Jak przez sześć miesięcy pracy w padoku, jako kierowca rezerwowy Williamsa, zmieniła się sytuacja Roberta Kubicy? Jak wyglądają szanse na osiągnięcie celu w postaci startów w sezonie 2019? Czy zatrudniłby sam siebie w roli zawodnika wyścigowego? Na takie trudne tematy ucięliśmy sobie pogawędkę podczas weekendu na Węgrzech. Bez zbędnych, przydługich wstępów zapraszam do lektury.

Trzeba być w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie, z odpowiednim uśmiechem – i może się uda.

W roli kierowcy rezerwowego Williamsa przepracowałeś już pół roku. Jak ten okres wyglądał, czy dodatkowo utwierdziłeś się w przekonaniu, że jesteś w pełni gotowy do powrotu i jazdy w wyścigach?
Wiele razy mówiłem, że to jest dobra okazja, żeby poznać ten świat z innego punktu widzenia i zobaczyć pewne rzeczy, których kierowca nie widzi, bo jest skoncentrowany na rzeczach związanych ściśle z jazdą. To były długie i pracowite miesiące, najważniejszą częścią była praca w zespole, ale też jazda. Myślę, że były to owocne miesiące, mimo że sytuacja w zespole nie jest łatwa. Mieliśmy sporo problemów na początku, później straciliśmy dużo dystansu do rywali, którzy są w naszym zasięgu. Tak naprawdę tylko w kilku Grand Prix mieliśmy samochód, którym mogliśmy walczyć o coś więcej niż dojeżdżanie do mety.

Jeśli chodzi o przekonanie o gotowości, to nie – ponieważ kiedy podejmuję jakieś decyzje czy dochodzę do pewnych konkluzji, to musiałoby się wydarzyć coś dziwnego, żeby to się zmieniło. Potwierdziło się to, że pewnych nawyków się nie traci. Czasami pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć, więc bardzo pozytywne dla mnie było to, że nie jeżdżąc często, wsiadając do auta co dwa czy trzy miesiące, czuję się dość komfortowo – mimo że to auto nie prowadzi się łatwo. Jestem zadowolony z moich odczuć i akurat to jest najważniejsze.

Czy ta praca wzmocniła twoje akcje i wizerunek w padoku? Czy pomogła przekonać tych, którzy wątpili w twoje możliwości?
Nie wiem, ponieważ moja sytuacja jest specyficzna, inna niż wszystkie. Automatycznie pojawiają się pytania jeśli chodzi o moją jazdę. To, czy kogoś to przekonało, akurat nie ma za dużego znaczenia. Pozostaje mi robić swoje i z tego jestem zadowolony. Nie mogę oczekiwać niczego więcej jeśli chodzi o moją rolę kierowcy.

Po pierwsze te wydarzenia pokazały mi, że mogę prowadzić samochód Formuły 1, po drugie że mogę go bezproblemowo prowadzić na długich dystansach i po trzecie, że mogę to robić na dobrym poziomie.

Rok temu testowałeś z Renault, później – jak sam mówiłeś – było 99% szans na powrót do ścigania z Williamsem. Czy to, że dwa podejścia się nie udały, zmienia teraz twoje podejście i przygotowania do walki o kolejną szansę?
Nie, ponieważ uważam, że w większości okazji zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy. Trzeba być w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie, z odpowiednim uśmiechem – i może się uda. Wiadomo też, że każdy próbuje wywalczyć sobie czy też wykorzystać okazję do ścigania, ale moim zdaniem nie można tego robić za wszelką cenę. Tym bardziej, że w pewnych momentach przy wyborze kierowców idzie się drogami, które są mi dalekie. Rozumiem je doskonale, ale czasami tak się nie da. Ja z reguły dawałem sobie radę sam i nie jest tak, że teraz muszę to robić sam, ale czasami ludzie podejmują decyzje, na które my nie mamy wpływu.

Dlatego mam dosyć duży komfort psychiczny, ponieważ przekonałem się i zobaczyłem to, co dla mnie miało fundamentalne znaczenie. Reszta jest ważna czy nawet ważniejsza, ale jeśli chodzi o mój spokój ducha, to jest wszystko w porządku.

Jeśli chodzi o cel na sezon 2019, to nic się nie zmienia, chcesz stanąć na starcie, jeździć w wyścigach…
Chcieć to mogę… Po prostu chciałbym.

Przy pracy nad dojściem do tego celu właściwie nie możesz już zrobić nic więcej ponad to, co już osiągnąłeś pół roku temu?
No tak. Zawsze można zrobić coś lepiej czy więcej, ale ostatnie kilkanaście miesięcy oceniłbym pozytywnie. Oczywiście listopad i grudzień, kiedy Williams podejmował decyzję, trochę przesunęły na drugi plan rzeczy, które się wydarzyły i których nie widać. Powtarzam, że chodzi o to, jak czuję się za kółkiem. Po pierwsze te wydarzenia pokazały mi, że mogę prowadzić samochód Formuły 1, po drugie że mogę go bezproblemowo prowadzić na długich dystansach i po trzecie, że mogę to robić na dobrym poziomie.

Teraz patrzę z boku i widzę, jakie są starania, żeby ktoś dostał fotel i jak to wszystko wygląda. Patrząc na to, w jakiej byłem sytuacji i co miałem do zaoferowania, to raczej był ewenement, że udało mi się zadebiutować w Formule 1.

Jeśli dodamy do tego fakt, że tak naprawdę wracałem do sportu i oprócz dwóch pierwszych testów za każdym razem wsiadałem do innego samochodu, w którym było coś nowego, to wychodzi całkiem wybuchowa mieszanka. My to wiemy, ja to wiem, ale niektórzy tego nie dostrzegają lub po prostu nie znają się na tym sporcie.

