Już po raz trzeci po zakończeniu kolejnego sezonu Formuły 1 pokusiłem się o przygotowanie zestawienia kierowców, którzy w tym roku zrobili na mnie największe wrażenie swoimi występami w mistrzostwach świata. Tradycyjnie jest to ranking stuprocentowo subiektywny, w którym biorę pod uwagę nie tylko suche dane w postaci zdobytych punktów i pozycji w mistrzostwach świata, ale także tytułowy styl. Jak zwykle, przy ustalaniu kolejności istotne były m.in. stosunek wyników do klasy sprzętu oraz oczekiwań, postawa na tle zespołowych partnerów oraz szereg innych, raczej mało wymiernych czynników, które składają się na moje ogólne wrażenie w przypadku wszystkich bohaterów minionego sezonu.

Można się z moim wyborem zgadzać lub nie, zapraszam Was do dyskusji w komentarzach pod tekstem. Nieobecność kilku głośnych nazwisk mogę od razu z góry usprawiedliwić: pojawią się w jednym z kolejnych artykułów, pod hasłem „największe rozczarowania sezonu 2013” 🙂

Honorowe wyróżnienie: Mark Webber (Red Bull)
(półmetek 2013: poza pierwszą dziesiątką; 2012: 6. lokata)

Na pożegnanie z Formułą 1 Australijczyk nie zmieścił się w moim rankingu, bo uznałem, że każdy z wymienionych poniżej kierowców dokonał czegoś, co w większym stopniu usprawiedliwia umieszczenie go w pierwszej dziesiątce. Jednak nie sposób pominąć trzech rzeczy, za które Webberowi miejsce w rankingu się należy: co prawda aż w siedemnastu startach przegrywał czasówkę z zespołowym partnerem, ale za to w dwóch pozostałych przypadkach (Japonia i Abu Zabi) zdobywał pole position. Dwie pozostałe rzeczy to Malezja – miał wygrać ten wyścig, a skoro to się nie udało, nie bał się powiedzieć na podium, co myśli o tej sytuacji („Dzisiaj Seb podjął swoje decyzje i jak zwykle będzie chroniony [przez zespół]). Po sezonie dorzucił jeszcze swoją oceną doktora Helmuta Marko: – Wciąż nie jestem pewien, jaką rolę odgrywa w zespole… Od samego początku był do mnie bardzo krytycznie nastawiony, ale to przecież on wprowadził tu Seba i świetnie mu to poszło. Pewnie jest bardzo rozczarowany, że zespoły F1 muszą wystawiać dwa samochody. Niestety, muszą.

10. Valtteri Bottas (Williams)
(półmetek 2013: 10. lokata)

W połowie sezonu dużo wyżej od Bottasa umieściłem innego debiutanta: Jules Bianchi za postawę w pierwszej części mistrzostw zasługiwał według mnie na siódmą lokatę, głównie dzięki 13. pozycji w GP Malezji, dzięki której Marussia po raz pierwszy w historii ukończyła zmagania w pierwszej dziesiątce wśród konstruktorów. Jednak w ocenie całego sezonu większe wrażenie zrobił na mnie Bottas, który bez kompleksów rozstawiał po kątach szybkiego lidera ekipy – było nie było, zwycięzcę Grand Prix. Pod względem rozsądku i wyścigowej inteligencji Valtteri bije na głowę Pastora Maldonado, a w zdobyciu większej liczby punktów niż cztery przeszkodził mu tylko koszmarny samochód. I tak wywalczył cztery razy więcej oczek niż Wenezuelczyk, a w kwalifikacjach był od niego szybszy aż w 12 Grand Prix. Zabłysnął też trzecim polem startowym w GP Kanady i sądzę, że jeśli Williams odpowiednio wykorzysta Pata Symondsa oraz silniki Mercedesa, to Bottas w sezonie 2014 może zawędrować wyżej – nie tylko w moim rankingu.

