Na torze w Monako, poza całą paletą umiejętności, kierowcy Formuły 1 muszą wykazać się jeszcze jedną cechą: pokorą, która jest potrzebna do zaakceptowania tego, że na trasie w księstwie nie ma miejsca na błędy. Za zlekceważenie tej prawdy karę płaciły nawet największe gwiazdy królowej sportów motorowych.

Nikogo chyba nie muszę przekonywać, jak ważną rolę w F1 odgrywa pozycja startowa. Na krętej trasie wijącej się ulicami księstwa Grimaldich jej znaczenie jest jeszcze większe. Statystyki są bezwzględne. W ostatnich trzydziestu latach aż szesnastokrotnie wygrywali w Monako zdobywcy pole position, siedem razy kierowcy startujący z drugiej, a pięć razy z trzeciej pozycji. Jak łatwo policzyć, w ciągu trzydziestu lat tylko dwukrotnie zwyciężali zawodnicy, którzy startowali spoza czołowej trójki. W 1985 roku sztuki tej dokonał piąty w czasówce Alain Prost, natomiast jedenaście lat później w zwariowanym, mokrym wyścigu triumfował – jedyny raz w swojej karierze – Olivier Panis, startujący z czternastej pozycji.

Biorąc pod uwagę fakt, że w ostatnich sześciu latach w Monako wygrywali triumfatorzy kwalifikacji, Lewis Hamilton wykonał już poważny krok w stronę zwycięstwa, co jednak nie zmienia faktu, że niedzielny wyścig będzie przypominał spacer po wysoko zawieszonej linie. Wystarczy chwila nieuwagi, żeby przekonać się o sile powiedzenia: od bohatera do zera. O tym pamiętać muszą także pozostali kandydaci do wygranej.

Poniżej znajdziecie kilka przykładów, które świadczą o tym, że w Monako nawet jadąc z olbrzymią przewagą niczego nie można brać za pewnik, ponieważ za każde, nawet najdrobniejsze potknięcie płaci się wysoką cenę.

Jack Brabham, 1970

W 1970 roku Jack Brabham walczył w Monako o zwycięstwo z Jochenem Rindtem. Trzykrotny mistrz świata prowadził od 28. okrążenia i wydawało się, że pomimo presji ze strony kierowcy Lotusa dowiezie pierwsze miejsce na mety. Już był w ogródku, już witał się z gąską, a tu klapa. Przed ostatnim zakrętem Brabham popełnił koszmarny błąd na hamowaniu i stracił wygraną na rzecz Rindta, tracąc okazję do podniesienia liczby swoich zwycięstw w F1 do piętnastu.

Alain Prost, Riccardo Patrese i inni, 1982

Cóż to był za finisz! Niebo nad torem zaciągnęło się pod koniec wyścigu ciężkimi chmurami, z których zaczął kropić deszcz. Na efekty nie trzeba było czekać zbyt długo. Jadący po zwycięstwo Alain Prost rozbił swoje Renault za szykaną, oddając prowadzenie Riccardo Patrese. Włoch także nie ustrzegł się błędu, zawirował przed nawrotem i zgasił silnik. Jego potknięcie wykorzystał Didier Pironi, ale on też nie cieszył się zbyt długo prowadzeniem, ponieważ zabrakło mu paliwa, podobnie jak Andrei de Cesarisowi.

W tej sytuacji na pierwszej pozycji znalazł się jadący bez tylnego i połowy przedniego skrzydła Derek Daly, lecz i jemu nie było pisane zwycięstwo. W poważnie zdemolowanym Williamsie ostatecznie posłuszeństwa odmówiła skrzynia biegów, dzięki czemu na prowadzenie wrócił Patrese (po przygodzie w Loews Włoch został popchnięty przez obsługę toru i zdołał uruchomić silnik). Przecinając linię mety Riccardo kompletnie nie zdawał sobie jednak sprawy, że właśnie odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w F1.

