Nelson Piquet Senior: generał koszarowego humoru w Formule 1. Rangą i dokonaniami ustępuje tylko Gerhardowi Bergerowi i Ayrtonowi Sennie.

W czasach wszechobecnego internetu pierwszy dzień kwietnia stoi pod znakiem (często żałosnych) „łamiących niusów”, mających w założeniu wpuścić odbiorców w maliny. Dobry primaaprilisowy żart trafia się jednak rzadziej niż bezbłędny występ Pastora Maldonado. Zamiast silić się na wymyślanie noszących pozory prawdziwości zabawnych nagłówków, postanowiłem poświęcić trochę miejsca bardziej humorystycznej stronie Formuły 1.

Od razu uprzedzam, że podobnie jak w przypadku wyszydzanych powyżej primaaprilisowych „sucharów”, nie należy spodziewać się żartów na wysokim poziomie – wybryki największych gwiazd wyścigów to w wielu przypadkach przykłady dość przaśnego humoru. Jednak biorąc pod uwagę kaliber postaci odgrywających w tych historyjkach główne role, można się delikatnie uśmiechnąć, czytając o przygodach „dużych dzieci”. W każdym razie mnie bawią one bardziej niż dzisiejsze primaaprilisowe doniesienia.

Na podstawie wspólnych dokonań Gerharda Bergera i Ayrtona Senny z czasów ich wspólnych startów w McLarenie (1990-1992) można spokojnie napisać opasły podręcznik pod tytułem „Koszarowe żarty dla opornych” czy też „Brutalne psikusy w weekend”. Zacznijmy może z wysokiego C: pewnego razu Berger wkleił do paszportu zespołowego kolei zdjęcie przedstawiające – cytując ówczesnego szefa zespołu Rona Dennisa – „męskie genitalia”. Sennę rzadko kontrolowano na lotniskach, ale gdy argentyńskim celnikom zachciało się sprawdzić dokumenty mistrza, Ayrton trafił na 24 godziny do paki. Znitowanie wszystkich kart kredytowych Bergera było marnym odwetem.

Więcej punktów Brazylijczyk zdobył za wzbogacenie klimatyzatora w pokoju hotelowym Gerharda wkładką zapachową w postaci francuskiego sera. To był z kolei odwet za polowanie na płazy – Austriak wpuścił mu do pokoju kilkanaście niezłych okazów australijskiej fauny. – Spędziłem godzinę na wyłapywaniu tuzina żab w moim pokoju! – skarżył się Senna zespołowemu koledze. – A nie znalazłeś węża? – odparł Berger z miną niewiniątka. Później opowiadał: – To chyba nie były żaby, raczej coś większego – chyba ropuchy. W Australii mają pełno takich stworów. Myślałem, że on lubi zwierzęta, ale najwyraźniej tak nie jest.

Przed GP Australii w 1990 roku ludzie z McLarena bawili się przy basenie, wrzucając (oczywiście ubranych) kolegów do wody. Sennie udało się uniknąć kąpieli, za to później oblał Bergera szklanką wody. – Dla Tyrolczyka to tyle co nic, ale gra się rozpoczęła – wspominał Gerhard. – Przy pomocy węża skonstruowaliśmy przedłużacz do gaśnicy i o trzeciej w nocy wetknęliśmy końcówkę pod drzwi jego pokoju. Zwołaliśmy grupkę gapiów i odpaliliśmy gaśnicę. Senna wyskoczył przez okno jak z katapulty. Wyglądało to tak, jakby w pokoju wybuchła mu bomba. Obudziliśmy całą masę innych gości, którzy zaczęli krzyczeć na Sennę. Był bardzo zawstydzony.

Arcymistrz psikusów Berger (po lewej) i ofiary żartów Piqueta: Mansell i Jean-Marie Balestre.

Przed jednym z wyścigów na Suzuce Berger, Senna i brazylijski kierowca Leyton House, Mauricio Gugelmin, jechali szybkim pociągiem shinkansen na oficjalną kolację. Wykorzystując moment nieuwagi Gerharda, Brazylijczycy napakowali mu do wyjściowych butów pianki do golenia. Pechowiec musiał wystąpić w smokingu i adidasach, a zemsta tym razem nie wypaliła: kilka dni później fizjoterapeuta McLarena, Josef Leberer (obecnie pracuje w Sauberze), próbował poczęstować Gugelmina świeżym sokiem pomarańczowym. Czujny Brazylijczyk odmówił i miał rację.

