Przyznaję, że przed zeszłoroczną edycją Grand Prix USA obawiałem się, czy powiedzie się kolejna próba zaszczepienia miłości do Formuły 1 w publiczności rozkochanej w pełnych akcji wyścigach na owalnych torach. Do tego niektóre powstałe niedawno tory raczej odstraszają niż zachęcają do oglądania… ale na szczęście moje obawy okazały się całkowicie bezpodstawne. Teksas ciepło przyjął F1, także dzięki pomocy napływających przez granicę meksykańskich fanów.

Jeśli natomiast chodzi o sam tor… Cóż, życzyłbym sobie, żeby każdy trafiający do kalendarza obiekt był tak widowiskowy. Owszem, pobocza są szerokie i bariery stoją daleko, zgodnie ze słusznym skądinąd kultem bezpieczeństwa, ale sama nitka toru prezentuje się bardzo interesująco. Inspiracje innymi torami (szybkie łuki rodem z Silverstone, długi zakręt zaczerpnięty z Istanbul Park czy sekcja przypominająca stadion na Hockenheim) plus unikalny pierwszy zakręt – nawrót po stromym podjeździe – to prawdziwe perełki. Do tego dochodzą niezłe miejsca do wyprzedzania i mamy receptę na całkiem niezły obiekt, którego trybuny nie świecą pustkami.

Rok temu wyścig o Grand Prix USA miał jeszcze znaczenie w kontekście mistrzowskiego tytułu: Sebastian Vettel próbował powiększyć przewagę nad Fernando Alonso przed finałową rozgrywką na Interlagos. Hiszpan został pokonany w kwalifikacjach przez zespołowego partnera Felipe Massę i Ferrari postanowiło wymusić karne cofnięcie Brazylijczyka o pięć pól startowych, łamiąc plomby na jego skrzyni biegów. Dzięki temu Alonso ruszał z czystej strony toru i na mecie był trzeci, za Vettelem i Lewisem Hamiltonem. Anglik wykorzystał kłopoty Seba z dublowaniem Naraina „Ogórka” Karthikeyana i przechytrzył kierowcę Red Bulla w końcówce wyścigu. Dzięki temu obecny kierowca Mercedesa jest jedynym kierowcą w stawce, który ma na koncie triumfy w GP USA (w 2007 roku na Indianapolis i w zeszłym sezonie). Oczywiście to oznacza, że Vettel nie ma jeszcze na koncie zwycięstwa u Wujka Sama – jeśli zwycięży w niedzielę, to podtrzyma szansę na wyrównanie kolejnych rekordów…

Po piątkowych treningach nie zanosi się na to, aby ktokolwiek mógł przerwać serię Vettela. Co prawda był szybszy od Marka Webbera o „zaledwie” 0,1 sekundy, ale zdaniem Australijczyka mistrz świata mógł pojechać o wiele szybciej. – Seb uzyskał swój czas przy czwartej próbie – powiedział Mark. – Niestety, nie wydobył wszystkiego ze swoich opon – na szczęście dla niego, niestety dla nas.

Z taktycznego punktu widzenia GP USA powinna być dość prostym wyścigiem: degradacja i zużycie dwóch najtwardszych mieszanek w gamie Pirelli pozostają na bardzo niskim poziomie. Większość kierowców powinna pojechać na jeden postój, co oczywiście jest dobrą wiadomością dla Red Bulla i trochę gorszą dla rywali…

Ochotę na pokrzyżowanie szyków Red Bullowi ma między innymi Lewis Hamilton. Zespół Mercedes zorientował się, że w używanym dotychczas nadwoziu (numer 04) pojawiły się dwa pęknięcia, które mogą być przyczyną niewytłumaczalnych różnic między jego samochodem i autem Nico Rosberga. Nadwozie zostało drobiazgowo przebadane już w Austin i stwierdzono, że uszkodzenia mogą mieć wpływ na prowadzenie się samochodu. Hamiltonowi przydzielono rezerwowy samochód (numer 02) i to oznacza, że w stawce pozostało już tylko siedmiu kierowców, którzy w każdym weekendzie GP korzystało z dokładnie tego samego nadwozia (Vettel, Alonso, Rosberg, di Resta, Sutil, Bottas oraz Chilton).

