Pierwsza – i jak głosi podtytuł na okładce angielskiej wersji, ostatnia – autoryzowana przez bohatera biografia Kimiego Räikkönena jest z kilku względów książką wyjątkową. Pierwszym, największym i najważniejszym jej atutem jest postać samego kierowcy, który w swoim zawodowym środowisku kryje się za nieprzeniknioną maską milczka i odludka. Dotychczas zrzucał tę maskę jedynie w gronie najbliższych, zaufanych osób. Teraz wpuszcza do swojego świata również autora biografii, dzięki czemu my również możemy poznać prawdziwe oblicze enigmatycznego Fina.

Wyjątkowy klimat tworzy także sam autor: jak wyjaśniał mi Heikki Kulta, fiński weteran motorsportowego dziennikarstwa, który spośród naszej braci jest zdecydowanie najbliżej Kimiego, Kari Hotakainen nie miał zielonego pojęcia o motorsporcie. Wcześniej publikował wyłącznie poezję i powieści, aż postanowił wziąć na tapet temat, o którym niczego nie wiedział. Największym wyzwaniem było zdobycie zaufania kierowcy i przedostanie się do jego najbliższego kręgu – i fiński pisarz wykonał to zadanie z powodzeniem.

Przez rok z bliska przyglądał się życiu Kimiego, a jego opowieść nagrywał w domu kierowcy. Dotarł do wielu osób, które towarzyszyły bądź towarzyszą Räikkönenowi w jego zawodowym i prywatnym życiu. Drobiazgowo opisał dzieciństwo i drogę na szczyt, od skromnego domku z latryną na podwórku po jacht na Morzu Śródziemnym i rezydencję w Szwajcarii.

Hotakainen jest wyścigowym laikiem, więc przedstawia zawodowe życie Kimiego w sposób przystępny i zrozumiały. Nieco filozoficzne podejście, typowe dla literata, a nie maniaka prędkości, pozwala też lepiej zrozumieć osobowość bohatera, poznać jego korzenie i prawdziwe oblicze oraz docenić przemianę, jaką przeszedł w życiu prywatnym.

W książce nie brakuje fascynujących szczegółów, które dotychczas funkcjonowały w nieoficjalnym obiegu: historie z obowiązkowej służby wojskowej, spory finansowe z Lotusem, dramat związany z nagłą i przedwczesną śmiercią ojca, wreszcie przeróżne ekscesy napędzane alkoholem. Ta sfera życia Kimiego to już przeszłość, teraz jest stateczną głową rodziny, kochającym mężem i ojcem – ale nie ucieka od dawnych historii. Jak głosi motto książki, nawet złe wspomnienia mogą być dobre.

Hotakainen poświęca cały rozdział szesnastodniowemu ciągowi alkoholowemu z hokeistą Kimmo Pikkarainenem pomiędzy GP Bahrajnu i GP Hiszpanii 2012. Opisuje też wybryki zarówno z fińskiej prowincji (skoki na skuterach – takich drogowych, z kołami – do jeziora), jak i z bardziej dystyngowanych miejsc (mecze hokejowe podczas Igrzysk Olimpijskich w Turynie, różne lotniska – na których Kimi wskakiwał do maszyny prześwietlającej bagaże albo wysiadał z prywatnego odrzutowca pokryty pudrem dla niemowląt i twierdził, że przyleciał właśnie z Kolumbii).

Narracja z punktu widzenia osoby, dla której świat wyścigów jest świeży i nieznany, z jednej strony pozwala uzyskać ciekawą perspektywę i wydobyć na światło dzienne rzeczy ciekawe, na które kibice czy pasjonaci mogliby nie zwrócić uwagi. Dzięki temu biografia nie zamyka się na szerokie grono czytelników – nie jest przeładowana podsterownością, zarządzaniem ogumieniem, punktami docisku, przegrzewaniem opon i ustawieniami dyferencjału.

