Po przedwcześnie przerwanym wyścigu o Grand Prix Japonii żaden kierowca nie chciał rozmawiać o przebiegu rywalizacji na ukochanym przez większość z nich torze. Wszyscy podkreślali, że myślami są z poważnie rannym kolegą Julesem Bianchim. Wiedzieli, że sytuacja jest bardzo poważna.

Najpierw zajmijmy się tym, co jest oficjalne, ustalone, pewne. FIA w specjalnym oświadczeniu poinformowała, że Bianchi odniósł poważne obrażenia głowy i przeszedł operację usunięcia poważnego krwiaka w Szpitalu Generalnym Prefektury Mie w Yokkaichi. Po jej zakończeniu miał zostać przeniesiony na oddział intensywnej terapii.

Kierowcę przetransportowano do szpitala karetką, a nie helikopterem ratunkowym. Uznano, że ze względu na krótką trasę (dystans z toru do szpitala w Yokkaichi to około 20 kilometrów) szybciej będzie przewieźć go drogą lądową w eskorcie policji, oszczędzając na czasie przy procedurze załadunku, rozładunku, startu i lądowania śmigłowca. Ponadto taka decyzja mogła zostać podjęta w oparciu o stan zawodnika, ale jest to jedynie domysł, a nie podana oficjalnie informacja. FIA podkreśla, że warunki atmosferyczne umożliwiały start helikoptera.

Przebieg zdarzeń w końcówce wyścigu wyglądał następująco. Adrian Sutil wypadł z toru na 42. okrążeniu i uderzył w barierę na zewnętrznej Zakrętu 7 – w łuku Dunlop, pokonywanym w deszczu z prędkością około 180 km/h. Niemcowi nic się nie stało, a porządkowi zabrali się za usuwanie uszkodzonego Saubera przy pomocy samobieżnego dźwigu. Przed miejscem incydentu komisarze wymachiwali podwójnymi żółtymi flagami – taki sygnał nakazuje zwolnić i przygotować się do zatrzymania, bo tor lub jego część może być zablokowany.

Na 43. okrążeniu w tym samym miejscu Bianchi wpadł w poślizg i wypadł z toru. Jego samochód obrócił się i lewą tylną stroną uderzył w tył dźwigu – w miejsce,w którym znajduje się przeciwwaga. Wbił się pod nią z siłą, która oberwała całą strukturę ochronną za głową kierowcy, a uszkodzony samochód Sutila spadł z haka. Dwie godziny po wypadku wrak samochodu Bianchiego, umieszczony wcześniej w garażu FIA, został skonfiskowany przez japońską policję.

 

Tak wyglądają fakty. Przejdźmy teraz do komentarzy i ustaleń, które wyglądają prawdopodobnie, ale nie można ich uznać za oficjalne.

Świadkiem wypadku był oczywiście Sutil. Jego zdaniem zapadające ciemności mogły utrudnić Bianchiemu ocenę stanu nawierzchni przy nasilających się opadach deszczu. W jego przypadku właśnie to było powodem wypadnięcia z toru.

W sytuacji podwójnej żółtej flagi kierowcy z reguły poprzestają na ujęciu gazu, co powoduje wytracenie prędkości o około 30 km/h. „Auto Motor und Sport” dotarł do świadka, którego zdaniem samochód Bianchiego nie poruszał się wolniej w strefie żółtych flag. W zakręcie autem zarzuciło, kierowca skontrował, ale nie udało mu się odzyskać kontroli. Podskakująca na nierównym żwirze pobocza Marussia praktycznie nie wytraciła prędkości. Mocno wstępne oceny mówią o sile 50 G.

Świadkowie wypadku mówią, że biorąc pod uwagę jego przebieg, pozytywna jest sama informacja o tym, że lekarze próbują ratować życie Bianchiego. Ojciec kierowcy poinformował francuską telewizję, że stan jego syna jest krytyczny.

Wypadek francuskiego kierowcy przypomina incydent z testów Marussi na brytyjskim lotnisku Duxford w 2012 roku. Maria de Villota uderzyła w otwartą rampę załadunkową stojącej ciężarówki. W wyniku wypadku straciła oko, a powikłania neurologiczne doprowadziły do jej śmierci kilkanaście miesięcy później.

Podobnie jak wtedy, zaczynają pojawiać się głosy o konieczności wprowadzenia zabudowanych kokpitów w samochodach Formuły 1. Sądzę jednak, że nie należy – mówiąc potocznie – wylewać dziecka z kąpielą. Te dwa incydenty, podobnie jak obrażenia Felipe Massy na Hungaroringu w 2009 roku czy śmierć porządkowego po GP Kanady 2013, to splot niebywale pechowych okoliczności.

Można być mądrym po szkodzie, ale nie da się znaleźć rozwiązań, które mogłyby uchronić przed skutkami każdego, nawet najmniej prawdopodobnego incydentu. Dzisiaj wystarczyłby samochód bezpieczeństwa, ale ilu z nas utyskiwałoby, że to nadmiar ostrożności, „ustawianie” wyścigu pod któregoś kierowcę i w ogóle przesada? Podobnie jak wstrzymywanie akcji na torze z powodu warunków, które uniemożliwiają start helikoptera?

Tymczasem trzymajmy kciuki za Bianchiego. Forza Jules!


Dziennik L’Equipe podaje, że operacja usunięcia poważnego krwiaka została zakończona, a kierowca oddycha samodzielnie. Szpital poda kolejne informacje dopiero jutro (czasu japońskiego).

W poniedziałek rano pojawiły się kolejne nieoficjalne wiadomości. Dziennikarze brytyjskiej stacji Sky poinformowali, że po trzygodzinnej operacji stan Bianchiego jest nadal krytyczny i Francuz walczy o życie. Przekazali też, że wbrew poprzednim doniesieniom kierowca jest podłączony do respiratora.


OFICJALNY KOMUNIKAT ZESPOŁU MARUSSIA (poniedziałek, godzina 9:00 czasu środkowoeuropejskiego):
Po wypadku z udziałem Julesa Bianchiego podczas wczorajszej Grand Prix Japonii na torze Suzuka Marussia F1 Team chce podziękować za spływające wyrazy wsparcia i sympatii dla Julesa i zespołu w tym bardzo trudnym okresie.
Jeśli chodzi o przekazywanie informacji na temat medycznego stanu Julesa, to uszanujemy życzenia rodziny Bianchich i będziemy się do nich stosować. Obok troski o Julesa, to oni są naszym najwyższym priorytetem. Dlatego prosimy o cierpliwość i zrozumienie w odniesieniu do kolejnych informacji medycznych, które będą przekazywane wspólnie z Generalnym Centrum Medycznym Prefektury Mie w Yokkaichi, gdzie odbywa się leczenie Julesa – kiedy tylko oni uznają to za stosowne.
Przedstawiciele Marussia F1 Team oraz Scuderii Ferrari pozostaną w szpitalu, by wspierać Julesa i rodzinę Bianchich.


Najnowsze informacje, przekazane przez rzecznika FIA w poniedziałek po południu, potwierdzają, że Jules Bianchi „jest w stanie krytycznym, ale stabilnym”.


Post użytkownika Sokolim Okiem.



RAPORT TELEWIZJI SKY Z JAPONII



 


 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here