Lewis Hamilton zadbał o komplet na trybunach podczas niedzielnego wyścigu o Grand Prix Wielkiej Brytanii. W tym roku, co dość nietypowe dla Silverstone, bilety nie rozeszły się całkowicie w przedsprzedaży, ale fantastyczne pole position w wykonaniu kierowcy Mercedesa na pewno pomogło niezdecydowanym brytyjskim fanom, którzy na sukces swojego rodaka na ojczystej ziemi czekają już pięć lat. Tyle, że wcale nie muszą się doczekać zakończenia tej passy.

Hamilton wspiął się w sobotę na wyżyny. Dzień wcześniej narzekał na balans samochodu i mówił, że nie pamięta, kiedy po raz ostatni czuł się tak niekomfortowo z ustawieniami. W decydującej części kwalifikacji nie było po tym śladu: jako jedyny przejechał okrążenie Silverstone w czasie poniżej półtorej minuty, pokonując zespołowego partnera o 0,45 sekundy, a duet Red Bulla o 0,6 sekundy. Mistrz świata z sezonu 2008 pojechał po prostu w innej lidze, ku uciesze tysięcy swoich rodaków. – I tak niczego nie słyszę, bo samochód jest za głośny, ale mam nadzieję, że dzisiaj trybuny potężnie ryknęły – mówił kierowca Mercedesa po zdobyciu 28. pole position w karierze.

Wsparcie kibiców nie daje jednak dodatkowych koni mechanicznych ani przyczepności. Nie pomoże też w zadbaniu o opony – Hamilton i Nico Rosberg byli w sobotę najszybsi na pojedynczym okrążeniu, ale w niedzielę dystans do pokonania jest 52 razy dłuższy. Ma być dość ciepło i w takich warunkach tylne ogumienie Mercedesów może kolejny raz szybko spasować. – Trudno będzie utrzymać Seba [Vettela] z tyłu – przewiduje Hamilton. Mark Webber, który w czasówce uległ liderowi Red Bulla o zaledwie dziewięć tysięcznych sekundy (i wciąż nie ma w tym sezonie na koncie ani jednego kwalifikacyjnego triumfu nad Vettelem), jest jednak innego zdania. – Poprzednim torem o podobnej charakterystyce była Barcelona i tam zostali zdublowani. Tutaj się to nie zdarzy – uważa Australijczyk i sugeruje, że po dobrym występie Mercedesa w wyścigu pojawią się niewygodne pytania… – Nie zaszkodzili sobie tym testem… Nie spodziewamy się, żeby jutro byli wolni. Poradzą sobie, ale oczywiście będziemy ich naciskać.

Tak naprawdę ruszający z trzeciego pola lider mistrzostw świata nie musi się zbytnio spinać. Oczywiście w finałowym rozrachunku może się liczyć każdy punkt i nie wiadomo, z kim przyjdzie mu stoczyć ostateczny bój o czwarty z rzędu tytuł, ale na razie duet Mercedesa nie reprezentuje dużego zagrożenia w tabeli. Z kolei pozycje startowe Fernando Alonso i Kimiego Räikkönena są zapowiedzią występów pod hasłem „ograniczanie strat”. Fin po raz pierwszy jeździł w sobotę z pasywnym systemem wygaszania tylnego skrzydła i po raz pierwszy w tym sezonie przegrał czasówkę z zespołowym partnerem. Podobnie jak trzy tygodnie temu w Kanadzie, uzyskał dziewiąty czas, a po karze dla Paula di Resty wystartuje z ósmego pola.

Alonso był szybszy od Felipe Massy, ale marna to pociecha, skoro zdobył zaledwie dziewiątą pozycję – najgorszą w tym sezonie. Hiszpan włączył już płytę z nawoływaniem zespołu do wytężenia wysiłków i przygotowywania bardziej skutecznych poprawek, a ponadto poskarżył się też na Pirelli. Jego zdaniem dokonywany przez włoską firmę dobór mieszanek na kolejne wyścigi nie sprzyja Ferrari. A może Ferrari nie sprzyja całej gamie opon Pirelli?

Tuż za Alonso swojego McLarena ustawi Jenson Button – kierowca twierdzi, że ten wynik przewyższa oczekiwania, ale zespół nie jest najwyraźniej szczęśliwy z takich rezultatów. Podobno w Woking postanowiono ostatecznie pożegnać się z rozwojem tegorocznego modelu, przerzucając wszystkie środki na przyszłoroczne auto.

Na tle słabszych występów Lotusa, Ferrari czy McLarena wypada docenić postawę dwóch zespołów, o których wspominałem już we wczorajszym podsumowaniu treningów. Zgodnie z przewidywaniami, z gigantami na Silverstone walczyli kierowcy Force India i Toro Rosso. Niestety, Paul di Resta, który w punktacji sezonu jest najwyżej sklasyfikowanym kierowcą bez ani jednego finiszu na podium, kolejny raz rusza do wyścigu z pozycji o wiele niższej niż możliwości jego oraz samochodu. Szkot uzyskał piąty czas w kwalifikacjach, ale podczas kontroli po czasówce okazało się, że auto wraz z kierowcą waży o 1,5 kilograma mniej niż regulaminowe 642 kilogramy. Sędziowie wykluczyli di Restę z wyników czasówki, zezwalając mu na start z ostatniego pola. Jeśli zespół będzie musiał dodać balast, to za złamanie przepisów parku zamkniętego grozi konieczność startu z pasa serwisowego.

Sprawa jest kontrowersyjna, bo ujawniono, iż waga FIA nie była prawidłowo skalibrowana i początkowo wskazania były o 0,5 kilograma za niskie. Do tego zespół utrzymuje, że niezgodność dotyczy wagi ciała kierowcy. Każda ekipa uważnie monitoruje wagę zawodnika w czasie weekendu, bo regulaminowy limit 642 kilogramów dotyczy samochodu bez paliwa oraz kierowcy wraz z jego wyposażeniem. Force India rozważał złożenie apelacji, ale ostatecznie zaakceptował werdykt sędziów.

Kara dla di Resty oznacza, że z piątego pola wystartuje Daniel Ricciardo. Australijczyk dwa lata temu właśnie na tym torze debiutował w Grand Prix, jeszcze w barwach HRT, a teraz ma nadzieję, że dobrymi występami przekona szefów Red Bulla, że warto dać mu szansę u boku Vettela. Tyle, że miejsce po Webberze jest już chyba zaklepane dla kogoś innego…

Z grzeczności i kronikarskiego obowiązku wypada wspomnieć o jubileuszu 600. startu Williamsa w Grand Prix – niestety, Pastor Maldonado i Valtteri Bottas zdołali wygrać w kwalifikacjach tylko z kierowcami dwóch najsłabszych ekip w stawce, Caterhama i Marussi. Szkoda…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here