Królem show wśród jachtów jest na razie Lewis. Co na to Nico?

Bodaj najważniejsze kwalifikacje w całym sezonie padły łupem Lewisa Hamiltona. Wyprzedzanie na ulicach Monako graniczy z cudem, więc mistrz świata wykonał naprawdę duży krok w stronę swojego drugiego zwycięstwa w księstwie. Kierowca Mercedesa przyznaje jednak, że to nawet nie jest połowa roboty. W sumie ma rację, ale lepiej startować z pierwszego niż z drugiego pola. Prawda, Nico?

Statystyka jest nieubłagana: w poprzednich jedenastu edycjach Grand Prix Monako aż 10 razy wygrywał zdobywca pole position. Ten jedyny raz to sezon 2008 i triumf… Lewisa, który ruszał z trzeciego pola. Jednak wtedy padało, a jutro ma być sucho. Do tego niski poziom zużycia i degradacji ogumienia oznacza, że czeka nas relatywnie prosty strategicznie wyścig: po jeden pit stop na głowę. Dlatego nikt w kwalifikacjach nie oszczędzał opon – nawet zawodnicy Mercedesa i Ferrari, którzy jako jedyni przeszli przez Q1 tylko na miękkiej mieszance, wykorzystali cały przydział supermiękkich opon. Nico Rosberg niespecjalnie martwił się zniszczonymi kompletami z Q2 i Q3, bo zestaw, na którym musi wystartować do wyścigu (ten, na którym uzyskał najlepszy czas w Q2) jest w bardzo dobrym stanie, a później „czerwone” Pirelli nie będą mu już potrzebne.

Potrzebne będzie za to szczęście (w postaci pecha Lewisa) lub atomowy start i pokonanie zespołowego partnera w krótkim sprincie do Sainte Devote. To tylko 140 metrów… Ale kolejna porażka z liderem mistrzostw – i to na torze, na którym Nico zwyciężał dwa razy z rzędu – może się okazać gwoździem do trumny z jego nadziejami na tytuł.

To pierwsze wygrane kwalifikacje Lewisa w Monako, ale z zastrzeżeniem, że mówimy o Formule 1. W 2006 roku Hamilton zdobył tu swoje jedyne pole position w mistrzowskim sezonie GP2, a rok wcześniej dwa razy ruszał z pierwszego pola w wyścigach Formuły 3 Euro Series. Za każdym razem stawał później na najwyższym stopniu podium… to znaczy schodów pod książęcą lożą.

Za duetem Mercedesa ponownie na ziemi niczyjej znalazł się Sebastian Vettel. Trzecie pole to najlepszy kwalifikacyjny wynik Ferrari w Monako od 2009 roku. Scuderia czeka na zwycięstwo w księstwie Grimaldich od 2001 roku i nie zanosi się na to, by ekipa z Maranello dorzuciła dziewiąty triumf do swojej kolekcji. Na pewno nie grozi to McLarenowi: co prawda Jenson Button po karach dla Romaina Grosjeana (wymiana skrzyni biegów, końcówkę GP Hiszpanii przejechał bez trzeciego biegu) oraz Carlosa Sainza (o nim za chwilę) startuje z najwyższego w tym sezonie 10. pola, a Fernando Alonso z trzynastego pola (defekt w Q2 – nie, McLarena nie zdmuchnął z toru wiatr…), ale wielkim sukcesem będą już pierwsze w tym sezonie punkty.

Wracając jeszcze do Ferrari, Vettelowi i Kimiemu Räikkönenowi przeszkodziły chłodniejsze warunki. – Szkoda, że słońce skryło się za chmurami, bo mieliśmy problemy z dogrzaniem opon – mówił Vettel. Kimi przegrał jeszcze z duetem Red Bulla, który zaliczył najlepsze kwalifikacje w sezonie. Byłoby jeszcze lepiej, gdyby udało się uniknąć nieporozumienia na linii inżynier-kierowca. Przed decydującą próbą Daniel Ricciardo dostał polecenie zmiany trybu pracy jednostki napędowej z właściwego na niewłaściwy, przez co nie miał pełnej mocy na początku okrążenia.

– Myśleli, że miałem ustawiony inny tryb pracy silnika, ale tak nie było – relacjonował Dan. – Powiedzieli mi, żebym wykonał standardową zmianę i kiedy tak zrobiłem, to tryb zmienił się na niewłaściwy. Normalnie dostaję takie polecenia wcześniej, w okolicach Zakrętu 16, ale teraz powiedzieli mi w przedostatnim zakręcie, tuż za Rascasse, więc musiałem szybko się tym zająć. Już na wyjściu z ostatniego zakrętu poczułem, że mam za mało mocy i zorientowałem się, że ustawienie jest złe. Wróciłem do poprzedniego, ale było już za późno. Przed pierwszym zakrętem straciłem 0,2 sekundy.

Ricciardo przegrał trzecie pole startowe o 0,192 sekundy, więc te dwie dziesiąte mogły coś zmienić. Przynajmniej nie został tak pogrążony jak Sainz, który w czasówce był ósmy, ale do wyścigu ruszy z alei serwisowej. To surowa kara za przegapienie wezwania na ważenie podczas Q1.

Sędziowie losowo wybierają samochody do zważenia. Procedura wygląda następująco: przy zjeździe do alei serwisowej przed wybranym autem zapala się czerwone światło, a stojący obok komisarz wskazuje kierowcy zjazd pod garaż FIA, w którym znajduje się waga. Ważenie wykonuje się w trakcie sesji i czasami zespoły narzekają, że przez wezwanie na ważenie zabrakło czasu na wykonanie kolejnego wyjazdu i pokonanie okrążenia pomiarowego. Przepisy są jednak takie same dla wszystkich.

Jeśli kierowca przegapi światło, to jeszcze nic straconego. Zespół może przepchnąć samochód na ważenie, ale by uniknąć kary, trzeba spełnić dwa warunki: dokonać tego bezzwłocznie i nie wykonywać żadnych prac przy samochodzie. W przypadku Sainza tego zabrakło. Nieważne, że do przewinienia doszło w ósmej minucie Q1 i ostatecznie nie miało to żadnego wpływu na wynik. Kierowca Toro Rosso ruszy do wyścigu z alei serwisowej i mam nadzieję, że jego próby przebicia się przez stawkę nie będą jedyną ozdobą niedzielnych zmagań na ulicach Monako.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here