Ayrton Senna, 1988

Zabawa w kotka i myszkę czasami przynosi opłakane skutki. Przekonał się o tym Ayrton Senna, który w 1988 roku jechał w Monako po pewne zwycięstwo, ale dał się sprowokować Alainowi Prostowi, który choć nie miał już szans na zwycięstwo, na 57. kółku wykręcił najszybsze okrążenie wyścigu (1.26,714). Na 59. rundzie Brazylijczyk odpowiedział czasem 1.26,321. Na kolejnych kółkach Senna nadal nie odpuszczał, wracając do przewagi sięgającej 55 sekund. Popis skończył się na 67. okrążeniu, gdy Brazylijczyk uderzył w bariery przy zakręcie Portier, wyjaśniając później incydent utratą koncentracji.

Michael Schumacher, 1996

Osiem lat później i kilkadziesiąt metrów wcześniej znakomitą okazję na świetny wynik – a nawet zwycięstwo, biorąc pod uwagę to, co wydarzyło się potem – stracił Michael Schumacher. Wyścig rozpoczął się na mokrym torze. Niemiec startował z pole position, lecz w pierwszy zakręt wjechał za Damonem Hillem. Zbyt szybko chciał odrobić straty i w Mirabeau Bas wpadł w poślizg, dewastując na barierach lewe przednie koło swojego Ferrari. Szansa na pierwszą wygraną w barwach włoskiej stajni przeszła mu koło nosa, a zwycięstwo wpadło w ręce wspomnianego wyżej Oliviera Panisa.

Na deser jeszcze trzy przykłady świadczące o tym, że tor w Monako czasami jednak wybacza błędy. Nawet te poważne. Trzeba tylko wiedzieć, w którym miejscu je popełnić.

Graham Hill, 1965

W 1965 roku Graham Hill odniósł w Monako wspaniałe zwycięstwo, ale po drodze zdarzyła mu się nie byle jaka przygoda. Ratując się przed uderzeniem w jadącego wolniutko Boba Andersona kierowca BRM musiał zrezygnować z wejścia w szykanę i skorzystał z drogi awaryjnej. Następnie wyskoczył z kokpitu, przepchnął samochód do tyłu i z piątej pozycji ruszył w pościg za czołówką. Na 65. okrążeniu odzyskał prowadzenie, sięgając po swoją trzecią wygraną w księstwie.

Michael Schumacher, 1997

32 lata później w Monako Michael Schumacher odniósł bezdyskusyjne zwycięstwo. Na mokrym torze Niemiec nie miał sobie równych, ale niewiele brakowało, żeby sam padł ofiarą śliskiej nawierzchni w księstwie. W trakcie 53 okrążenia „Schumi” postanowił nie ryzykować wjazdu w Sainte Devote i pojechał prosto, wykorzystując uliczkę prowadzącą do kościółka. Następnie błyskawicznie zawrócił i pomknął do mety, zwyciężając z sięgającą niemal minuty przewagą nad Rubensem Barrichello.

Lewis Hamilton, 2008

Szczęście w Monako uśmiechnęło się – i to dwukrotnie w jednym wyścigu – również do Lewisa Hamiltona. Po raz pierwszy chwilę po tym, jak zdemolował prawą tylną oponę swojego McLarena na barierach w Tabac. Na trzech kołach Anglik zjechał do alei serwisowej, gdzie otrzymał nowy komplet opon i większy zapas paliwa. Szybko się okazało, że zyskał dzięki temu strategiczną przewagę, ponieważ dwie rundy później zarządzono neutralizację po wypadkach Davida Coultharda i Sébastiena Bourdais.

Długi przejazd pozwolił Anglikowi awansować na pierwsze miejsce. Zanim po raz drugi zjawił się w boksach, tym razem zakładając opony do jazdy po suchym torze, jego przewaga przekroczyła pół minuty. W ślady Lewisa wkrótce poszli Robert Kubica i Felipe Massa, zamieniając się przy okazji miejscami.

Hamilton znalazł się w komfortowej sytuacji, ale jego spokój zburzyła kraksa Nico Rosberga, który rozbił Williamsa na Piscine, zasypując jezdnię całą masą szczątków. Sprzątanie miejsca kraksy potrwało aż siedem okrążeń. Czas trwania wyścigu powoli zbliżał się do regulaminowych dwóch godzin, więc dystans skrócono o dwa okrążenia. To był kolejny uśmiech losu pod adresem Lewisa, ponieważ z jednego z kół schodziło powietrze. Gdyby wyścig liczył choć jedną rundę więcej, Kubica sprzątnąłby mu wygraną sprzed nosa.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here