Sześciokołowy dziwoląg, który nigdy nie wystartował w wyścigu. Patrick Head nie bał się eksperymentów, ale po zmianie przepisów od 1983 roku samochody F1 muszą mieć cztery koła.

Po 34 latach pracy w Formule 1 współzałożyciel Williamsa Patrick Head na stałe żegna się ze światem wyścigów. Wraz z nim z padoku znika cząstka legendy zespołu, który choć obecnie przechodzi najtrudniejszy okres w swojej historii, wciąż pozostaje trzecią najbardziej utytułowaną ekipą w stawce. W latach 80. i 90. podopieczni Franka Williamsa z powodzeniem grali na nosie Ferrari i McLarenowi, a u boku Heada wychowało się wielu inżynierów, którzy również trwale zapisali się w historii sportu.

Rzadko się zdarza, aby inżynier był tak długo związany z jednym zespołem w stawce, a do tego odniósł z nim tak wiele sukcesów. Za czasów Heada kierowcy Williamsa wygrali 113 wyścigów, zdobyli siedem indywidualnych i dziewięć zespołowych tytułów mistrzowskich. Wraz z Patrickiem znika część legendy tej zasłużonej ekipy i to dobry moment na podsumowanie wspaniałej kariery 65-letniego Anglika.

Ojciec Patricka, pułkownik Michael Head, ścigał się sportowymi Jaguarami w latach 50., ale pierwszą pasją jego syna było morze. Patrick podjął naukę w Szkole Marynarki Wojennej w Darmouth, ale po zaledwie trzech miesiącach zdał sobie sprawę, że pozostanie na suchym lądzie przyniesie mu więcej satysfakcji. Ojciec był do tego stopnia wściekły, że Patrick musiał na pewien czas wyprowadzić się do rodziny w Walii, gdzie pracował przy budowie autostrad. Wrócił do nauki i po ukończeniu studiów technicznych Head w wieku 24 lat wszedł do świata wyścigów. W 1970 roku rozpoczął pracę w Lola Cars, gdzie poznał Johna Barnarda – późniejszego projektanta Benettona, McLarena i Ferrari, którego konstrukcje rywalizowały z dziełami Heada. Zanim jednak do tego doszło, obaj stali się bliskimi przyjaciółmi i Patrick był nawet drużbą na weselu Barnarda.

Po nieudanych przygodach z próbą konstrukcji własnego silnika do wyścigówek SuperVee (warsztat został zniszczony w pożarze), projektem auta Formuły 2 i pierwszym projektem samochodu Formuły 1 – Trojana T103 – Head obraził się na wyścigowy świat i poświęcił swój czas budowie 15-metrowego szkunera. – To była typowa sytuacja dla młodego człowieka, którego ambicja przewyższała środki – wspominał po latach. – Był mniej więcej w dwóch trzecich gotowy, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie mam pieniędzy na dokończenie budowy.

Wtedy los po raz pierwszy zetknął go z Frankiem Williamsem, który powierzył mu zadanie projektowania swoich samochodów F1. Head niedługo cieszył się stanowiskiem, bo jego szef wkrótce potem nawiązał współpracę z Walterem Wolfem, który w posagu do zespołu wniósł nadwozia Hesketh 308C i ich autora, Harveya Postlethwaite’a – nowego głównego projektanta. Head został numerem dwa w zespole i później przyznał, że wyszło mu to na dobre. – Hesketh 308C był jednym z najgorszych samochodów w historii F1 i cała krytyka spadła na Harveya – wspominał Patrick. – To był sezon zdobywania doświadczenia, bo nie byłem bezpośrednio na linii ognia i nauczyłem się, w jaki sposób nie robić pewnych rzeczy.

Nauka przydała się bardzo szybko. Williams, rozczarowany współpracą z Wolfem, opuścił zespół na początku sezonu 1977. Zabrał ze sobą Heada i razem utworzyli ekipę Williams Grand Prix Engineering, dzieląc się udziałami w stosunku 70:30. Patrick zaprojektował obiecujący model FW06, którym Alan Jones zajął drugie miejsce w GP USA 1978. Następca, model FW07, był jedną z najbardziej udanych konstrukcji przełomu lat 70. i 80. Jego kolejne wcielenia wygrały 15 wyścigów w rękach Jonesa, Claya Regazzoniego i Carlosa Reutemanna. – Nie skaczę z radości po wygranej, bo moim zdaniem taki jest nasz cel – mówił Head, któremu woda sodowa najwyraźniej nie uderzyła do głowy.

Do mistrzowskiego tytułu Alana Jonesa, zdobytego w 1980 roku, dwa lata później kolejny sukces dorzucił Keke Rosberg. W erze turbo Williams związał się z Hondą i to zaowocowało kolejnymi triumfami: w sezonie 1986 tytuł wśród kierowców zdobył co prawda Alain Prost, ale zespołowo Nelson Piquet i Nigel Mansell zapewnili ekipie prymat wśród konstruktorów. Rok później Piquet zdobył swój trzeci tytuł, osładzając ciężkie dla Williamsa chwile. W 1986 roku założyciel zespołu przeżył poważny wypadek samochodowy, a odniesione w nim obrażenia kręgosłupa przykuły go do wózka inwalidzkiego. Head wziął na swoje barki ciężar prowadzenia zespołu i wyniki potwierdzają, że znakomicie się z tego wywiązał.

