Jeśli rozpuszczone przez zazwyczaj dobrze poinformowanego Eddiego Jordana pogłoski okażą się prawdziwe i już w Spa zamiast Nicka Heidfelda zobaczymy w Lotus Renault Bruno Sennę, będzie to dla mnie kolejny dowód kiepskiej kondycji ekipy z Enstone. Dwóch kierowców płacących za starty to obrazek pasujący do zespołu z końca stawki, a nie do mocnego średniaka z aspiracjami do walki z Mercedesem o czwartą lokatę w rankingu konstruktorów.
Wyniki osiągane w tym sezonie przez Nicka Heidfelda mogą pozostawiać dużo do życzenia, czego zresztą nie ukrywa szefujący zespołowi Eric Boullier. Francuz powtarza, że forma doświadczonego Niemca jest co prawda dobra, lecz niewystarczająco. Trudno się z tym nie zgodzić, biorąc za punkt odniesienia wyniki Witalija Pietrowa. Nie po raz pierwszy w karierze Heidfeld ma problemy z wydobyciem maksymalnego potencjału z samochodu w warunkach kwalifikacyjnych, ale na jego usprawiedliwienie można przywołać kilka przykładów pecha (jak chociażby Grand Prix Hiszpanii) i w miarę skuteczne odrabianie strat w wyścigach. Czy Bruno Senna poradzi sobie lepiej? Nie sądzę.
Z jednej strony zrozumiałe jest rozczarowanie zespołu kierowcą, który pod nieobecność kontuzjowanego Roberta Kubicy miał stać się liderem teamu. Jasno trzeba podkreślić, że z tego zadania się nie wywiązuje. Jeśli dojdzie do jego zwolnienia, przesłanie będzie jednak dość jasne: ekipie nie zależy już w tym sezonie na wynikach, bo z całym szacunkiem dla Senny jego doświadczenie (z oceną umiejętności wolałbym się mimo wszystko wstrzymać, zeszłoroczne występy dla HRT i piątkowa sesja na Hungaroringu raczej nie pozwalają na wyciągnięcie miarodajnych wniosków) może nie wystarczyć do punktowania na poziomie Heidfelda. Jakoś trudno mi uwierzyć, że taka decyzja miałaby być umotywowana np. chęcią dania szansy Sennie i pomocy w jego rozwoju jako kierowcy. Będzie to jednocześnie wywieszenie białej flagi w batalii z Mercedesem.
W kontekst potencjalnego zastąpienia Niemca idealnie wpisuje się komunikat sprzed dwóch tygodni, w którym grupa Genii Capital ogłosiła nawiązanie współpracy z brazylijską grupą inwestycyjną WWI Group. Prezes Genii Capital i właściciel Lotus Renault Gérard Lopez od momentu rozpoczęcia przygody z Formułą 1 nie ukrywał, że dla niego ten sport jest atrakcyjną platformą do działań typu business-to-business. Nie jest wykluczone, że brazylijski łącznik w postaci Senny jest elementem umowy, w ramach której nowi partnerzy zarządzać mają biznesowym portfolio o wartości 10 miliardów dolarów i operować na brazylijskim rynku w takich sektorach, jak energetyczny, mieszkaniowy, informatyczny, telekomunikacyjny czy motoryzacyjny.
Tak jak pisałem przed dwoma tygodniami, mam nadzieję, że Senna dostanie swoją wyścigową szansę w zespole o większym potencjale niż HRT, ale zastępowanie nim Heidfelda na pozostałą część sezonu mojego entuzjazmu nie wzbudzi. Zakładałem, że Brazylijczyk być może wystąpi w barwach Lotus Renault przed własną publicznością w kończącym sezon 2011 wyścigu, co być może umożliwiłoby mu znalezienie stałej posady na kolejny rok. Powtórzę: Niemiec oczekiwania zawiódł, ale Senna jego osiągnięć za kierownicą czarnego samochodu nie poprawi.
Za to przesłanie będzie trudne do ukrycia: z dwoma kierowcami płacącymi za starty (po angielsku ładnie się to określa mianem „pay driver”) zespół zyska wizerunek ekipy, w której finansowo nie dzieje się najlepiej, a dla właścicieli udział w mistrzostwach świata jest elementem strategii biznesowej, która z duchem wyścigów ma niewiele wspólnego. Zresztą do tego, jak istotną częścią współczesnej Formuły 1 jest biznes, wszyscy powinniśmy już dawno przywyknąć.