Mercedes jest już mistrzem, teraz czekamy na koronację następcy Sebastiana Vettela. W Rosji triumfował co prawda Lewis Hamilton, ale nie oznacza to, że Anglik może być pewny swego.

Bernie Eclcestone to ma szczęście. Nie dość, że zrealizował swoje z górą 30-letnie marzenie związane z organizacją wyścigu Formuły 1 w Rosji, to jeszcze FOM zarobił na tym krocie. Rosjanie płacą bowiem podobno za organizację wyścigu w Soczi rekordowe 50 milionów dolarów rocznie. Najwidoczniej Rosję na to stać. Podejrzewam, że sekretarz generalny KPZR Leonid Breżniew, z którym Ecclestone „flirtował” w sprawie wyścigu w Związku Radzieckim na początku lat 80., trochę inaczej wykorzystałby tak bajońskie sumy. Znak czasu?

Jak w kinie
Trzeba przyznać, że obiekt w Soczi robi wrażenie. Oszałamiające garaże, pełne trybuny, fantastyczne otoczenie kompleksu olimpijskiego, niesamowite kolory, piękna i równa jak stół taśma świeżutkiego asfaltu, no i najważniejsze osoby ze świata sportów motorowych i polityki w roli kibiców. Wszystko niby się zgadza. Szkoda tylko, że układ toru made by Hermann Tilke kompletnie niczym nie wyróżnia się na tle jego innych projektów, a na każdym kroku kłują w oczy dawno zgrane patenty, fatalnie przekładające się na jakość widowiska zwanego F1. Strach pomyśleć, co by się działo, gdyby nie gadżety w rodzaju DRS i ERS. Ale nawet z nimi to, co w niedzielę działo się na torze w Soczi można podsumować słowami klasyków z kultowego „Rejsu”: „nuda, w ogóle brak akcji jest, nic się nie dzieje, dłużyzna, proszę pana, aż chce się wyjść z kina…”, przepraszam, z toru.

Przez chwilę miałem nawet wrażenie, że panowie Władimir Putin, Bernie Ecclestone i Jean Todt chcieli wyjść. Tylko chyba im nie wypadało.

Neubauer byłby dumny
Dobra, to teraz zajmiemy się tym, co wydarzyło się na torze. Na początek zwycięski Mercedes. W Rosji ekipa dowodzona przez Toto Wolffa i Paddy’ego Lowe’a dopięła swego, sięgając po pierwszy samodzielny tytuł mistrza świata konstruktorów F1 dla firmy spod znaku trójramiennej gwiazdy. Trzynaście zwycięstw w szesnastu wyścigach, w tym aż dziewięć podwójnych, mówi wszystko o klasie maszyny Mercedesa. Lewis Hamilton i Nico Rosberg nawet dobrze się nie spocili. Przynajmniej w walce z konkurencją… Ciężka praca, której podwaliny położył nie kto inny, tylko Ross Brawn, przyniosła oczekiwany przez centralę ze Stuttgartu skutek. Alfred Neubauer byłby dumny!

Do rozstrzygnięcia pozostaje jeszcze kwestia mistrzostwa świata kierowców. Po wyścigu w Rosji nikt już chyba nie liczy na cud w postaci Daniela Ricciardo, bo realnie rzecz biorąc na placu boju pozostają tylko Hamilton i Rosberg. Bliżej do osiągnięcia celu ma oczywiście ten pierwszy, który w Soczi ustrzelił czwarte zwycięstwo z rzędu i dziewiąte w sezonie, zwiększając do 17 punktów swoją przewagę w generalce.

Szekspirowskie dylematy
Staranne wykształcenie chyba przeszkadza Nico w walce o tytuł. Wszystko wskazuje bowiem na to, że po kwalifikacjach Niemiec stanął przed szekspirowskim „być albo nie być” i postanowił pójść na całość już na samym początku wyścigu. Szkopuł jednak w tym, że przeszarżował na hamowaniu do drugiego zakrętu, dewastując opony i tracąc prawdopodobnie jedyną tego dnia okazję na pokonanie Hamiltona.

Do „zupełnie niepotrzebnego” błędu Rosberga można podejść dwojako. Z jednej strony prawdą jest to, że w pierwszym zakręcie (w tym wypadku w drugim) łatwiej przegrać wyścig niż wygrać (chyba, że to akurat Monako), ale z drugiej Nico chyba nie miał wielkiego wyboru. Dlaczego? Ano dlatego, że Lewis był w Soczi po prostu szybszy, a po ostatnich, seryjnych zwycięstwach Hamiltona, Rosberg pewnie poczuł, że inicjatywa wymyka mu się z rąk. I być może stąd wziął się ten desperacki atak.