Godzinę przed startem wyścigu rozpuścił cztery tabletki nasenne w soku i wysłał go do mnie – opowiadał po latach Gugelmin. – Gdyby plan się udał, zasnąłbym na starcie wyścigu rozstrzygającego o mistrzowskim tytule. Wyobraźcie to sobie: wszyscy ruszają z rykiem silników, a ja sobie chrapię w kokpicie…

Innego razu przed wyścigiem na Monzy Senna nieopatrznie pochwalił się nowym nabytkiem: walizeczką z włókna węglowego, która zdaniem właściciela była niezniszczalna. Berger podjął wyzwanie i podczas przelotu z hotelu na tor wyrzucił ją z helikoptera. – Miałem nadzieję, że spadnie gdzieś w okolicach drzew przy Lesmo, ale nieco się spóźniłem i wylądowała w pobliżu porządkowych, więc ostatecznie Ayrton ją odzyskał – wspominał Austriak na łamach „F1 Racing”, w rozmowie z Maurice’em Hamiltonem. Nie omieszkał też przytoczyć historyjki z podróży przez mediolańskie korki: – Ayrton prowadził. Staliśmy w niewiarygodnych korkach i ludzie zaczęli nas rozpoznawać. Nagle zebrały się wokół nas setki gapiów. Światło zmieniło się na zielone, a ja sięgnąłem po kluczyki i wyrzuciłem je przez okno. Ayrton zaglądał pod auto, próbując je odnaleźć, a ludzie wokół tańczyli z radości. Ulica zupełnie się zakorkowała i przyjechała policja. Wpadli w szał. Później jednak zorientowali się, że to Ayrton i pomogli mu szukać kluczyków.

O tym, jak niebezpiecznie było wsiadać z Bergerem do samochodu, przekonał się też Jean Alesi – długoletni partner Austriaka w ekipach Ferrari i Benetton. Z czasów startów w tej pierwszej ekipie pochodzi historia o dachowaniu nowiutką Lancią Jeana Todta, ówczesnego szefa Scuderii. „Pożyczonym” samochodem Alesi podwoził swojego kolegę z fabryki Ferrari na tor Fiorano, a Berger niespodziewanie zaciągnął hamulec ręczny w zakręcie. – Nie zapiąłem pasów, więc znalazłem się na podłodze – wspominał Alesi na łamach „F1 Racing”. – Gerhard zwisał do góry nogami na swoim pasie. Bardzo się śmiał. Odpiął się i spadł. Samochód był tak bardzo uszkodzony, że mechanicy musieli otwierać bagażnik, aby nas wydostać. Gdy Jean [Todt] zobaczył swój samochód, wpadł w szał. „Co wy narobiliście? Czekałem na to auto sześć miesięcy!” Zadzwonił nawet do Luki di Montezemolo. To był kolejny typowy numer Gerharda.

Nieszczęsne ofiary Bergera: Alesi i Senna. Po prawej ulubieńcy Piqueta: Mansell i Balestre.

Berger pozwalał sobie na żarty nie tylko poza torem. Podczas testów z Benettonem na Silverstone padało i Austriak jeździł na oponach deszczowych. Zjechał do boksu i powiedział, że nawierzchnia już przesycha i można wyjechać na slickach. Alesi, który zawsze był bardzo głodny jazdy i z reguły najpierw działał, a potem myślał, wspominał: – Powiedziałem wtedy: „No dobra, dawać slicki i jedziemy z koksem!”. Wjechałem w Becketts z pełną prędkością. Było jednak mokro. Zaliczyłem niezły piruet. To był klasyczny numer, bardzo mi się spodobał.