Osobiście mam nadzieję, że z dobrej strony pokaże się Heikki Kovalainen. Wiadomo, że start po niemal rocznej przerwie i w zupełnie nieznanym samochodzie jest sporym wyzwaniem. Fin przyznał, że kilka razy naciskał złe guziczki na kierownicy, a i tak największym problemem był fotel: inny niż ten, który Heikki mierzył przed weekendem w Enstone. – Nic mi się nie stało, chociaż korzystałem z innego kubełka – powiedział kierowca. – To był fotel Kimiego, który jest większy ode mnie i teraz musimy zastosować więcej wypełniacza wokół ramion.

Nie trzeba chyba tłumaczyć, że luźne przemieszczenie się w fotelu nie jest idealną sprawą dla kierowcy F1… Mimo tego Kovalainen uzyskał piąty czas dnia, choć sam nic sobie z tego nie robił. – Niewiele to dla mnie znaczy – mówił o swoim rezultacie. – Czasy w piątek nic nie znaczą i musimy poczekać do jutra. Dobrze, że szybko przyzwyczaiłem się do jazdy.

Nie da się ukryć, że Heikki nie należy do ścisłej czołówki pod względem talentu, ale jest na tyle solidnym, szybkim, a przy tym rozsądnym i fajnym kierowcą, że wypada mi trzymać za niego kciuki w ten weekend. Zastępstwa bywają trudne: rok temu na Monzy przekonał się o tym Jerome d’Ambrosio. Nikt nie miałby pretensji do Kovalainena, gdyby był wolniejszy o parę dziesiątych sekundy od przeżywającego wyraźną zwyżkę formy Grosjeana. Może się jednak okazać, że pojedzie na poziomie nowego lidera Lotusa – byłoby to dość ciekawą niespodzianką.

Pamiętam poprzednią sytuację, w której zespół z Enstone – jeszcze jako Renault – musiał w końcówce sezonu zmienić kierowcę (pomijam Grosjeana w 2009 roku, bo wówczas był debiutantem). W 2004 roku Flavio Briatore wyrzucił z zespołu Jarno Trullego i na jego miejsce ściągnięto Jacques’a Villeneuve’a – odpoczywającego po rozstaniu z ekipą BAR. Były mistrz świata miał nawet trzy dni testów na przyzwyczajenie się do nowego samochodu, a mimo tego na tle Alonso, ówczesnego lidera ekipy, wypadł dość blado: w trzech startach w Chinach, Japonii i Brazylii był raz 11. i dwa razy dziesiąty (Alonso był dwa razy czwarty i raz piąty). Nie było to udane zastępstwo – zobaczymy, jak będzie tym razem, oczywiście biorąc poprawkę na klasę zawodników.

Mam jeszcze nadzieję, że dzisiaj obejdzie się bez problemów natury atmosferyczno-awiacyjnej. W piątek kierowcy stracili sporo czasu najpierw z powodu mgły, uniemożliwiającej ewentualny start helikoptera medycznego. Kiedy warunki się poprawiły i rozpoczęto sesję, okazało się, że śmigłowiec ma usterkę radia. Później kontrola przestrzeni powietrznej nad lotniskiem w Austin nie wydała zezwolenia na przelot na tor i przerwa w jazdach „nieco” się przeciągnęła. Przepisy narzucają co najmniej dwugodzinną przerwę pomiędzy obiema sesjami treningowymi, więc zajęcia trzeba było skrócić. Jednak na tym etapie sezonu zespoły raczej nie sprawdzają już nowych części, a zachowanie ogumienia zdaje się być dość przewidywalne – a do tego warunki podczas pierwszego treningu bywają mało reprezentatywne. Stracili jedynie „piątkowi” kierowcy (Daniił Kwiat, Alexander Rossi i Rodolfo Gonzalez) oraz Kovalainen – ale z drugiej strony mechanicy Lotusa mogli podczas czerwonej flagi zająć się lepszym dopasowaniem jego fotela. flagi zająć się lepszym dopasowaniem jego fotela.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here