Grand Prix Belgii już (na szczęście) za pasem, więc to ostatni dzwonek na podsumowanie pierwszej części sezonu. Tradycyjnie przygotowałem swój osobisty, subiektywny ranking kierowców pod hasłem „noty za styl”. Podkreślam, że jest to zestawienie oparte wyłącznie na mojej indywidualnej ocenie postawy zawodników na torze. O pozycjach w klasyfikacji mistrzostw świata decydują punkty, a u mnie – wrażenie z pierwszych dziesięciu wyścigów sezonu 2013. Stosunek wyników do możliwości sprzętu, porównanie z zespołowym partnerem i przedsezonowymi oczekiwaniami – cały zestaw niewymiernych czynników, o których możemy podyskutować w komentarzach poniżej.

Szczerze przyznam, że selekcja kierowców, których umieściłem w pierwszej piątce, była dość prosta. Ustawienie ich w odpowiedniej kolejności i uzupełnienie dziesiątki były nieco większym wyzwaniem – zresztą, efekty zobaczcie (i oceńcie) sami.

10. Valtteri Bottas (Williams)

Przed sezonem w ciemno obstawiałem, że podopieczny Miki Häkkinena będzie najlepszym tegorocznym debiutantem. Forma Williamsa jest jednak katastrofalna i zespół wisi w próżni pomiędzy środkiem stawki i dwiema „nowymi” ekipami. Za przebłysk w postaci trzeciego pola startowego w Kanadzie oraz sześciokrotne pokonanie w kwalifikacjach Pastora Maldonado wskoczył do mojej dziesiątki – kosztem Marka Webbera, który w zestawieniu się nie zmieścił.

9. Paul di Resta (Force India)

Szkot walczy w tym sezonie z pechem i pomyłkami zespołu, często dając upust zrozumiałej frustracji. Błysnął czwartą lokatą w Bahrajnie, ale w późniejszych wyścigach z różnych przyczyn często startował w ogonie stawki. Mimo tego dość regularnie zdobywał punkty, pomagając ekipie w walce z McLarenem – z której ekipa z Silverstone na razie wychodzi zwycięsko.

8. Adrian Sutil (Force India)

Nigdy nie byłem wielkim fanem tego kierowcy, ale trzeba przyznać, że po rocznym rozbracie z F1 dość dobrze poradził sobie z powrotem do ścigania – przypomnę, też, że Adrian ma za sobą pełen nerwów okres niepewności, w następstwie alkoholowej „chwili słabości” w nocnym klubie w Szangaju. Siódme miejsce na inaugurację sezonu czy piąta lokata w Monako to przyzwoite wyniki, a do tego Niemiec nie dał się zdominować wysoko cenionemu koledze z ekipy.

7. Jules Bianchi (Marussia)

Niełatwo jest oceniać postawę kierowców, którzy mają do dyspozycji drugoligowy sprzęt. Ich wysiłki często pozostają niezauważone i talent bywa dostrzegany przez szersze grono dopiero po tym, jak zostanie wyłowiony przez większą ekipę. Sądzę, że w przypadku protegowanego Ferrari nie trzeba będzie na to długo czekać – moim zdaniem w krótkim czasie Bianchi może stać się najlepszym francuskim kierowcą w stawce. Pytanie, czy doczeka się lepszego samochodu już w przyszłym sezonie?

6. Daniel Ricciardo (Toro Rosso)

Miejsce na wyrost? Może trochę, ale wiecznie uśmiechnięty Australijczyk powoli udowadnia, że warto dać mu szansę w „głównej” ekipie Red Bulla. Od czasów Sebastiana Vettela jest najlepiej rokującym produktem programu młodych kierowców austriackiej firmy. Pod względem dorobku punktowego minimalnie ustępuje zespołowemu partnerowi, ale w kwalifikacjach regularnie nokautuje Jean-Erica Vergne’a – zwłaszcza od momentu, w którym zaczął realną walkę o schedę po Webberze. Kierownictwo Red Bulla zdaje się to doceniać i mam nadzieję, że w przyszłym sezonie Daniel potwierdzi, że moja wiara w niego nie jest bezpodstawna.

