34 lata temu świat Formuły 1 stracił jednego ze swoich najgenialniejszych kierowców – Gilles’a Villeneuve’a.
Niezapomniany Kanadyjczyk zginął podczas kwalifikacji przed wyścigiem o Grand Prix Belgii na torze Zolder. Villeneuve wyjechał z alei serwisowej z zamiarem poprawienia czasu Didiera Pironiego, który podpadł mu dwa tygodnie wcześniej na torze Imola, nieoczekiwanie łamiąc dżentelmeńską umowę i pozbawiając Gilles’a zwycięstwa. Do kraksy doszło w okolicach skręcającego w lewo łuku Butte.
Widząc pędzącego kierowcę Ferrari, Jochen Mass odbił w prawo, zostawiając Kanadyjczykowi miejsce. Tyle tylko, że Villeneuve zamierzał ominąć Jochena właśnie z prawej strony i z olbrzymią siłą uderzył w tył samochodu March. W rezultacie Ferrari wystrzeliło w powietrze i kilka razy przekoziołkowało. Kanadyjczyka wraz z siedzeniem wyrwało z kokpitu i bez kasku rzuciło na siatki znajdujące się przy prawym zakręcie kryjącym się pod nazwą Terlamenbocht. Akcja ratunkowa rozpoczęła się po kilkudziesięciu sekundach. Niestety, obrażenia była zbyt poważne i wieczorem Gilles zmarł.
Formuła 1 straciła człowieka uchodzącego za najbardziej utalentowanego kierowcę swojego pokolenia. Kto wie, jak dziś wyglądałaby historia F1 w pierwszej połowie lat 80., gdyby nie wypadek na Zolder? Faktem jest, że w kilku poprzednich latach Villeneuve wygrywał wyścigi, w których – ze względu na słaby sprzęt – nie miał prawa zwyciężyć. A jednak kilka razy – wbrew wszystkim i wszystkiemu – dopinał swego, demonstrując siłę swojego talentu. O takich występach, jak w Monako w 1981 roku nie sposób zapomnieć. Albo o wspaniałym pojedynku Gilles’a z René Arnoux w 1979 roku na torze Dijon-Prenois, chociaż stawką było wówczas „tylko” drugie miejsce.
Kibice Ferrari bezgranicznie pokochali Kanadyjczyka za oddanie i lojalność wobec włoskiej stajni. Najpierw akceptując uprzywilejowaną pozycję Jody’ego Schecktera, a potem cierpliwie znosząc koszmarną niemoc szkarłatnych samochodów. Przełomem miał być sezon 1982. W Maranello powstał model 126C2, który miał spełnić ambicje Kanadyjczyka, umożliwiając mu zdobycie tytułu mistrza świata. Kraksa w Belgii przekreśliła jednak wszelkie plany. Wielka szkoda…
Jak się patrzy na te bolidy wstecz to są takie zacofane technologiczne. Szok. Ciekawe jak ma obecne bolidy bedxiemy patrzeć za 30 lat
Zacofane? 1,5 litra V6 turbo, 650 koni mocy, konstrukcja z kompozytów węglowych + aluminium, zawieszenie takie samo jak dzisiaj, do tego efekt przyziemny, więc wjechanie w czyjś cień aero nie zabierało docisku (dziejsze F1 tego nie potrafią, mimo bardziej wyrafinowanej aerodynamiki). Zacofana była elektronika, ochrona kierowcy i opony (bo tamte w porównaniu z dzisiejszymi to były śliskie kamyczki). Po wymianie gum na współczesne, te samochody spuściłyby łomot niejednemu dzisiejszemu bolidowi.
Miło mądrego poczytać!
Zacofane to jest niektórych myślenie.