Rozstanie z Hondą zaowocowało nieudanym sezonem 1988, ale nawiązana w 1989 roku współpraca z Renault ponownie skierowała Williamsa na właściwe tory. Cuda inżynierii, jakimi były modele FW14B i FW15C – wyposażone w aktywne zawieszenie, kontrolę trakcji, ABS i automatyczną skrzynię biegów – potwierdziły wysokie kwalifikacje Heada. Nigel Mansell i Alain Prost nie mieli sobie równych w latach 1992-93 i wydawało się, że po przyjściu Ayrtona Senny passa sukcesów będzie trwała w nieskończoność.

Tak się jednak nie stało – 1 maja 1994 roku Senna zginął na Imoli i wiele lat później włoski sąd uznał, że Head ponosi odpowiedzialność za śmierć kierowcy. Trzynaście lat po wypadku orzeczono, że „przyczyną wypadku była usterka kolumny kierownicy. Została ona spowodowana złym projektem i źle wprowadzonym modyfikacjom. Odpowiedzialność za to spada na Patricka Heada, winnego niedopatrzenia.” Head nie został skazany, bo w myśl włoskiego prawa doszło do przedawnienia. Trafiłby do więzienia, gdyby wyrok ogłoszono najpóźniej po siedmiu latach i sześciu miesiącach.

Ostatnimi naprawdę udanymi sezonami Williamsa były lata 1996-97, kiedy mistrzami świata zostawali Damon Hill i Jacques Villeneuve. Pewne przebudzenie stanowił okres współpracy z BMW (sezony 2000-2005), ale w tym okresie samochody z Grove wygrały tylko 10 wyścigów – ostatnim z nich była Grand Prix Brazylii 2004, kiedy jako pierwszy linię mety minął Juan Pablo Montoya.

Head powoli oddawał władzę w pionie technicznym młodym inżynierom, ale żaden z nich nie dorównywał talentem jego dawnym współpracownikom: Adrianowi Neweyowi, Rossowi Brawnowi, Neilowi Oatleyowi czy Frankowi Dernie. W połączeniu z kłopotami z pozyskaniem odpowiednich jednostek napędowych, Williams zaczął pikować w kierunku dna. Odejście Heada po najgorszym sezonie w historii tego zespołu zdaje się mieć znaczenie symboliczne: ze „starej gwardii” pozostał już Frank Williams, który i tak oddał stery ekipy Adamowi Parrowi. Można uznać, że z dawnego zespołu, dla którego mistrzowskie tytuły zdobywali Jones, Rosberg, Piquet, Mansell, Prost, Hill i Villeneuve, pozostała już tylko nazwa.

Head nie pełni już żadnej funkcji w zespole, zrezygnował także z zasiadania w radzie nadzorczej. Będzie pracował dla Williams Hybrid Power, zajmującej się napędami hybrydowymi: – Może to brzmi nudno, ale to nowoczesna i bardzo ekscytująca technologia – skomentował swoje nowe zajęcie Head.

Wyzwania technologiczne zawsze były bardzo wysoko na liście priorytetów Heada. – Po pierwsze jestem inżynierem, a dopiero po drugie fanem wyścigów – przyznał kiedyś. – Nie jestem maniakiem z benzyną w żyłach i nie darzę szczególną pasją samochodów drogowych. Najlepsze auto to służbowe: wystarczy mi, jeśli ktoś zajmuje się za mnie podatkami i ubezpieczeniem, a silnik zawsze odpala po przekręceniu kluczyka.

Jak widać, do tworzenia mistrzowskich aut w Formule 1 nie trzeba być maniakiem sportowych samochodów. Ważne jest podejście inżyniera i kto wie, do czego byłby zdolny Head, gdyby nie ograniczenia regulaminowe: pod jego wodzą Williams nie tylko eksperymentował na początku lat 80. z sześciokołowym samochodem (w przeciwieństwie do Tyrrella P34, który startował w F1 w sezonach 1976-77, Williamsy FW07D i FW08B miały po dwie osie z tyłu, a nie z przodu), ale też w 1993 roku przeprowadził udane testy bezstopniowej skrzyni biegów CVT. Oba wynalazki zostały tak szybko zakazane, że nie zdołano sprawdzić ich w wyścigach.

Pamięć w Formule 1 bywa krótka i gdy wszyscy zachwycają się sukcesami konstrukcji Adriana Neweya, coraz bardziej zapomina się o tym, czego przez dziesięciolecia dokonał jego dawny przełożony. Satysfakcji z sukcesów osiągniętych w latach 80. i 90. nikt jednak Headowi nie odbierze i Anglik będzie miał co wspominać na emeryturze, urozmaiconej zapewne powrotem do dawnej, morskiej pasji. Wszak w 2005 roku przepłynął Atlantyk w czasie 70 godzin, a w 1980 roku dokończył budowany na fali młodzieńczego entuzjazmu szkuner.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here