5. Fernando Alonso (Ferrari)

Powtarza się stara śpiewka: Hiszpan jest cały czas szybszy niż jego samochód, ale tym razem wobec tak dużej konkurencji w ścisłej czołówce rankingu pozwala mu to jedynie na zamknięcie pierwszej piątki. Efekt przeważnie solidnych występów powoli psują komentarze pod adresem pracy zespołu – jedną z mocnych stron kierowców o aspiracjach mistrzowskich powinien być talent polityczny, ale we wszystkim trzeba zachować umiar. Zamiłowanie do przeróżnych zakulisowych rozgrywek już kiedyś wyszło mu bokiem… Alonso tradycyjnie narzeka na tempo samochodu w kwalifikacjach (ostatnie pole position na suchym torze zdobył trzy lata temu, w Singapurze), ale trzy razy przegrał walkę z Felipe Massą, którego w zeszłym sezonie całkowicie pod tym względem zdominował. Świetnie pojechał przed własną publicznością na Circuit de Catalunya, ale był to też dzień, w którym Ferrari było w formie: wszak Massa po raz pierwszy w tym sezonie (i jak dotąd ostatni) stanął na podium.

4. Kimi Räikkönen (Lotus)

Wicelider punktacji jak zwykle mało mówi, sporo robi. Śrubowanie rekordu wyścigów ukończonych w punktach to jedno, a skuteczność to drugie – poza zwycięstwem na inaugurację sezonu Fin aż pięciokrotnie stawał na drugim stopniu podium. Można liczyć na jego bezbłędną jazdę i warto też docenić poprawę formy w kwalifikacjach: w zeszłym sezonie Romain Grosjean często bywał szybszy od lidera ekipy, ale w tym roku Kimi tylko dwa razy uległ w sobotę zespołowemu partnerowi.

3. Nico Rosberg (Mercedes)

Trzy lata spędzone w jednym zespole z Michaelem Schumacherem z pewnością pomogły Rosbergowi – nie tylko udowodnił na tle siedmiokrotnego mistrza świata, że jest solidnym i dość szybkim kierowcą, ale też nabrał pewności siebie. To pomogło mu w rywalizacji wewnątrz zespołu z Lewisem Hamiltonem. W kwalifikacjach Anglik bardzo rzadko miewał problemy z zespołowymi partnerami, a tymczasem Nico postawił na początku sezonu twarde warunki. Przed wakacjami przestało już być tak różowo, ale i tak z dużym uznaniem oceniam tegoroczną postawę Rosberga. Nie da się też przeoczyć dwóch zwycięstw, niezależnie od pecha rywali na Silverstone.

2. Sebastian Vettel (Red Bull)

Zastanawiam się, czy nie należałoby stworzyć osobnej kategorii dla trzykrotnego mistrza świata i lidera klasyfikacji. Jak oceniać kolejne sezony, w których niezmiennie tempo dyktuje ta sama mieszanka samochodu i kierowcy (w nieparzystych latach z większą przewagą)? Seb znów robi to, do czego nas przyzwyczaił. Gdyby nie defekt na Silverstone, byłoby już praktycznie po zawodach – a tak rywale mają jeszcze cień szansy na powstrzymanie Vettela. W pozostałych startach jego najgorsze wyniki to dwa czwarte miejsca (w tym jedno po starcie z 9. pola), do tego dodać trzeba czyściutkie konto w kwalifikacyjnej rywalizacji z Webberem… Pozostaje jeszcze kontrowersyjna kwestia GP Malezji – ale jak już pisałem na gorąco, siedem punktów może decydować o tytule, a do tego nie od dziś wiadomo, że to Seb rozdaje karty w Red Bullu.

1. Lewis Hamilton (Mercedes)

Nie tylko ze względu na ostatni wyścig przed przerwą – także za znaczne przekroczenie oczekiwań. Nowy nabytek Mercedesa pokazuje pazury w nowym środowisku. Sam kierowca nie spodziewał się, że tak szybko zacznie odnosić sukcesy po zmianie barw. Początek nie był łatwy, ale kiedy ekipa zrobiła porządek z hamulcami i dostosowała je do życzeń Lewisa, kwestia statusu kierowcy numer jeden w Brackley coraz bardziej się krystalizuje – choć to Rosberg jest bardziej „zadomowiony” w ekipie. Takie występy jak kwalifikacje na Hungaroringu przypominają nam o tym, że pod względem czystej szybkości Hamilton należy do absolutnej, ścisłej czołówki – może nawet jednoosobowej. Brytyjscy dziennikarze już wyliczają, czy będzie w stanie włączyć się do walki o tytuł. Jeśli Mercedes zda egzamin na obciążających opony szybkich łukach Spa, to chyba można śmiało na to liczyć.

Zabrakło Wam kogoś w tym zestawieniu? Kierowców McLarena, Massy, Grosjeana, Nico Hülkenberga? Zapraszam do umieszczania Waszych rankingów w komentarzach.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here