Spa-Francorchamps jest dla mnie jednym z niewielu klimatycznych rodzynków w coraz bardziej popsutym kalendarzu Formuły 1. Nawet w obecnej, okrojonej do siedmiu kilometrów wersji, ten tor ma klimat, o jakim większość obiektów – wyjąwszy Suzukę, Monzę czy Monako – może co najwyżej pomarzyć. Pamiętam moją pierwszą wizytę w Ardenach, niemal dokładnie jedenaście lat temu na rundzie Brytyjskiej F3, w której gościnnie startował Robert Kubica. Pierwszym fragmentem toru, jaki zobaczyłem, był podjazd pod Raidillon. Przecierałem oczy ze zdumienia: jak to możliwe, że to wzgórze jest takie strome? Telewizja tego nie oddaje – podobnie, jak nie oddaje na przykład podjazdu do kasyna w Monte Carlo czy zjazdu za tunelem. To trzeba po prostu zobaczyć.

Cieszę się, że wyścigi na tym torze z reguły dostarczają sporych emocji. Nie inaczej będzie tym razem, choć sprawdziły się moje przewidywania i nikt nie jest w stanie podpiąć się pod dominujące Mercedesy. Ponad dwie sekundy różnicy to przepaść, nawet biorąc pod uwagę długość okrążenia. Co ciekawe, Lewis Hamilton – o którym mawiano, że jest geniuszem jazdy w deszczu – kolejny raz nie był w stanie uniknąć różnych, drobnych tym razem błędów. Na jego usprawiedliwienie trzeba podkreślić, że miał kłopoty z hamulcami: przegrzanie lewego przodu wywołało tzw. zeszklenie (z podobnym problemem, ale z prawej strony, zmagał się dziewiąty w czasówce Felipe Massa).

Rosberg wykorzystał nadarzającą się okazję i pokonał Hamiltona na kolejnym torze, na którym Anglik uchodzi za specjalistę – po Monako, Montrealu i Hungaroringu. W niedzielę Lewis będzie dwoił się i troił, aby pokonać zespołowego partnera. Fajerwerków możemy spodziewać się nie tylko w pierwszym zakręcie, ale też na podjeździe za Eau Rouge: dobre wyjście z Raidillon umożliwi atak na prostej Kemmel, z kolei przejazd przez słynny łuk na szczycie nie będzie proste przy pełnym obciążeniu paliwem.

Za plecami Mercedesa tradycyjnie czeka nas zacięta walka z udziałem co najmniej czterech kierowców. Sebastian Vettel wykonał pokerową zagrywkę w kwalifikacjach: zaryzykował w Q2 i prawie pożegnał się z czasówką, ale za to jako jedyny obok Rosberga i Hamiltona miał do dyspozycji dodatkowy zestaw świeżych przejściowych opon na finał czasówki. Daniel Ricciardo tym razem musiał uznać wyższość czterokrotnego mistrza świata: na ostatnim pomiarowym kółku popełnił błąd w Blanchimont, kolejnym słynnym zakręcie Spa-Francorchamps. W tym samym miejscu trochę czasu stracił Massa.

Satysfakcji po czasówce nie krył Fernando Alonso, który dzięki czwartej lokacie wyrównał swoje najlepsze osiągnięcie z tegorocznych kwalifikacji. Przy okazji wbił szpileczkę zespołowemu partnerowi, który tym razem wszedł co prawda do Q3, ale pokonał w tej sesji tylko popełniających błędy Massę oraz Jensona Buttona (przestrzelił hamowanie do Les Combes). – Pokonałem o sekundę mojego zespołowego partnera, który triumfował tu cztery razy – skwitował Hiszpan, który jako jedyny zdobywał w tym sezonie punkty w każdym starcie.

W treningach Alonso sprawdzał konfigurację z niższym dociskiem aerodynamicznym (przewaga w prędkości na prostych przekraczała 10 km/h), ale ostatecznie obaj kierowcy Ferrari zdecydowali się na podobne ustawienia. Marco Mattiacci poinformował w rozmowie ze Sky, że na sezon 2015 Scuderia nie zmieni składu kierowców, ale tutaj poczekałbym na oświadczenia drugiej strony – zwłaszcza Alonso, który aktywnie poszukuje alternatyw dla kulejącego Wierzgającego Konika.

Do kompletu potencjalnych bohaterów niedzielnych zmagań trzeba dodać jeszcze Valtteriego Bottasa. Fin narzekał na ustawienia i brak docisku, ale w suchych warunkach, jakie mają panować w niedzielę, jego Williams powinien nabrać tempa.

Z tyłu stawki warto zwrócić uwagę na dwie drobne niespodzianki: Jules Bianchi ponownie wszedł do Q2, a debiutujący w F1 André Lotterer pokonał zespołowego partnera Marcusa Ericssona. Niemiec, mistrz nieistniejącej już Formuły Nippon i urzędujący wicemistrz jej następczyni, serii Super Formula, poprzedni raz prowadził auto Formuły 1 w 2002 roku. Być może w roli zmiennika Kamuiego Kobayashiego zastąpi go już wkrótce kolejny zawodnik. W kolejce czekają m.in. Carlos Sainz Junior i Roberto Merhi, czyli lider i wicelider World Series by Renault. Regulamin stanowi, że zespół może skorzystać z usług czterech kierowców w sezonie, a Caterham wyczerpał już trzy czwarte swojego limitu. Nie jest jednak wykluczone, że FIA dopuści ewentualne kolejne zmiany w imię „siły wyższej”.

Na koniec jeszcze garść mniej lub bardziej niecodziennych statystyk:
● Lotterer ani razu w karierze nie przegrał kwalifikacji z zespołowym partnerem
● Bianchi za każdym razem wchodził do Q2 na Spa-Francorchamps
● Hamilton po raz pierwszy od trzech wyścigów został sklasyfikowany w pierwszej dwudziestce kwalifikacji
● Jeśli Vettel nie ukończy GP Belgii w pierwszej trójce, to będzie to jego piąty z rzędu występ bez finiszu na podium – za czasów jego startów w Red Bullu nie miał jeszcze tak słabej passy
● W ostatnich sześciu sezonach pole position na Spa-Francorchamps zdobyło sześciu różnych kierowców: kolejno Giancarlo Fisichella, Mark Webber, Vettel, Button, Hamilton i Rosberg
● Rosberg zdobył pole position po raz czwarty z rzędu, siódmy w tym sezonie i jedenasty w karierze

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here