Dla mnie największym rozczarowaniem sezonu 2012 był McLaren. Czy w tym roku będą wyżej w mistrzostwach? Pewnie nie, ale tak się składa, że oczekiwania są już mniejsze.

Za siedem dni wreszcie rusza walka o tegoroczne mistrzowskie tytuły. Czas się przygotować na długi, liczący 19 rund sezon z ciężkim dla polskiego kibica początkiem rywalizacji. Któż lubi zrywać się o barbarzyńsko wczesnej porze albo zarywać noce, oglądając piątkowe treningi? Kilka razy do roku robię to zadziwiająco chętnie i nie inaczej będzie już za tydzień.

Pozwólcie, że zapowiedzi tegorocznej walki rozpocznę od popatrzenia na stawkę przez pryzmat moich największych osobistych rozczarowań minionego sezonu. Wybaczcie piłkarskie porównanie, ale zastanawiam się, co odbiorcy moich żółtych kartek muszą zrobić, żeby w tym roku nie dostać czerwonych. A do tego – czy im się to uda?

W mojej czysto subiektywnej ocenie największym rozczarowaniem minionych mistrzostw, zasługującym na żółtą kartkę rozmiarów przynajmniej padoku w Szanghaju, był McLaren. Królowie zmarnowanych szans i mistrzowie błędów, których dość miał Lewis Hamilton. Trwająca od 1998 klątwa wciąż się nie skończyła i ekipa z Woking czeka na swój dziewiąty mistrzowski tytuł wśród konstruktorów od czasów Miki Häkkinena i Davida Coultharda. W zeszłym sezonie zajęła trzecie miejsce i trudno to uznać za sukces, biorąc pod uwagę formę samochodu z początku roku. Nawet jeśli nie udałoby się w ostatecznym rozrachunku pokonać Sebastiana Vettela czy Fernando Alonso, to Hamilton do spółki z Jensonem Buttonem powinni byli zdobyć wystarczająco dużo punktów, aby przeskoczyć w klasyfikacji przynajmniej Ferrari.

Teraz muszą sobie radzić bez Hamiltona, a ich szansom w kolejnych latach może zagrozić odejście Paddy’ego Lowe’a. Na razie trzeba się jednak zmierzyć z sezonem 2013. Czy Button i Sergio Pérez poprawią zeszłoroczny wynik McLarena? Moim zdaniem powtórka trzeciej lokaty będzie już dobrym wynikiem. Oczywiście trzymam kciuki – w końcu nie wypada, abym drugi rok z rzędu musiał się wyżywać na tak zasłużonej ekipie.

Jaki jest element wspólny ekipy z Woking i kolejnego rozczarowania na mojej liście? Silniki Mercedesa… Fabryczny zespół koncernu ze Stuttgartu powinien jednak nabrać wiatru w żagle, uskrzydlony obecnością Hamiltona (i buldoga Roscoe) oraz kolejnymi milionami inwestowanymi w zasoby ludzkie. W zeszłym roku wygrali wyścig, ale biorąc pod uwagę potencjał stojący za „Srebrnymi Strzałami” spadek o jedno miejsce w klasyfikacji konstruktorów można traktować w kategoriach rozczarowania. Tak to już jest, że sukcesowi jednej ekipy (w tym przypadku Lotusa) musi towarzyszyć spadek innej – w przyrodzie nic nie ginie. Utrzymanie się na piątej pozycji będzie wynikiem ledwie poprawnym, a dalszy spadek bezwzględnie zaowocuje czerwoną kartką.

Zajrzyjmy jeszcze na koniec stawki. Rozumiem, że życie nowicjusza jest ciężkie, a Mike Gascoyne swojego czasu obiecywał coś więcej, ale walka z ekipami środka stawki coś Caterhamowi nie wyszła. Biorąc pod uwagę dostęp do silników Renault oraz skrzyni biegów i KERS Red Bulla, można chyba się spodziewać czegoś więcej niż rozstrzygniętej dopiero w ostatnim wyścigu walki z Marussią o 10. miejsce. Najgorsze (dla fanów Caterhama) jest to, że sezon 2013 wcale nie zapowiada się lepiej. Co prawda samochód ich bezpośrednich rywali wygląda jak relikt sprzed 20 lat albo poważnie okrojone auto GP2, ale dozbrojony KERS-em wehikuł w rękach Jules’a Bianchiego – prorokuję, że będzie to drugi po Valtterim Bottasie najlepszy debiutant sezonu – może zostawiać w tyle zielono-żółte samochody Caterhama. Nie będę zaskoczony, bo dla ekipy z Leafield najwyraźniej ma to być kolejny sezon „na przetrwanie” i podchody pod kątem sezonu 2014.

Na miejsce wśród największych rozczarowań minionego sezonu zasługuje także Ferrari, ale po wywalczeniu wicemistrzostwa świata w obu klasyfikacjach patrzę na Scuderię raczej jak na cudotwórców i szczęściarzy, którzy po beznadziejnym początku roku potrafili się pozbierać. Taka odwrotność McLarena – sami rozumiecie, że niewykorzystany potencjał sprawia większy zawód.

Jeśli chodzi o kierowców, to w gronie moich faworytów do żółtych (a następnie czerwonych) kartek doszło do prawdziwej selekcji naturalnej. Michael Schumacher zszedł ze sceny – tym razem pokonany, ale to i tak nic nie znaczy na tle jego legendarnych osiągnięć z „pierwszej kariery”. Bruno Senna zakończył swoje pięć minut i rozpaczać po nim nie będziemy, choć trzeba przyznać, że na tle Pastora Maldonado prezentował zadziwiająco równy i stabilny poziom, zdobywając punkty z większą regularnością. Wenezuelczyk popisał się wspaniałym zwycięstwem w Hiszpanii, ale w tym roku może zostać przyćmiony przez Bottasa.

Reszta paczki, która wypadła z gry – Timo Glock, Heikki Kovalainen, Kamui Kobayashi – to porządni, miejscami widowiskowi kierowcy, których nie da się nie lubić. Tylko ile czasu można spędzić w środku/ogonie stawki? Formuła 1 potrzebuje świeżej krwi (a zespoły potrzebują pieniędzy), stąd całkiem pokaźna grupa aż pięciu debiutantów w stawce. Bottas, Bianchi, Max Chilton, Giedo van der Garde i Esteban Gutiérrez mają u mnie kredyt zaufania i prawdopodobnie nie pojawią się w gronie tegorocznych rozczarowań – wiadomo, początki bywają trudne. Za to dla tuzów tego sportu taryfy ulgowej nie będzie, a praca na całoroczną laurkę rozpoczyna się już w najbliższy weekend. Nie wiem jak Wy, ja się nie mogę już doczekać!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here