sport. Zawsze się dogadywaliśmy i w pracy, i poza nią, zresztą inaczej się nie da. Lando to kierowca wyjątkowy. Czasami, gdy wylatuje tego samego wieczora co my, zostaje z nami w garażu i pomaga nam rozebrać samochód. Rozmawia z nami, relaksuje się, nie siedzi w swoim pokoju, nie jedzie do hotelu, woli spędzać czas z nami, w garażu. Dla nas jest nie tylko kierowcą, ale także przyjacielem”.