„Mamy silnik GP2, agggghhhhhh!” – frustracjom Hiszpana nie było końca.

Gorący temat do dyskusji po Grand Prix Japonii: Fernando Alonso i wylewanie frustracji przez radio w domowym wyścigu Hondy. „Silnik GP2”, „Z kim my walczymy? Biedaki…”, „Wstyd” – to tylko niektóre cytaty, które poszły w eter przez pokładowe radio. Fernando często podkreśla, że wiedział, na co się pisze przechodząc do McLarena, że wierzy w projekt, że chce razem pracować na sukcesy, które bez wątpienia nadejdą, bo „McLaren to jedyny zespół, który w niedalekiej przyszłości może stawić czoła Mercedesowi”. Tymczasem z premedytacją dolał oliwy do ognia właśnie w Japonii – wiedząc, że krytyka właśnie tutaj najbardziej zaboli Hondę.

Frustracja jest jak najbardziej zrozumiała, ale może pewne rzeczy powinno załatwiać się za zamkniętymi drzwiami? To nie jest jednak w stylu Alonso, który najwyraźniej nie wyciągnął wniosków po swojej poprzedniej przygodzie z McLarenem. Jak ujął to Johnny Herbert: –To co zrobił jest głupie, takie podejście tylko pogarsza sprawę. Fernando był już w McLarenie, gdzie potwornie nabałaganił i odszedł; tak samo było w Ferrari, gdzie też popsuł atmosferę i potem zabrał swoje zabawki. Teraz wrócił do McLarena i znowu jest to samo.

Publiczna krytyka nie doda silnikowi koni i nie sprawi, że Honda z dnia na dzień poprawi jednostkę napędową. Po co więc te komentarze? Może Fernando nie ma już ochoty brać dalej udziału w tym – przepraszam fanów McLarena, ale to fakty – żenującym spektaklu, jaki zespół funduje nam co wyścig i chce zostać zwolniony? Może, ale oddajmy głos Ronowi Dennisowi.

Ron Dennis: – Myślę, że wyładował swoją frustrację. Mógł sobie to darować, bo te komentarze nie były konstruktywne. Jesteśmy w Japonii, na Suzuce – domowym torze Hondy. Jest tu prezes Hondy, szef działu badań i rozwoju, dyrektor generalny – czyli trzy najważniejsze osoby, które są bardzo zaangażowane w cel, jakim jest zdobycie mistrzostwa świata. A potem szybko dodał: – Ale nie jestem na niego zły, nie będę się na niego denerwował, bo nie ma o co.

Reakcja tak spokojna, że aż daje do myślenia – czy Fernando nie realizował tylko taktyki swojego sprytnego szefa? Tylko co miałoby to dać poza publicznym poniżeniem Japończyków w ich własnym kraju?

Jak wypowiedzi Fernando mają się do jego przyszłości w McLarenie i ogólnie w F1 (w sumie nigdzie indziej poza tym zespołem nie ma dla niego miejsca)? Po GP Japonii na pytanie, czy w przyszłym roku będzie jeździł w Formule 1, odparł: „Nie wiem”. To niemal na pewno puste słowa, bo 30 milionów euro piechotą nie chodzi. W tę umowę wpakował go Flavio Briatore, który zgarnia konkretny procent od kontraktu Hiszpana niezależnie od tego, czy ten zdobywa mistrzostwo świata, czy jest dublowany i walczy z Sauberami – bo Toro Rosso jest za szybkie. Dlatego śmiech budzą wypowiedzi Flavia o tym, jakoby Fernando miał unosić się dumą i szukać zwycięstw gdzieś indziej. Dla Włocha obecny scenariusz jest w zupełności wystarczający: kasa leci, a reszta nie jest ważna.

Po drugiej stronie garażu Jenson Button najwyraźniej nie chce zrezygnować z uwzględnionej w kontrakcie podwyżki za kolejny sezon z zespołem. McLaren wciąż nie ma głównego sponsora i każdy milion się liczy, więc czy nie lepszym (i tańszym) wyjściem będzie promocja prawie-już-mistrza GP2 Stoffela Vandoorne’a? O którym zresztą w padoku GP2 od kilku tygodni mówi się, że kontrakt z McLarenem ma już w kieszeni, trzeba tylko rozwiązać kwestię Buttona i poczekać, aż Belg formalnie przypieczętuje mistrzostwo juniorskiej serii.

Podpowiedzi co do sytuacji na froncie kierowców trzeba szukać w wypowiedzi Jonathana Neale’a, jednego z dyrektorów McLarena: – Jeśli zawodnik nie chce dla ciebie jeździć, to trzeba to uszanować. Fakt, a jeśli już ma jeździć, to byłoby dobrze, żeby coś (czytaj: wspomnianą podwyżkę) z tego miał. Dennis co prawda podkreślił dzisiaj, że obaj jego mistrzowie świata mają kontrakty i zespół zamierza je honorować, ale gdyby wszystko było takie proste, to pewnie skład ekipy byłby już oficjalnie potwierdzony. Trzeba cały czas liczyć się ze scenariuszem, że za Buttona wskakuje na sezon 2016 Vandoorne. Alonso nigdzie się nie ruszy, bo dla niego ostatnią szansą na zdobycie czegokolwiek w Formule 1 jest McLaren. I Honda, więc trzeba zacisnąć zęby.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here