9. Daniel Ricciardo (Toro Rosso)
(półmetek 2013: 6. lokata; 2012: poza pierwszą dziesiątką)

Cztery miesiące temu umieściłem Ricciardo trochę wyżej i napisałem, że powoli udowadnia, iż warto dać mu szansę w „głównej” ekipie Red Bulla. Trafiłem z przepowiednią, a wiecznie uśmiechnięty Australijczyk dalej spisywał się bardzo solidnie. Jego spadek w moim rankingu to wyłącznie efekt lepszej postawy trzech innych kierowców. Sam Ricciardo dalej dominował w rywalizacji wewnątrz ekipy. Zdobył więcej punktów niż Vergne i aż dziewięć razy wprowadzał Toro Rosso do pierwszej dziesiątki w kwalifikacjach. Zespołowy partner tylko w czterech czasówkach był górą i moim zdaniem Red Bull postąpił słusznie, dając Australijczykowi szansę. Zasłużył na nią, ale to, czy ją wykorzysta, jest już odrębną historią…

8. Fernando Alonso (Ferrari)
(półmetek 2013: 5. lokata; 2012: 1. lokata)

Nie za nisko, jak na wicemistrza świata? Przecież Alonso wygrywał w tym sezonie wyścigi, stawał na podium i pokazywał, jak się walczy podrzędnym samochodem. Do znudzenia można oglądać jego starty z GP Hiszpanii czy GP Singapuru, gdzie świetnymi manewrami na pierwszych metrach zyskiwał pozycje. Moment z GP Wielkiej Brytanii, gdzie popisał się fantastycznym refleksem i ominął fragment rozerwanej opony przy 300 km/h. Jednak znudzić może także wysłuchiwanie jego narzekań o niedostatecznym tempie samochodu, brakach w osiągach i problematycznym rozwoju auta. To jasne, że Scuderia zmaga się z problemami wokół tunelu aerodynamicznego, ale te same historie słyszymy już od paru lat. Można usprawiedliwiać Alonso i współczuć mu problemów z szybkością Ferrari w kwalifikacjach, ale nie w sytuacji, w której przestaje on być wyraźnym liderem zespołu. Tymczasem w drugiej części sezonu aż pięć razy lepszy wynik w czasówce uzyskiwał Massa…

7. Felipe Massa (Ferrari)
(półmetek 2013: poza pierwszą dziesiątką; 2012: 9. lokata)

Drugi raz z rzędu Brazylijczyk zalicza wyraźnie lepszą drugą połowę sezonu. Moim zdaniem to potwierdzenie dwóch rzeczy: po pierwsze wraz z upływem czasu i przyzwyczajeniem do charakterystyki samochodu jest w stanie osiągać nim coraz lepsze wyniki, a po drugie – i ważniejsze – bardzo istotny jest dla niego spokój psychiczny. Massa z roku na rok żył w niepewności do jesieni, czekając na rozstrzygnięcia dotyczące swojej przyszłości w Ferrari. W zeszłym roku udało się ją przedłużyć, teraz było odwrotnie – co też pomogło w zdjęciu presji z jego barków. Choć nigdy nie byłem szczególnie wielkim fanem jego talentu, to cieszę się, że pozostaje w stawce – i ciekawie będzie sprawdzić jego formę na tle utalentowanego debiutanta w drugim Williamsie. Na razie – być może na pożegnanie z moim rankingiem – umieszczam go wyżej od Alonso, za postawę w drugiej części sezonu. Skoro Rob Smedley musiał się uciekać do radiowych poleceń, to znaczyło, że nie zawsze „Fernando był od niego szybszy”.