Mniej do śmiechu mu było, kiedy Berger w dość humorystyczny sposób pozbawiał go wyższych lokat na mecie… Temat w sumie bardzo na czasie, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia związane z poleceniami zespołowymi. Oddajmy jeszcze głos Bergerowi: – To było podczas Grand Prix Portugalii. Dawaliśmy z siebie wszystko, jadąc na drugiej i trzeciej pozycji. Był przede mną, a ja nie mogłem już szybciej jechać. Połączyłem się przez radio z Jeanem Todtem na stanowisku dowodzenia Ferrari i powiedziałem, że mogę jechać sekundę szybciej, ale nie mogę go wyprzedzić, więc niech poinformują go, żeby mnie przepuścił. Na następnym okrążeniu widzę, jak na prostej Alesi kręci głową na boki! Wiedziałem, że kazali mu mnie przepuścić, a on był wściekły. Był tak wkurzony, że specjalnie bardzo zwolnił, żeby wszyscy się zorientowali, że to było polecenie zespołu.

Nic nie powiedziałem, a kilka wyścigów później zrobiłem to samo. Znowu był wściekły. Po wyścigu powiedział: „Te dranie z zespołu zawsze ci pomagają”. Ale później spojrzał na mnie i dodał: „Chyba ich o to nie prosiłeś?” Odparłem: „Oczywiście, że tak!”. Wpadł w szał. To było takie zabawne.

Alesi w jednym z wywiadów dla „F1 Racing” przypomniał też sytuację, w której Alain Prost skutecznie „wkręcił” Jeana-Marie Balestre’a, wieloletniego prezydenta FIA. Balestre bardzo sprzyjał swojemu rodakowi, a opowiedziana przez Alesiego scenka – choć nie pozbawiona humorystycznego akcentu – jest przede wszystkim dowodem na to, jak wielkimi względami u szefa sportu cieszył się Prost.

Berger już za czasów Toro Rosso. Po prawej „najgłupszy kierowca F1” Scott Speed. Podejrzewam, że gest widoczny na zdjęciu akurat w najmniejszym stopniu przyczynił się do utraty sympatii ze strony Helmuta Marko (pośrodku).

Balestre robił to, czego chciał Alain – opowiadał Alesi. – To zabawna historyjka, ale dobrze obrazuje, o co mi chodzi. Byliśmy w Monako w 1991 roku i Balestre przyszedł z nim porozmawiać. Alain miał na głowie otwarty kask, jakich używa się do jazdy skuterem. Powiedział Jeanowi-Marie: „Mam problem, pomożesz mi?”. Balestre odpowiedział: „Tak, tak. Co się stało? Mów!”. Alain powiedział wtedy: „Widzisz, chciałbym ścigać się tutaj w takim kasku, bo na ulicach w mieście ciężko się oddycha, a FIA takich nie dopuszcza”. Odpowiedź Balestre’a była natychmiastowa: „Nie, nie, możesz się ścigać w takim kasku, nie ma problemu”. Alain zaczął się śmiać, więc Balestre spytał, o co chodzi. Alain powiedział: „Przecież to jest kask na skuter!”

Hans-Joachim Stuck, jeżdżący w F1 w latach 70., ma w zanadrzu kilka mocnych anegdotek, dotyczących głównie jego zespołowego partnera z czasów startów w autach turystycznych i sportowych. – Mój zespołowy kolega z BMW, Dieter Quester, bardzo chciał zobaczyć piersi mojej ówczesnej dziewczyny, Mookie – wspomina Niemiec. – Na trzecim okrążeniu treningów na Laguna Seca, kiedy nadjeżdżał Dieter, podniosłem koszulkę Mookie. Dieter zobaczył, co chciał – i tak go to zdekoncentrowało, że rozbił auto o barierę. Później, już w latach 90., dzieliliśmy willę w Sebring. Pewnego dnia schowałem mu buty do biegania i bardzo się zdenerwował. Ja stosowałem wówczas specjalny szampon, na receptę. Po wyścigu Dieter zadzwonił i spytał: „Jak tam twoje włosy?” Zastanowiło mnie, czemu się o to troszczy. Wtedy powiedział: „Wiesz, każdego dnia podczas pobytu w willi sikałem ci do szamponu”.

