Kolejny materiał wygrzebany z archiwów, tym razem z teczki pod tytułem „Top Gear”. Na zamówienie polskiej edycji kultowego miesięcznika przygotowałem zestawienie najpiękniejszych wyścigowych maszyn wszech czasów. Tekst powstał w 2009 roku, ale przecież piękne samochody się nie starzeją… Zapraszam:

Najlepszy samochód wyścigowy to oczywiście taki, który pozostawia konkurencję daleko z tyłu. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby przy okazji auto przyspieszało tętno nie tylko u szczęśliwca, który siedzi w kokpicie. Spośród najpiękniejszych pojazdów wyścigowych świata wybraliśmy dziesięć, na widok których każdemu człowiekowi z domieszką benzyny we krwi miękną kolana. Odpowiedź na pytanie, czemu na naszej subiektywnej liście jest aż sześć samochodów, które startowały w dwudziestoczterogodzinnym wyścigu Le Mans, jest banalnie prosta: uwielbiamy jeździć, najchętniej przez całą dobę. A poza tym o gustach się nie dyskutuje.

Alfa Romeo 155 DTM
Włoska recepta na pokonanie Niemców na ich ziemi i to przy pomocy samochodu, który według powszechnej opinii na co dzień powinien spędzać więcej czasu w warsztacie, niż na drodze. Nicoli Lariniemu to jednak nie przeszkadzało i za kierownicą czerwonego potwora pokonał armadę Mercedesów, BMW i Opli w prestiżowych mistrzostwach Niemiec samochodów turystycznych. Pod ozdobionym monstrualnymi spoilerami kanciastym nadwoziem szalał sześciocylindrowy silnik o mocy 420 koni mechanicznych, który pozwolił włoskiemu asowi wyścigów „blaszanek” zwyciężać na tak morderczych torach, jak słynna Północna Pętla Nürburgringu. Potwór z wysuniętą szczęką dolnego spoilera pokonał jedno okrążenie „Zielonego Piekła” w 8 minut i 47 sekund, ośmieszając dumnych Teutonów na ich terenie.

Bentley Blower
Nic nie zastąpi pojemności silnika – motto Waltera Owena Bentleya musiało urzec nawet Jamesa Bonda, który w trzech książkach Iana Fleminga porusza się szarym monstrum z silnikiem o pojemności 4,5 litra. Jednak dla radosnej bandy milionerów, ścigającej się Bentleyami w Le Mans, 130-konny silnik nie był wystarczająco mocny. Słynni „Bentley Boys”, nie przestrzegając zasad W.O. Bentleya, wpakowali do jego cacka sprężarkę, podnosząc moc do 175 koni. Urządzenie, umieszczone na potężnej masce, dodawało bojowego wyglądu maszynie, którą nawet i bez tego usprawnienia można było z powodzeniem straszyć niegrzeczne dzieci. Powstało tylko 55 sztuk tej pięknej bestii, która miała jednak zasadniczą wadę. Dalsze wyprawy najlepiej było odbywać w towarzystwie cysterny: Blower, niczym porządny czołg lub współczesna rajdówka WRC, palił 100 litrów na 100 kilometrów.

Toyota GT-One
Kiedy już musimy spędzić całą dobę w jednym samochodzie, niech to będzie przynajmniej auto przykuwające uwagę gapiów. Tak, jak Toyota GT-One – stworzony w Niemczech 600-konny potwór, który miał zdominować klasyczny wyścig 24h Le Mans. Niewiele wyszło z tych planów, podobnie zresztą jak z dotychczasowych prób podbicia Formuły 1 przez Toyotę. Powstały zaledwie dwa drogowe egzemplarze tego auta, aby spełnić wymóg regulaminowy, dopuszczający czerwono-białą wyścigówkę do udziału we francuskim maratonie. Teoretycznie auto musiało posiadać przestrzeń bagażową na jedną walizkę, ale Japończykom udało się przekonać francuskich sędziów, że bagaż można umieścić… w zbiorniku paliwa, który podczas przedstartowego badania kontrolnego był pusty. Spryt konstruktorów i agresywny wygląd nie przyniosły jednak oczekiwanych rezultatów – jedyny sukces to drugie miejsce w 1999 r. oraz zdobycie pole position przez Martina Brundle’a, byłego kierowcę F1 i obecnie komentatora BBC.

Aktualizacja: Jak wiemy, Toyota czmychnęła z Formuły 1 z podkulonym ogonem. W wyścigach długodystansowych ostatecznie zaczęła odnosić sukcesy, już w erze hybrydowej. Jednak wygrali 24h Le Mans dopiero po tym, jak zostali sami na placu boju w najwyższej kategorii. Wcześniej nie dali rady pokonać ani Audi, ani Porsche.

McLaren MP4-23 Mercedes
Dopóki FIA do spółki z dyrektorami technicznymi zespołów nie zamieniła samochodów Formuły 1 w pokraczne krzyżówki spychacza z wózkiem sklepowym, wyścigówki królewskiej kategorii wyścigowej przypominały dzieła nowoczesnej sztuki. Idealnie wyprofilowane skrzydła, misternie poutykane po całym nadwoziu owiewki, lotki, skrzydełka i nacięcia u każdego miłośnika nowoczesnej technologii wyścigowej natychmiast przyspieszają tętno. Widok psują nieco rowkowane opony, ale coś za coś – w tym roku kierowcy F1 ścigają się już na slickach, ale „ogolone” nadwozia z pługiem z przodu mają mało wspólnego z technologicznym zaawansowaniem F1. „Srebrna Strzała” z sezonu 2008 przeszła do historii nie tylko dzięki swemu wyglądowi, ale także bezawaryjności i szybkości – Lewis Hamilton przez cały sezon nie doświadczył ani jednego defektu i został najmłodszym w historii mistrzem świata F1.