Dlatego ja śpię spokojnie. W pewnym stopniu nie mogę powiedzieć, że czuję się spełniony, ale ostatnie kilkanaście miesięcy pokazało mi, że mogę tę robotę robić. A to, czy uda się kolejny raz zasiąść za kierownicą i stanąć na polach startowych, to jest już dłuższa historia i tak naprawdę nikt tego nie wie. Czasami odnoszę wrażenie, że skoro raz już to zrobiłem, to ludziom wydaje się to gwarantowane. Teraz patrzę z boku i widzę, jakie są starania, żeby ktoś dostał fotel i jak to wszystko wygląda. Patrząc na to, w jakiej byłem sytuacji i co miałem do zaoferowania, to raczej był ewenement, że udało mi się zadebiutować w Formule 1. Tak naprawdę oprócz mnie samego nie miałem nic do zaoferowania. Dzisiaj ja sam nie wystarczam, mimo że według mnie mam do zaoferowania więcej niż dwanaście lat temu: doświadczenie, wizję tego sportu. Z drugiej strony nie da się pozbyć moich ograniczeń, które są widoczne, ale tak naprawdę nie za bardzo mi przeszkadzają jeśli chodzi o jazdę i robienie tego, co do mnie należy.

Wszyscy widzą, że prawa ręka słabo wygląda, ale nikt nie widzi, że lewa ręka jest teraz dużo szybsza i dużo bardziej precyzyjna niż u każdego innego kierowcy Formuły 1. Może dlatego mogę robić niektóre rzeczy, które myśląc na chłodno wydają się niemożliwe.

Czy będąc szefem zespołu, dałbyś sobie szansę startów?
Pewnie nie. Zależy, w jakiej sytuacji. Dałbym sobie szansę wiedząc, jak moja sytuacja wygląda, ale to wiem tylko ja. Wszyscy widzą moje ograniczenia, ale nie widzą rzeczy, które się znacznie polepszyły. To jest normalne u każdego człowieka, który ma jakieś ograniczenia lub deficyt, że w innych obszarach staje się znacznie lepszy. Wszyscy widzą, że prawa ręka słabo wygląda, ale nikt nie widzi, że lewa ręka jest teraz dużo szybsza i dużo bardziej precyzyjna niż u każdego innego kierowcy Formuły 1. Może dlatego mogę robić niektóre rzeczy, które myśląc na chłodno wydają się niemożliwe. Ale to jest normalne, ponieważ człowiek widzi to, co jest widoczne na pierwszy rzut oka, co można zobaczyć gołym okiem. Nie zrozumie tego osoba, która przez to nie przechodziła, nie doświadczyła takich rzeczy i nie doświadczy ich nigdy. Gdybym był szefem niektórych zespołów, to mógłbym zaryzykować. A innych – nie.

Czy im większe będą zawirowania na rynku kierowców, tym lepiej dla ciebie?
Nie sądzę. Na tym etapie wszystko rozgrywa się wokół dużych nazwisk czy też dwóch nazwisk, które mają zagwarantowane miejsca. Później wszystko inne jakoś się poukłada. Jest trochę rzeczy, które mogą się wydarzyć. Sądzę, że może być duże zamieszanie.

Ale patrzysz też poza zespół Williams?
Patrzę na to, żebym miał jak największe szanse wystartowania w przyszłym roku. To nie jest tak, że ja mogę cokolwiek wybierać. To nie jest sezon 2009, kiedy miałem parę dobrych możliwości. Trzeba realistycznie patrzeć na sytuację i cel, który jest możliwy do osiągnięcia. Nie można być pewnym, ale na pewno szanse są, żeby spróbować stanąć na polach startowych w przyszłym roku.

Czy rozstrzygnięcia zapadną w najbliższych miesiącach, czy znowu będziemy czekali do listopada lub grudnia?
Akurat sytuacja w zeszłym roku była specyficzna. Ja na miejscu żadnego zespołu nie czekałbym do grudnia. Czasami tak się dzieje, ale uważam, że tym razem każdy będzie starał się dopiąć swego w bardziej rozsądnych terminach.

Nie można być pewnym, ale na pewno szanse są, żeby spróbować stanąć na polach startowych w przyszłym roku.

Czy biorąc pod uwagę wiek i upływ czasu, sezon 2019 będzie ostatnią możliwością powrotu do startów?
Nigdy nie mów nigdy. To będzie bardziej zależało ode mnie i od moich decyzji niż od wieku, od czasu. To nie jest tak, że trzy czy sześć miesięcy może coś zmienić.

A jeśli, hipotetycznie mówiąc, ostatecznie okaże się, że nie będzie już takiej możliwości, czy wolałbyś ścigać się gdziekolwiek, rywalizować za kierownicą, czy pozostać w Formule 1 w innej roli?
Wszystko zależy od decyzji i od priorytetów. Tak daleko jeszcze nie patrzę, bo po pierwsze nie ma sensu patrzeć, po drugie nie ma sensu gdybać, a po trzecie mam nadzieję, że nie będę musiał myśleć, co będę robił za dwa czy trzy lata.

11 KOMENTARZE

    • Szkoda, wielka szkoda… że tej „dorosłości” i szczęścia zabrakło w 2011 roku. Może po 7 latach chudych… życzę szczerze kolejnych lepszych.

  1. Dzięki Mikołaj super wywiad. Szkoda że tak Kubica mówi o sobie, żeby siebie nie zatrudnił. Dalej po przeczytaniu nic nie wiemy czy będzie Rob w 2019. Czekam cierpliwie.

  2. Szkoda, wielka szkoda… że tej „dorosłości” i szczęścia zabrakło w 2011 roku. Może po 7 latach chudych… życzę szczerze kolejnych lepszych.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here