Pozostawmy może na boku ciężki kaliber. Drobniutki kawał zafundował Prostowi Nelson Piquet, jego rywal do mistrzostwa świata w sezonie 1983. O tytule rozstrzygał wyścig o GP Południowej Afryki. Po przybyciu na tor w niedzielny poranek Prost zastał na swoim wyścigowym Renault naklejkę z napisem „Fanklub Nelsona Piqueta”. Zamiast zdenerwować się na Brazylijczyka, Alain oderwał ją i przykleił sobie na piersi kombinezonu. Szczęścia mu nie przyniosła, bo przegrał tytuł, a Piquet jeszcze wiele razy popisywał się przeróżnej maści żarcikami.

Do tych grubszych należał numer z GP Meksyku 1987: znienawidzony przez Nelsona zespołowy partner Nigel Mansell cierpiał na „zemstę Montezumy” (tamtejsza odmiana znanej z Egiptu „zemsty faraona”), a Brazylijczyk bardzo się starał, żeby w toaletach znajdujących się w pobliżu garażu Williamsa nie było ani jednej rolki papieru. W czasie odprawy przed wyścigiem spytał natomiast prowadzącego spotkanie Balestre’a, czy ewentualne zjazdy Mansella do boksów (w wiadomym celu) będą sygnalizowane reszcie stawki brązową flagą… Podczas innej odprawy po cichutku opróżnił butelkę wody mineralnej wprost do kieszeni przemawiającego z emfazą Balestre’a, który resztkami sił próbował zachować powagę. Trzeba przyznać, że Nelsinho, syn Nelsona Piqueta, nie odziedziczył po ojcu ani umiejętności do kręcenia kierownicą, ani rubasznego poczucia humoru i szeroko rozumianego luzu.

Czasami niegroźny kawał potrafi mieć długotrwałe konsekwencje. Kiedy Alex Wurz nawet jeszcze nie marzył o startach w F1, pomysłowi koledzy schowali mu tuż przed wyścigiem buty. Austriak wystartował w obuwiu nie do pary i zwyciężył. Doszedł do wniosku, że przyniosło mu to szczęście i od tamtej pory zawsze jeździł w dwóch różnych butach: czerwonym i niebieskim. Ten nawyk zmienił dopiero w McLarenie, gdzie za czasów Rona Dennisa nikt nie mógł sobie pozwolić na tak luźne podejście do życia.

Ofiarą małego figla spłatanego przez zespołowego kolegę padł też chociażby Scott Speed, którego kariera w Formule 1 właściwie sama w sobie była żartem. Wspomniany już Berger, który za czasów startów Amerykanina w mistrzostwach świata był współwłaścicielem Toro Rosso, określił go kiedyś mało zaszczytnym mianem „najgłupszego kierowcy w historii F1”. Speed poza wątpliwymi umiejętnościami i talentem posiadał także pluszową owcę Barbarę, przymocowaną do jego bidonu. Podczas GP USA 2005, kiedy Scott był jeszcze kierowcą testowym, Barbara zaginęła.

Sobowtór Barbary po dekapitacji. Niestety, przed wykonaniem tego zdjęcia ucierpiała jedna pluszowa owca.

Speed był wyraźnie niepocieszony, ale na szczęście po jakimś czasie udało się ją odnaleźć – tyle, że wyposażoną w dziwną obrożę na szyi. Z pomocą pospieszył drugi kierowca Toro Rosso, Vitantonio Liuzzi – zanim Speed zdążył krzyknąć „odczep się od mojej owcy”, Włoch machnął trzymanymi w dłoni nożycami i zamiast usunąć obrożę, obciął owcy głowę… Scott wpadł w furię, ale zanim zdążył naruszyć nietykalność cielesną partnera, ten ze śmiechem wyciągnął oryginalną, prawdziwą Barbarę z kieszeni. Po tej historyjce z owcą wydaje mi się, że Berger miał rację…

