Nie wszyscy są zwolennikami pisania biografii ludzi, którzy są w trakcie tworzenia działa swojego życia – jak kierowców wyścigowych, którzy wciąż rywalizują na torach, walczą o kolejne sukcesy i śrubują rekordy, nawet nie zbliżając się do zakończenia wspaniałej kariery. Nie ulega jednak wątpliwości, że historie wyjątkowych bohaterów zasługują na przedstawienie, gdy sama droga na szczyt jest pełna interesujących wątków. Na podsumowania zawsze przyjdzie czas, a sam proces tworzenia czempiona też jest przecież fascynujący.

Właśnie – tworzenia. Max Verstappen od dziecka był szykowany czy nawet wychowywany na przyszłego kierowcę wyścigowego i mistrza świata. Proces, za którym stał jego ojciec Jos – też przecież kierowca Formuły 1, ale niespełniony – przebiegał momentami szokująco brutalnie, ale skuteczności nie sposób tu odmówić. Wystarczy spojrzeć na tabele rekordów…

Mark Hughes, znakomity dziennikarz o szerokich horyzontach i niezwykle analitycznym podejściu, zabrał się za historię trzykrotnego mistrza świata właśnie od strony wychowania, stworzenia Maksa jako kierowcy. Książka, wydana na polskim rynku przez słynące z motorsportowych pozycji Wydawnictwo SQN, nie jest jedynie wyliczeniem kolejnych kroków w drodze do Formuły 1 oraz bezprecedensowych sukcesów, gdy Max już się tam dostał.

Mamy tu kompletną historię całej podróży, ze wszystkimi zakrętami, skrótami i kluczowymi momentami – okraszoną wypowiedziami tych, którzy brali w tym udział i wszystkiemu przyglądali się z bliska. Szefowie zespołów w kartingu i seriach juniorskich, dziennikarze, grube ryby z Formuły 1 i Red Bulla – Mark dotarł do wszystkich, którzy mieli coś do powiedzenia w tym temacie. Wisienką na torcie jest jego analiza stylu jazdy Verstappena i przekonujące wytłumaczenie, dlaczego prawie nikt nie jest w stanie dorównać mu za kierownicą.

Ponadto Hughes odnosi się do wszystkich trudnych tematów, jak surowe podejście Josa do syna czy atmosferę, jaką Max roztacza wokół siebie w zespole, oczekując traktowania na poziomie jego niewątpliwego talentu. Następowanie na odcisk uznanym gwiazdom Formuły 1, agresja na torze, tajniki stylu jazdy, sekrety przewagi nad innymi kierowcami w stawce – to wszystko autor rozkłada na czynniki pierwsze, klarując czytelnikom, dlaczego Verstappen jest wyjątkową postacią.

Kiedy przyjdzie na to czas, z pewnością pojawią się podsumowania całej kariery – na razie warto zainteresować się, jak Max znalazł się na szczycie Formuły 1. Wszystkie szczegóły znajdziecie właśnie w tej książce.

KSIĄŻKĘ MOŻNA ZAMÓWIĆ W KSIĘGARNI INTERNETOWEJ LABOTIGA.PL

„Max Verstappen. Niepowstrzymany”
Autor Mark Hughes, tytuł oryginału „Unstoppable: The Ultimate Biography of Max Verstappen”
Wydawnictwo Sine Qua Non
344 strony, oprawa miękka
Cena 54,99 zł

Fragment książki „Niepowstrzymany”:
Pozostawał już tylko tradycyjny w F3 wyścig w Makau, niezaliczany do klasyfikacji mistrzostw. To najbardziej prestiżowy wyścig w całej F3, w którym kiedyś wygrywali tacy kierowcy jak Ayrton Senna i Michael Schumacher. Maksowi nie udało się dopisać do tej szczególnej listy, choć przez cały weekend pokazywał typowy dla siebie, ofensywny styl jazdy. Poleciał tam również Jos, by mieć na wszystko oko.