6. Kimi Räikkönen (Lotus)
(półmetek 2013: 4. lokata; 2012: 4. lokata)

Fin ma za sobą niełatwy rok, ale ponieważ dobrze wiem, że wszelkiego rodzaju rankingi ma w głębokim poważaniu, to nie będę go pocieszał wysoką lokatą. Sezon rozpoczął znakomicie i poza zwycięstwem w Australii osiągał też lepsze niż w zeszłym roku wyniki w kwalifikacjach, przede wszystkim na tle zespołowego partnera. Po wakacjach było już jednak gorzej: zmiana charakterystyki opon Pirelli i wyraźny spadek motywacji związany z kłopotami finansowymi Lotusa wpłynęły na znaczne obniżenie lotów. Sądzę, że ta ostatnia sytuacja – zaległości z wypłatami wynagrodzenia – z jednej strony źle świadczy o ekipie i potwierdza to, o czym pisałem już od dłuższego czasu, a z drugiej pokazuje niezbyt pozytywną stronę samego kierowcy. Jego obojętność wobec wszystkiego, co nie jest bezpośrednio związane z szybką jazdą, zjednała mu miliony sympatyków z całego świata, ale moim zdaniem zniechęcenie i wspomniany spadek motywacji nie powinny się przytrafiać sportowcowi takiego kalibru. Rozumiem, że brak wypłaty u w efekcie łamanie postanowień kontraktu go usprawiedliwiają, ale mógł powalczyć o dobre wyniki po prostu dla siebie i dla sportu – jak Hülkenberg, który mimo kłopotów finansowych zespołu robił na torze to, co do niego należy (choć mógł nawet rozwiązać kontrakt i zostawić ekipę, która nie wywiązywała się ze swoich zobowiązań). To jeden z powodów, dla których w moim rankingu Nico zepchnął Kimiego na szóstą lokatę.

5. Nico Hülkenberg (Sauber)
(półmetek 2013: poza pierwszą dziesiątką; 2012: 7. lokata)

Trudno o rzetelną ocenę potencjału kierowców, którzy jeszcze nie otrzymali szansy sprawdzenia się w czołowym zespole. Bywa tak, że niezłe wyniki ekipy ze środka stawki są zasługą niedocenianego sprzętu, a nie talentu kierowcy – a nie sposób się o tym przekonać, skoro w drugim samochodzie też zasiada niesprawdzony zawodnik. Pamiętacie obiecujące występy Giancarlo Fisichelli w Jordanie czy Benettonie albo Jarno Trullego w Proście czy Jordanie – oraz późniejsze rozczarowania w należącym już do czołówki zespole Renault? Hülkenberg od kilku lat błąka się w zaklętym kręgu środka stawki i często zmienia zespoły, ale w każdym z nich – czy to Williamsie, czy Force India, czy Sauberze – osiąga przykuwające uwagę wyniki. W drugiej połowie sezonu 2013 praktycznie w pojedynkę dał szwajcarskiej ekipie awans na siódmą lokatę w klasyfikacji konstruktorów. Porównywanie z zespołowym partnerem nie ma większego sensu (Esteban Gutiérrez był tylko tłem w pierwszym sezonie startów w F1), ale warto odnotować, że Nico tylko raz uległ Meksykaninowi w kwalifikacjach i jest to najlepszy wynik rywalizacji w czasówkach w całej stawce. Niestety, Hülkenberg cały czas drepcze w kółko i po roku przerwy wraca do Force India – przynajmniej może liczyć na wypłaty…

3. ex aequo Lewis Hamilton i Nico Rosberg (Mercedes)
(Hamilton – półmetek 2013: 1. lokata; 2012: 3. lokata)
(Rosberg – półmetek 2013: 3. lokata; 2012: poza pierwszą dziesiątką)

Zespół z Brackley nie miał wyjścia: po zatrudnieniu rzeszy głośnych nazwisk w pionie technicznym oraz skuszeniu Lewisa Hamiltona musiał osiągać lepsze wyniki niż w poprzednich trzech sezonach – w przeciwnym razie reszta padoku mogłaby naprawdę głośno się śmiać. Lewis był przygotowany na trudny, przejściowy sezon, ale szybko okazało się, że wytężona praca inżynierów przynosi efekty już w tym roku. Duet Mercedesa jako jedyny był w stanie powalczyć z Vettelem w kwalifikacjach, a do tego doszły trzy zwycięstwa – taktyczne w Monako (Rosberg), szczęśliwe na Silverstone (Rosberg) i nie pozostawiające żadnych złudzeń na Hungaroringu (Hamilton). Wspólnymi siłami Nico i Lewis wywalczyli wicemistrzostwo świata konstruktorów i w niemal każdym wyścigu przynajmniej jeden z nich liczył się w walce o duże punkty. Wyższą pozycję w mistrzostwach zajął Hamilton, ale Rosberg wygrał więcej wyścigów (i dwa razy nie dojechał do mety z powodu defektów). W kwalifikacjach minimalnie lepszy był Lewis (11:8), co tak naprawdę jest dużym komplementem dla Nico. Moim zdaniem jest to najsilniejsza i najbardziej wyrównana para w stawce i jeśli przyszłoroczna jednostka napędowa Mercedesa spełni pokładane w niej oczekiwania… to widzę w Rosbergu przyszłego mistrza świata.

