Kierowcy samochodów z gwiazdą stoczyli piękną walkę na torze Sakhir. Przecierałem oczy ze zdumienia, że tak się da w obecnej F1 :-)

– Tylko idiota może twierdzić, że Formuła 1 jest nudna – powiedział Niki Lauda po pasjonującym wyścigu o Grand Prix Bahrajnu. Zaiste, trudno o lepiej wymierzony policzek dla Luki di Montezemolo, krytykującego najnowsze zmiany w sporcie i głośno mówiącego o „wyścigach taksówek”. Faktycznie, czerwone samochody z Maranello na tle rywali wypadły niczym taksówki… Gdyby nie defekty sprzęgła w obu McLarenach, Scuderia po raz pierwszy od Grand Prix Wielkiej Brytanii 2010 nie zdobyłaby punktu – chociaż oba samochody dojechały do mety… Dobra, nie kopmy może leżącego.

W przedwyścigowej zapowiedzi okrutnie się pomyliłem. Napisałem, że wobec dominacji Mercedesów będziemy się pasjonowali walką o najniższe miejsce na podium oraz o pomniejsze premiowane punktami lokaty. Chciałbym się tak mylić przed każdy wyścigiem… Wojna, jaką zgotowali nam kierowcy dwóch samochodów z gwiazdą na nosie, jest godna miejsca wśród najbardziej pamiętnych pojedynków w Formule 1. Lewis Hamilton i Nico Rosberg zasłużyli na ogromne brawa – podobnie jak zespół, który postanowił pozostawić im wolną rękę tak długo, jak długo oba samochody pozostawały w jednym kawałku. Obaj kierowcy okazali się na tyle rozsądni i utalentowani, żeby zapewnić nam pierwszorzędne widowisko.

Wydawało się, że po przegranym starcie Rosberga kolejność na dwóch pierwszych pozycjach się już nie zmieni. Jednak pomiędzy obiema stronami garażu rozpętała się prawdziwa batalia, nie tylko taktyczna. Wiadomo było, że pierwszy zawodnik na torze wybierze dla siebie najlepszą możliwą strategię, odwlekając założenie pośredniej mieszanki na ostatni przejazd. Dlatego Rosberg przed pierwszym zjazdem próbował za wszelką cenę wyprzedzić Hamiltona. Nie udało się, zatem jedynym ratunkiem był taktyczny „plan B” – skoro Lewis zjechał pierwszy i założył żółte Pirelli, trzeba było spróbować innej broni.

Nie wiem, dlaczego Rosberg zjechał na pierwszy postój dwa okrążenia po zespołowym koledze – dodatkowe kółko na świeżych oponach pozwoliło Hamiltonowi zwiększyć przewagę. Za to po założeniu twardszych Pirelli Nico jechał rewelacyjnie: Paddy Lowe oceniał, że przy zmniejszającej się temperaturze nawierzchni różnica między obiema mieszankami powinna wynosić 0,3-0,5 sekundy na okrążeniu. Tymczasem na 18 okrążeniach między pierwszym i drugim zjazdem (wymuszonym neutralizacją) Rosberg stracił do Hamiltona 3,5 sekundy – czyli średnio 0,19 sekundy na kółku.

Sądzę, że nawet bez kolejnego zaćmienia umysłowego w wykonaniu Pastora Maldonado finisz wyścigu byłby zacięty. Batalia toczyła się nie tylko na torze, między starymi znajomymi z kartingu, ale także w garażu – gdy Rosberg zaczął oszczędzać ładunek energii i szykować atak, Hamilton też odpowiednio zmieniał swoją taktykę. W tym roku można na jednym okrążeniu uwolnić 4 megadżule energii (czyli wystarcza to na 33 sekundy „doładowania” z maksymalną wartością 160 KM), ale MGU-K może zebrać z hamulców tylko 2 megadżule na kółku. Resztę trzeba czerpać z MGU-H (po drodze jeszcze musi wystarczyć na likwidację opóźnienia turbosprężarki) albo wykorzystywać zaoszczędzoną energię z baterii. Taktykę współczesnej F1 widać było chociażby na przykładzie czasów okrążeń Rosberga z GP Australii: jedno szybsze kółko z wykorzystaniem energii, jedno wolniejsze na jej zbieranie, jedno szybsze, jedno wolniejsze…

Teraz szachy trwały do samej mety. Rosberg próbował wykorzystać przewagę DRS i miękkich opon, a Hamilton twardo się bronił – nie płacząc przez radio, żeby ktoś powstrzymał jego zespołowego partnera. Nico miał lepsze tempo, ale Lewis wykorzystał wszystkie swoje umiejętności do obrony, przypominając sobie ich pojedynki z kartingu.