Nieźle nożyczkami machał także Ron Dennis: były szef McLarena porządnie wkurzył Eddiego Jordana, próbującego przeprowadzić wywiad z Christianem Hornerem po GP Wielkiej Brytanii 2010. W czasie relacji „na żywo” Dennis przeciął kabelki biegnące po plecach Jordana, pozbawiając go odsłuchu i łączności z realizatorem transmisji. Jednak na najokrutniejsze żarty z byłego właściciela ekipy, dzięki której w F1 debiutował Michael Schumacher, pozwalają sobie tylko nieliczni. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że Eddie Jordan nosi perukę – po wypadku z młodzieńczych lat, w którym doszło m.in. do uszkodzenia nerwów, cierpi na łysienie plackowate. Podobno w czasie pewnej oficjalnej, eleganckiej kolacji jeden z najbardziej ekstrawaganckich szefów zespołów w historii F1 nie zawahał się przed ściągnięciem Jordanowi peruki z głowy, ze słowami „zdejmij nakrycie głowy przy stole”.

W ślady dawnych mistrzów czy szefów ekip idzie już młode pokolenie. Po GP Niemiec 2010 Lucas di Grassi przerobił komunikat prasowy ekipy Virgin, „wkładając w usta” zespołowego partnera Timo Glocka stwierdzenie: „Start wyścigu był trudny, bo Lucas wspaniałym manewrem mnie wyprzedził”. Dział prasowy nie zauważył „korekty” i w takiej formie rozesłał informację prasową dziennikarzom.

Słyszałem też opowieści o psikusach, których ofiarami padli młodzi zawodnicy z serii juniorskich (którzy od tamtej pory zaliczyli już swoje pierwsze testy w Formule 1). Czym może grozić pozostawienie w zasięgu rąk „kolegów” włączonego laptopa z otwartym kontem na portalu społecznościowym? Cóż, jeden z roztargnionych juniorów – dzięki uczynnym i jakże dowcipnym rywalom z toru – poinformował świat o swojej rzekomej orientacji seksualnej. Dobrze udawane, lecz rzecz jasna sfingowane zrozumienie znalazł u kolegi, który także zostawił swój komputer bez opieki. Nie trzeba dodawać, że zrobiło się dość nerwowo – ale przynajmniej obaj bohaterowie internetowego „pomówienia” będą do końca życia pamiętać o pilnowaniu swoich laptopów.

Gratuluję tym z Was, którzy dotrwali do końca primaaprilisowo-świątecznego tekstu. Tak jak ostrzegałem, padokowe żarty nie są i nie były najwyższych lotów, ale z drugiej strony przyznajcie, że koszarowy humor w wykonaniu Senny, Piqueta czy Bergera ma swój urok. Pamiętajcie tylko, żeby nie próbować tego w domu…

8 KOMENTARZE

  1. Mikołaj, a znasz może jakieś śmieszne anegdoty związane z (tu nie będę oryginalny) Robertem Kubicą? Bądź innym polskim zawodnikiem ścigającym się po torach? Pozdrawiam! 🙂

  2. Tabletki nasenne przed wyścigiem? Wypadek samochodu za zakręcie? Niszczenie czyichś rzeczy i kradzieże? Oszustwa, aby nieuczciwie wygrać? No to chyba wiem, czemu obecny komentarz w 11S jest tak niskich lotów. Jeśli ktoś uznaje te chamskie wybryki za żarty, nawet zastrzegając, że są niskich lotów, to chyba sam powinien poddać się takim „żartom”, może wtedy zrozumiałby że to żadne żarty, a zwykłe chamstwo.

    • jakbyś napisał ten komentarz 1 kwietnia to byś mnie rozbawił, ale ponieważ napisałeś go 2 kwietnia to chyba niestety nie żartujesz. wyrazy szczerego współczucia Karolu.

      • A dziękuję, przydadzą mi się, bo jestem bardzo zawiedziony przenosinami F1 z Polsatu do 11S, do tego brak Borowczyka, oj przydadzą się… 😉

  3. Mimo pełnego szacunku do wiedzy Borowczyka, to bardziej mnie interesuje techniczna część F1 a nie z kim przespała się ta blondynka z paddocu :P. A co do tych „żartów” to fakt chamstwo… z drugiej strony jeśli robi to przyjaciel to jednak jest inaczej odbierane. A kiedyś mimo rywalizacji było więcej szacunku i przyjaźni

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here