Niezniszczalne gumy
Później Nico radził już sobie zdecydowanie lepiej i finiszował na drugiej pozycji, redukując do minimum straty z początku wyścigu. W powrocie z piekieł pomogła mu wyjątkowo łaskawa dla opon nawierzchnia rosyjskiego toru. Oglądając jednak to, jak Niemiec przejeżdża na pośredniej mieszance 52 kółka i wykręca na przedostatniej rundzie najszybsze okrążenie (ostatecznie Bottas je poprawił), przeleciało mi przez głowę, że coś tu nie gra. Swoją drogą jestem ciekaw, ile jeszcze kółek Rosberg mógłby nakręcić, pozostając konkurencyjnym?

Wszystko przed nami
Żeby uzmysłowić sobie, jak dalece możemy być od ostatecznych rozstrzygnięć, przeprowadzimy małą symulację. Wyobraźmy sobie, że będący na fali Hamilton wygrywa kolejne dwa wyścigi, zaś Rosberg jest w nich drugi. W takiej sytuacji przyjeżdżając do Abu Zabi Lewis i Nico mają na kontach odpowiednio 341 i 310 punktów. I co? I nadal wszystko jest możliwe, bo jeśli na Yas Marina zwycięży Rosberg, dorzucając do kolekcji 50 oczek, a Lewis dotrze do mety co najwyżej na szóstej pozycji, mistrzem będzie jednak Nico. Jest o co się bić!

Zamykając temat Mercedesa, nie mogę zignorować faktu, że Hamilton zrównał się w liczbie zwycięstw z Nigelem Mansellem. Szkoda, że z tej okazji nie pomyślał o… wąsach! Kilku osobom na pewno zrobiłoby się z tej okazji cieplej na sercu.

Dziwne opony
W kwalifikacjach za sprawą Valtteriego Bottasa pachniało sensacją. Pod koniec szybkiego okrążenia opony w Williamsie przestały jednakże trzymać i Fin finiszował driftem, co pogrzebało jego szanse na przedzielenie Mercedesów. Czy Valtteri mógł sięgnąć po pole position? Wątpliwe. Porównanie jego przejazdu z kółkiem Hamiltonem pokazuje, że Anglik był z przodu jeszcze przed dwoma ostatnimi zakrętami. W wyścigu opony także dały o sobie znać i Bottas ponownie musiał uznać wyższość kierowców Mercedesa. Czy w tym wypadku mógł pokusić się o coś więcej? Być może gdyby zespół wcześniej ściągnął go do alei serwisowej (od 19 do 25 rundy Fin zgubił ponad 7 sekund), miałby większe szanse na utrzymanie Rosberga za plecami. Być może…

Tak czy inaczej, Valtteri zapewnił ekipie Sir Franka Williamsa szóste podium w sezonie (jedno jest dziełem Felipe Massy) i za jednym zamachem zrzucił Sebastiana Vettela z czwartej, a Fernando Alonso z piątej pozycji w generalce.

McLaren w górę, Red Bull i Ferrari w dół
Nie licząc Australii, McLaren osiągnął w Rosji swój najlepszy wynik w sezonie, zdobywając aż 22 punkty. Dzięki czwartej pozycji Jensona Buttona i piątej Kevina Magnussena stajnia z Woking odzyskała piąte miejsce w klasyfikacji konstruktorów. Trzy rundy przed końcem zmagań McLaren na 20 oczek przewagi nad Force India i raczej nie roztrwoni już tego kapitału. No chyba, że nastąpi jakiś kataklizm.

Rozczarowujący występ zaliczyła za to ekipa Red Bulla. Kwadratowe zakręty toru w Soczi kompletnie nie leżały modelowi RB10 i zdetronizowani mistrzowie świata wywieźli z Rosji zaledwie 10 punktów. Danielowi Ricciardo kiepsko poszedł początek wyścigu, w związku z czym utknął za Sebastianem Vettelem. A ponieważ czterokrotny mistrz świata nie miał najmniejszej ochoty na współpracę, Ricciardo musiał uciec się do strategii.

Ferrari? No cóż, Kimi Räikkönen był dziewiąty, Fernando Alonso szósty. Hiszpan przeciął metę za pięcioma kierowcami korzystającymi z siników Mercedesa. Tyle. Założę się, że bicampeon z Oviedo ma teraz ważniejsze rzeczy na głowie.

Łyżka dziegciu
Rosjanie mocno liczyli na swojego Daniiła Kwiata. Najlepsze kwalifikacje w karierze (5. miejsce) z pewnością jeszcze rozbudziły ich wyobraźnię. Jak na ironię, w niedzielę lokalnego idola opuściło szczęście. Kiepski start i późniejsze kłopoty ze zbyt dużym zużyciem paliwa sprawiły, że do wielkiej beczki rosyjskiego miodu wpadła odrobina dziegciu. Bywa.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here