Sądzę jednak, że gdyby była to walka dwóch Hamiltonów, to wyścig wygrałby Sergio Pérez – Lewis bronił się fair, ale gdyby atakował go jego sobowtór, to pewnie skończyłoby się fruwającymi w powietrzu kawałkami samochodów. Rosberg zrobił dokładnie to, czego można oczekiwać po twardej walce z zespołowym partnerem – a Hamilton jechał tak, jakby jego przeciwnikiem był rywal z innej ekipy.

Obaj jednak doskonale wiedzieli, na co mogą sobie pozwolić i czego trzeba się spodziewać po „tym drugim”. Dzięki temu – i po trosze dzięki Pastorowi – obejrzeliśmy kawał porządnego ścigania. Nie wątpię, że nie był to ostatni taki pojedynek w tym sezonie i jestem też niemal pewny, że za którymś razem skończy się to prezentem dla tego zawodnika, który akurat będzie jechał na trzeciej pozycji.

Wyczyn Maldonado pomógł nie tylko Rosbergowi – skorzystali też kierowcy Red Bulla, którzy mogli wmieszać się do walki z duetem Force India. Neutralizacja nie pomogła za to Williamsowi: Felipe Massa i Valtteri Bottas pojechali na trzy postoje, co prawdopodobnie było pokłosiem ich małej aktywności w treningach. Oszczędzali sprzęt i nie wykonali długich przejazdów, a w wyścigu pierwszy zestaw opon skończył im się odpowiednio po trzynastu i dziesięciu okrążeniach. W przypadku Bottasa nie pomógł też kiepski start, z kolei Massie nie pomógł nawet rewelacyjny start.

Duet Force India też pokazał, że zespołowi partnerzy mogą ze sobą ostro powalczyć. Nico Hülkenberg mógł pluć sobie w brodę za popsute kwalifikacje, bo gdyby ruszał bliżej czoła stawki, to miałby szansę na pierwsze w karierze podium – a tak na właściwym miejscu o właściwym czasie znalazł się Pérez, doskonale wykorzystując wysoką pozycję startową oraz odpowiednią taktykę.

Na słowa uznania zasługuje też oczywiście Daniel Ricciardo: mimo startu z 13. pola niewiele zabrakło mu do podium. Sebastian Vettel próbował coś zdziałać taktyką, ale nie zdołał wykorzystać twardszych opon na początku wyścigu i przejechał na nich o dwa okrążenia mniej niż Ricciardo na miękkich – w dodatku musiał posłuchać polecenia zespołu i przepuścił Australijczyka jeszcze przed pierwszym zjazdem. Po drodze zmagał się z kaprysami DRS, a w końcówce Daniel wyprowadził decydujący cios – najpierw rozprawił się z mistrzem świata, potem „zmęczył” Hülkenberga i wpadł na metę ze stratą czterech dziesiątych sekundy do podium, zdobywając pierwsze punkty w sezonie. Sytuacja w Red Bullu robi się ciekawa…

Ricciardo doskonale powetował sobie karę za niebezpieczne wypuszczenie ze stanowiska serwisowego w Grand Prix Malezji, ale wypada zadać sobie (a raczej sędziom pytanie): czy za błąd zespołu zawodnik musi ponieść dotkliwszą karę sportową niż za ryzykowny manewr, który doprowadził do potencjalnie groźnej w skutkach kolizji? Wracam tu oczywiście do Maldonado, który uderzeniem przedniego lewego koła w prawe tylne doprowadził do „dachowania” Saubera Estebana Gutiérreza. Potem jeszcze sugerował, że winny jest raczej Meksykanin, bo wchodził dziwną linią w pierwszy zakręt i zapewne przestrzelił hamowanie…

Zanim przejdziemy do tradycyjnych not za styl, zadam jeszcze retoryczne pytanie. Wolicie oglądać procesję dwudziestu ryczących samochodów i jeden (góra dwa) manewry wyprzedzania na wyścig, czy nieco cichsze zawody w rodzaju Grand Prix Bahrajnu? Pewnie, że najlepiej byłoby mieć kręcące się do ponad 20 000 obr/min silniki V10 albo V12 i tyle akcji co w minioną niedzielę, ale jak już trzeba wybierać, to wolę obecną F1 🙂

NOTY ZA STYL: GP BAHRAJNU 2014
Vettel: 6
Kwalifikacje skończone na Q2, a próba odrabiania strat wypadłaby całkiem nieźle, gdyby nie popis młodszego kolegi z zespołu, który po starcie z dalszej o trzy pola pozycji na mecie był dwa miejsca przed mistrzem świata.

Ricciardo: 10
Odrobił prawie tyle, ile miał kary za błąd mechaników z GP Malezji. W kwalifikacjach przegrał tylko z Mercedesami, w wyścigu co prawda pomogła mu neutralizacja, ale za sam występ na tle zespołowego partnera należy się najwyższa nota.