Lotus 79 Cosworth
Zespół Colina Chapmana zawsze był znany z pomysłowości. Pod koniec lat 70. eksperymenty z wyprofilowaniem niemal całej podłogi w kształcie odwróconego skrzydła samolotu doprowadziły do zaprojektowania Lotusa 79. Główny atut wyścigówki ukryty był pod podwoziem i przesłonięty sięgającymi nawierzchni kurtynami, utrzymującymi strugi powietrza pod samochodem. Jednak opakowanie tego ówczesnego cudu techniki także przykuwało uwagę. Podobnie zresztą, jak osiągi – „Czarna Piękność”, jeśli tylko się nie popsuła, regularnie dowoziła Mario Andrettiego i Ronnie Petersona na podium.

Porsche 917
Gwiazdy filmowe muszą wyróżniać się z tłumu. Szybka piękność nie tylko dała niemieckiej marce pierwsze zwycięstwo w klasyfikacji generalnej morderczego wyścigu 24h Le Mans, ale także zagrała u boku Steve’a McQuinna w filmie „Le Mans” – obowiązkowej pozycji dla każdego samochodowego maniaka. Jak przystało na prawdziwą gwiazdę szklanego ekranu, Porsche 917 przechodziło liczne operacje plastyczne – modyfikacje tylnej części nadwozia miały ułatwić kierowcom opanowanie auta, które na słynnej prostej Mulsanne rozpędzało się do 390 km/h. W wersjach używanych w wyścigach Can-Am dwunastocylindrowy silnik o pojemności 5,3 litra rozwijał moc ponad 1500 koni mechanicznych. „Setka” na liczniku pojawiała się po 1,9 sekundy…

Maserati 250F
Dawniej nie trzeba było superkomputerów i tuneli aerodynamicznych, aby zbudować szybki i skuteczny samochód Formuły 1. W połowie lat 50. szczytem elegancji była metalowa rura ze szprychowymi kołami i silnikiem z przodu. Za ogromną, drewnianą kierownicą Maserati 250F swoje największe zwycięstwo odniósł Juan Manuel Fangio. Na legendarnym Nürburgringu pięciokrotny mistrz świata odrobił 50 sekund straty do kierowców Ferrari, bijąc po drodze ówczesny rekord okrążenia Nordschleife o 25 sekund.

Jaguar D-Type
Okazuje się, że piękno ma cenę – pierwszy egzemplarz Jaguara D-Type, wyprodukowany w 1954 r., niecały rok temu zmienił właściciela za jedyne 2,2 miliona funtów. Cena pozornie szalona, ale kupujemy za nią nie tylko kawał metalu, szkła i skóry, ale pokaźny fragment historii brytyjskiej motoryzacji. Dumny Albion po dziś dzień uważa się za ojczyznę sportu samochodowego, choć pierwszy na świecie wyścig odbył się we Francji. Tam też Jaguary z charakterystyczną płetwą za kabiną kierowcy odnosiły największe sukcesy. Trzy zwycięstwa w 24h Le Mans w latach 1955-57 (w tym cztery pierwsze miejsca w 1957 r.) mówią same za siebie.

Ford GT40
Dziecko urażonej dumy Henry’ego Forda mierzy zaledwie metr wysokości – 40 cali, stąd nazwa modelu GT40. W 1963 r. pionier amerykańskiej motoryzacji wydał miliony dolarów na przygotowania do zakupu Ferrari, ale Enzo niespodziewanie przerwał negocjacje. Stateczny pan Ford wpadł w furię i za punkt honoru postawił sobie pokonanie włoskich samochodów w 24h Le Mans. Udało się to aż cztery razy z rzędu – w 1966 r. całe podium zajęły załogi startujące wyłupiastookimi pięknościami. W ostatnim triumfie, w 1969 r., Jacky Ickx i Jackie Oliver po całodobowej, szaleńczej jeździe pokonali fabrycznych kierowców Porsche o zaledwie 120 metrów.

Ferrari 250 GTO
Mało romantyczna nazwa czerwonej piękności, za którą niejeden fanatyk motoryzacji sprzedałby własną rodzinę do afrykańskiej kopalni diamentów, oznacza „Gran Turismo Omologato”. Wyprodukowano zaledwie 36 egzemplarzy tego auta, które w latach 1962-64 zdobywało mistrzostwo świata producentów w wyścigach długodystansowych – choć nigdy nie wygrało „generalki” w 24h Le Mans. Aby zaparkować to cudo we własnym garażu, trzeba się jednak liczyć z poważnym wydatkiem: w zeszłym roku były prezes Samsunga pozbył się 250 GTO za niecałe 16 milionów funtów. Chińczycy zacierają ręce – po świecie krąży już kilka podrabianych piękności…

Aktualizacja: w sierpniu 2018 egzemplarz numer trzy został sprzedany za 48,4 miliona dolarów. Tym samym pobito ustanowiony cztery lata wcześniej rekord. Wówczas inny egzemplarz Ferrari 250 GTO zmienił właściciela za nieco ponad 38 miliony dolarów.

2 KOMENTARZE

  1. Cudowne te stare maszyny, tworzone „z głowy” inżynierów rysowane na arkuszu papieru by później stać się tymi potworami torowymi…one mają duszę fighterów, tych którzy je tworzyli i tych których miały za sterami.
    Współczesne maszyny tego nie mają, to jeżdżące komputery….
    To se ne vrati Pane Havranek.

    Ale powspominać można i miło. 🙂

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here