2. Romain Grosjean (Lotus)
(półmetek 2013: poza pierwszą dziesiątką; 2012: 10. lokata)

W trakcie sezonu 2012 nie tylko ja straciłem wiarę w Romaina. Na szczęście Eric Boullier cały czas widział w nim to, co sam kierowca skrzętnie ukrywał za zasłoną licznych kolizji i błędów. Pod koniec zeszłego roku Grosjean zaczął regularne spotkania z psychologiem i wygląda na to, że dzięki pomocy z zewnątrz udało mu się okiełznać własną szybkość. Druga połowa sezonu w wykonaniu kierowcy Lotusa była po prostu rewelacyjna. W ostatnich sześciu wyścigach – wliczając nawet defekt silnika w GP Brazylii – więcej punktów od Romaina zdobył tylko Vettel. Dokładnie rok po tym, jak Webber nazwał go na Suzuce „szaleńcem pierwszego okrążenia”, Grosjean objął prowadzenie w GP Japonii po starcie z czwartego pola i przegrał wyścig, bo Red Bull wziął go w taktyczne kleszcze – a Räikkönen był za daleko, żeby „pomóc” zespołowemu koledze. Ten start potwierdził imponującą przemianę Francuza, który z wyścigowego rozrabiaki stał się solidnym i przede wszystkim bardzo szybkim zawodnikiem, który jest w stanie namieszać w czołówce. Podbudowany sukcesem swoich metod wychowawczych Boullier liczy na powtórkę z rozrywki w przypadku Maldonado, ale tutaj nie liczyłbym na cuda… Mam przede wszystkim nadzieję, że w sezonie 2014 będziemy oglądali Grosjeana w tegorocznej wersji, a nie w specyfikacji z poprzednich lat.

1. Sebastian Vettel (Red Bull)
(półmetek 2013: 2. lokata; 2012: 2. lokata)

Przemianę na przestrzeni poprzednich kilku sezonów przeszedł także Vettel. Z „Crash Kida”, który potrafił głupimi błędami zniweczyć wysiłki całego zespołu i roztrwonić wiele punktów (wszak mógł być mistrzem już w sezonie 2009…), stał się bezwzględną maszyną do wygrywania. Z jednej strony znalazłoby się kilku innych kierowców, którzy na jego miejscu i z jego samochodem potrafiliby dokonać to samo (może nawet więcej), a z drugiej nikt mi nie wmówi, że cztery tytuły mistrza świata to wyłącznie dzieło przypadku i okoliczności. Pisałem już parę razy o tym, jakie to Vettel miał szczęście, że pozwolono mu w spokoju zdobywać doświadczenie i eliminować błędy najpierw w Toro Rosso, potem w Red Bullu. Wielu innych młodych kierowców nie miało tak dobrze i wylatywali z mniejszym lub większym hukiem z Formuły 1, zanim zdążyli udowodnić swój potencjał. W jego przypadku trudne początki są już przeszłością – teraz Seb z roku na rok staje się coraz groźniejszy i naprawdę nie można winić go za to, że świetnie wykorzystuje sytuację, w jakiej się znalazł. Oczywiście bardzo chciałbym się przekonać, jak Vettel poradzi sobie bez ochronnego pola siłowego emitowanego przez Helmuta Marko i bez technologicznej przewagi gwarantowanej przez Adriana Neweya i jego podwładnych. Ich szeregi zostały jednak ostatnio przerzedzone, a początek nowej ery silnikowej może jednocześnie zmienić układ sił w stawce. Zastanawiam się, jak wypadłby czterokrotny czempion, mając do dyspozycji po prostu jeden z czołowych samochodów, a nie bezapelacyjnie najlepszy… A Wy? 🙂

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here