Z drugiej strony trochę brakuje pewnych szczegółów, związanych właśnie z zawodowym życiem Räikkönena: czysto wyścigowych czy rajdowych. Dowiadujemy się, jak biegłym mechanikiem jest Kimi (potrafił nawet naprawić toaletę w ciężarówce Ferrari podczas zimowych testów w 2017 roku!), jak uwielbiał rajdowe środowisko i świetnie się w nim czuł, jak wiele pracy ma kierowca podczas wyścigowego weekendu – ale szkoda, że nie możemy zanurzyć się nieco głębiej w sportowe niuanse. Zawsze jest pole do popisu przy kolejnej publikacji, zwłaszcza że kariera potrwa jeszcze parę lat.

Ciekawostką w angielskiej wersji jest też słaby poziom redakcyjny – poza kilkoma oczywistymi na pierwszy rzut oka pomyłkami w wyścigowych faktach, mamy też dziwnie dobrane słownictwo. Gokarty nazywane są mikrosamochodami, a rajdowy pilot… czytaczem mapy.

Wyjaśnia Heikki Kulta: – W sierpniu dowiedziałem się od wydawcy, że w tłumaczeniach na inne języki żadne słowo nie zostanie zmienione. Po fińsku gokarty nazywano „mikroauto”, co po dosłownym przetłumaczeniu na angielski daje „microcar”. Rajdowy pilot to „kartanlukija”, określenie składa się z dwóch słów: „kartta” to mapa, a „lukija” to czytelnik. Stąd angielskie „map-reader”. Chyba nikt nie spodziewał się, że pojawią się takie problemy. Osobiście niezręczne dla mnie jest przetłumaczenie tytułu mojej gazety – „Turun Sanomat” zastąpiono „wiadomościami z Turku” („Turku News”).

Wydaje mi się, że określenia „gokart” czy „pilot” nie naruszają wymogu przetłumaczenia książki bez zmiany ani jednego słowa. Wręcz przeciwnie – tłumaczenie dosłowne byłoby mało profesjonalne i pewnie nie spodobałoby się Kimiemu, który wszak przeczytał i zaakceptował każde zdanie oryginału.

Skoro już o tłumaczeniach mowa, polskie wydanie „Nieznanego Kimiego Räikkönena” – nakładem wydawnictwa Zysk i Spółka – jest planowane na początek przyszłego roku. Tymczasem w Finlandii sprzedano już ponad 100 tysięcy egzemplarzy, a w bibliotece w Turku pobito rekord w liczbie zapisów na wypożyczenie tej książki. Oto magia „Icemana”, pięknie wyjaśniona i wytłumaczona w jego biografii: historii człowieka, który znikąd i bez większego wsparcia dotarł na sam szczyt i pozostał sobą. Lojalnym i szczerym wesołkiem, który nigdy niczego nie udaje, kocha rywalizację, motorsport… i rodzinę.

Na koniec jeszcze fragment książki, w którym gościnnie występuje Heikki Kulta:

Kulta to chodząca encyklopedia, połączenie podekscytowanego fana i analitycznego reportera. Proszę go, żeby określił mi jakąś kluczową cechę Räikkönena.

– Jego zdolność do dochodzenia do siebie po rozczarowaniach. Kimi jest pod tym względem dość wyjątkowy – mówi Kulta. Przyglądał się Kimiemu od początku jego kariery kierowcy i zawsze wierzył w jego umiejętności, nawet gdy inni w nie wątpili. Kulta jako pierwszy reporter dowiedział się o kontrakcie kierowcy z Sauberem.

– W 2000 roku byłem akurat na Grand Prix Malezji, kiedy dostałem cynk o kontrakcie Kimiego. Natychmiast zadzwoniłem do Kikki Kuosmanena, który wtedy zajmował się jego sprawami, i spytałem go, czy mogę przeprowadzić wywiad. Nagle mój telefon zadzwonił, to był Kimi. „Tu Räikkönen”. Tak się to zaczęło, zadzwonił do mnie. Również w Malezji spotkałem Joe Sawarda, brytyjskiego reportera. Podzieliłem się z nim tą wieścią. Joe roześmiał się i odparł, że to nie może być prawda. Powiedział nawet, że jeśli Kimi dostanie fotel w Formule 1, to on pojawi się na Grand Prix przebrany za papieża. Do tej pory nie widziałem duchownego w padoku.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here