Hamilton: 10
Przegrał kwalifikacje z Rosbergiem. I co z tego? Doskonały show.

Rosberg: 10
Przegrał wyścig z Hamiltonem. I co z tego? Obaj pokazali, jak można się ścigać.

Alonso: 7
Pierwszy raz uległ Kimiemu w kwalifikacjach, ale narzekał na brak mocy – przed wyścigiem wymieniono kolektor wydechowy i świece, lecz w wyścigu na wiele się to nie zdało.

Räikkönen: 6
W wyścigu nie utrzymał przewagi z czasówki i finiszował za Alonso. Jego taksówka była wyraźnie wolniejsza, nie tylko od tych z silnikami Mercedesa.

Grosjean: 7
Kolejny raz pokonał Maldonado w kwalifikacjach. Wyścig w miarę solidny, chyba na miarę aktualnego potencjału Lotusa.

Maldonado: 3
Taka nota, ile punktów karnych za salto Estebana. W sumie nie jestem pewien, czy to i tak nie za dużo, jak na koniec zabawy w Q1 i destruction derby na torze…

Button: 7
Wreszcie bardziej przekonujący występ na tle nowicjusza w drugim samochodzie. Stwierdzenia, że w Bahrajnie szybszy od McLarena był tylko Mercedes, wypada od razu zakwalifikować jako niedorzeczne – jednak gdyby nie awaria sprzęgła, wpadłyby solidne punkty, może za 5. miejsce.

Magnussen: 6
Wyraźnie wolniejszy od Buttona w kwalifikacjach, a w wyścigu drugi raz z rzędu wdał się w przepychankę z Räikkönenem. Niska nota, bo Melbourne rozbudziło oczekiwania…

Hülkenberg: 6
Porażka w kwalifikacjach, która potencjalnie kosztowała go pierwsze w karierze podium. Świetna jazda w wyścigu, ale drugą szansę na finisz w top3 stracił w bezpośrednim pojedynku z Pérezem, potem do błędu zmusił go Ricciardo. Weekend poniżej standardów, do których zdążył nas już przyzwyczaić.

Pérez: 9
Po nieudanym początku sezonu w ten weekend wszystko zagrało, jak trzeba. W drodze po pierwsze podium od GP Włoch 2012 potrafił twardo postawić się Hülkenbergowi, nie popełniając przy tym żadnego błędu. Po restarcie skorzystał też na pomocy Nico, który przez kilka okrążeń powstrzymywał Ricciardo.

Sutil: 4
Waga robi swoje, ale pokonanie tylko kopciuszków w kwalifikacjach i kara za blokowanie Grosjeana pogrążają bardziej doświadczonego kierowcę Saubera. To on powinien być liderem tej ekipy…

Gutiérrez: 6
Porządny weekend, zwłaszcza na tle zespołowego partnera. Bez problemów wszedł do Q2, choć kwalifikacje nie są jego najmocniejszą stroną. Pechowe zakończenie wyścigu, dzięki Maldonado.

Vergne : 5
Pierwsza w tym sezonie porażka w czasówce z Kwiatem, okraszona kolejną przepychanką na pierwszym okrążeniu – tym razem po kontakcie z Maldonado. Słabszy weekend.

Kwiat: 7
Dużo lepsze wrażenie niż doświadczony Vergne. Tym razem nie zmieścił się w punktach, ale był to kolejny dojrzały występ i następny krok w kierunku objęcia roli lidera ekipy.

Massa: 6
Słabsze kwalifikacje, rakietowy start, nietrafiona strategia i pech z neutralizacją – udało się zdobyć punkty, ale nadzieje były na coś więcej. Chociażby na walkę o podium z Force India.

Bottas: 6
Dobre kwalifikacje, słaby start – reszta jak u zespołowego partnera. Williamsa chyba stać na więcej.

Bianchi: 5
Francuz został samodzielnym liderem w karnej punktacji, z czterema oczkami na koncie. Po przepychance z Sutilem na kolejnym okrążeniu doprowadził do kolizji z kierowcą Saubera, kończąc jego występ.

Chilton: 7
Licznik ukończonych wyścigów nadal bije… Dzięki jego 13. pozycji Marussia wyprzedza Caterhama w klasyfikacji konstruktorów. Niedziela dużo lepsza niż kwalifikacje, w których był ostatni.

Kobayashi: 6
W kwalifikacjach najszybszy spośród maruderów, ale w wyścigu uległ Chiltonowi, który pojechał na trzy pit stopy – o jeden więcej niż Japończyk.

Ericsson: 6
Jak na trzeci wyścig w karierze, porządny występ. Pokaźna strata do Kobayashiego w czasówce, ale przynajmniej pokonał Chiltona. Przedwczesny koniec jazdy po wycieku oleju.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here