– Co zabawne, Jos sam nigdy tam nie jeździł – mówi [szef zespołu, Frits] van Amersfoort. – Planował tam wystartować, ale Huub [Rothengatter, były kierowca F1 i menedżer Josa Verstappena] zaciągnął go na testy F1 na Estoril. Natomiast my tam wcześniej bywaliśmy, znaliśmy ten tor. Max wyjechał na kwalifikacje, ale nie szło mu najlepiej. Jos domagał się, żebyśmy go ściągnęli i skorygowali mu ustawienia przedniego skrzydła. Wiedzieliśmy jednak, że Max musi po prostu poznać ten tor, więc chcieliśmy, żeby jeździł dalej. Na stanowisku dowodzenia doszło do wielkiej kłótni Josa z Rikiem, naszym inżynierem. „Ściągnijcie go!” – krzyczał Jos. „Nie, spierdalaj, nie ściągniemy go!” – odpowiedział mu Rik, a w tym czasie Max przeciął linię mety i uzyskał trzeci czas. Pomyślałem, że to w sumie bardzo zabawne. 

Ten czas wyznaczył jego pole startowe do wyścigu kwalifikacyjnego, który miał z kolei ustalić kolejność na starcie do wyścigu głównego, rozgrywanego nazajutrz. Max chciał za wszelką cenę ruszać do niego z pole position i w rezultacie rozbił się podczas próby objęcia prowadzenia na czwartym okrążeniu. Tak oto do wyścigu głównego ruszał z 24. pola – katastrofa. Ostatecznie prze- bił się na siódme miejsce, ale to nie daje pełnego obrazu tego wyścigu. 

– Doszło tam do dużej kraksy, jak to zwykle w Makau – wspomina van Amersfoort. – Samochód Maksa uległ poważnym uszkodzeniom. Dalszy udział w wyścigu był możliwy tylko po powrocie na pola startowe, ale porządkowi kazali mu wysiadać, bo chcieli odholować jego samochód. On powiedział, że nie wysiądzie. Został w kokpicie i potem dyndał sobie w powietrzu, gdy dźwig podniósł jego samochód. Gdy tylko odstawili go na tor, na trzech kołach wrócił na prostą startową, gdzie mogliśmy naprawić mu auto. Ostatecznie zajął siódme miejsce. Ta niesamowita chęć ścigania się, ten nieprawdopodobny głód zwycięstw – nigdy wcześniej niczego takiego nie widziałem, a pracowałem z naprawdę wieloma kierowcami.

Tak oto dobiegła końca fascynująca przygoda van Amersfoorta z drugim Verstappenem. 

– Fantastycznie było z nimi pracować – mówi. – Za kierownicą byli tacy sami, zawsze z gazem w podłodze, bez zawahania, zawsze do przodu. Oni nie są nauczeni przegrywać, a na tym poziomie trzeba być na to przygotowanym, w przeciwnym razie zespół tego nie zniesie. Pod tym względem Max radził sobie lepiej niż Jos. Oczywiście, nie lubił przegrywać, ale umiał sobie z tym lepiej radzić. Pod pewnymi względami był już bardziej ukształtowany niż ojciec. 

– Nawet w garażu Jos potrafił być bezsensownie roszczeniowy – dodaje van Amersfoort. – Rozumiałem, z czego to wynika, ale uważałem też, że czasami przesadzał. Niekiedy wywierał na nas tak dużą presję, że cierpiało na tym funkcjonowanie zespołu. Tylko co z tego? Jos to taki facet, że jak pewnego razu podczas treningu doszło do awarii skrzyni biegów, on wsiadł do swojego Audi i z gazem w podłodze pojechał półtora tysiąca kilometrów do Dallary, a nazajutrz rano był z powrotem z nową skrzynią. To ten sam Jos. Potrafi być cholernie irytujący, ale ciężko pracuje i dał Maksowi wszystko, co tylko mógł mu dać. Tak samo jak Max za kierownicą dawał z siebie wszystko dla nas. To był zaszczyt.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here