Czerwony napis „Sokół” na tylnym skrzydle samochodu Forti pojawił się podczas GP Hiszpanii 1996. Luca Badoer (na zdjęciu) i Andrea Montermini nie zakwalifikowali się do wyścigu.

W wieku 72 lat zmarł Guido Forti: założyciel zespołu, za sprawą którego wprowadzono do Formuły 1 zasadę 107% w kwalifikacjach. Na tle ekipy Forti Corse maruderzy z HRT czy Marussi wyglądają jak mistrzowie świata, ale warto pamiętać, że z małym włoskim teamem, startującym w Grand Prix w latach 1995-96, wiążą się także dwa polskie akcenty.

Jesienią 1995 roku w ramach „programu zbierania funduszy” zespół Forti udostępniał różnym zawodnikom dni testowe na włoskich torach. Jednym z takich kierowców był Jarosław Wierczuk – określany w połowie lat 90. przez niektórych rodzimych dziennikarzy mianem „polskiej nadziei na Formułę 1”. Jednak nie pomógł mu nawet patronat ówczesnego prezydenta RP, Aleksandra Kwaśniewskiego: Wierczuk z mizernymi wynikami startował m.in. w niemieckiej F3, włoskiej F3000 oraz Formule Nippon, a jedynym kontaktem z F1 pozostał króciutki test na obiekcie Magione, liczącym zaledwie 2,5 kilometra długości.

Niektórzy moi starsi koledzy po fachu utrzymują, że polski kierowca faktycznie jeździł po Magione za kierownicą Forti FG01, ale miałem kiedyś okazję do krótkiej pogawędki z jednym z dawnych pracowników włoskiej ekipy. W odpowiedzi na pytanie o zawodnika z Polski, który kiedyś testował z Forti, usłyszałem, że zespół był bardzo zadowolony z tej krótkiej współpracy: za możliwość posadzenia kierowcy w kokpicie i zrobienia mu kilku zdjęć „za kierownicą”, szef otrzymał reklamówkę wypchaną banknotami. W sytuacji Guido Fortiego każdy papierek z nawet minimalną liczbą zer był na wagę złota.

Drugi polski akcent w historii Forti Corse zbiegł się z końcem przygody włoskiej ekipy z Formułą 1. Zespół, który zadebiutował w 1995 roku, dotrwał zaledwie do półmetka kolejnego sezonu. Brakowało pieniędzy – przede wszystkim na rozliczenia z dostawcą silników, Cosworthem – i 51% udziałów przejęła irlandzka grupa Shannon, za którą stał producent elementów kompozytowych Belco Avia – jeden z dostawców Forti Corse, któremu zespół był winien pieniądze. Nowym (współ)właścicielom zależało na promocji wielozadaniowego śmigłowca Sokół W-3, produkowanego w zakładach PZL w Świdniku. Stąd swojsko brzmiący napis „Sokół Helicopters”, który pojawił się na tylnym skrzydle samochodów Forti podczas weekendu w Hiszpanii. Nie na długo: dwa wyścigi później, we Francji, mocno zużyte silniki w obu autach osiągnęły kres wytrzymałości, a wobec zadłużenia Cosworth nawet nie chciał myśleć o dostarczeniu kolejnych. Ekipa pojawiła się jeszcze na Silverstone i Hockenheim – w Wielkiej Brytanii Andrea Montermini i Luca Badoer na pożyczonym paliwie przejechali w czasówce po jednym okrążeniu pomiarowym i nie zakwalifikowali się do wyścigu, a w Niemczech ani razu nie wyjechali nawet z garażu.

Zespół Guido Fortiego uznawany był za ostatnią typowo „garażową” ekipę w Formule 1: organizację napędzaną właściwie czystą pasją właściciela i pracowników, pozbawioną wsparcia dużych i zamożnych partnerów. Przed debiutem w mistrzostwach świata Forti prowadził zespoły w niższych seriach wyścigowych: począwszy od włoskich serii Formuły Ford i Formuły 3 po ówczesny odpowiednik GP2, czyli Formułę 3000 – gdzie Gianni Morbidelli, Emanuele Naspetti, Andrea Montermini czy Olivier Beretta odnosili nawet zwycięstwa w pojedynczych wyścigach.

Przełom w postaci awansu do F1 umożliwił Fortiemu kontakt z Pedro Dinizem, brazylijskim kierowcą, dysponującym pokaźnym zapleczem finansowym. Budżet od rodziny Dinizów pomógł w debiucie w mistrzostwach świata w sezonie 1995, a w żółtych Forti FG01 zasiedli Pedro i jego rodak, Roberto Moreno. Łagodnie mówiąc, świata Grand Prix nie podbili: w kwalifikacjach zdarzały się straty rzędu 11 czy 12 sekund na okrążeniu, co zaowocowało pierwszym w historii F1 wprowadzeniem zasady 107% na sezon 1996. Gdyby obowiązywała ona już w sezonie 1995, to w siedemnastu weekendach GP kierowca Forti Corse zostałby dopuszczony do wyścigu tylko raz, w kończącej zmagania Grand Prix Australii.

Model FG01 był niezgrabny, ciężki i koszmarnie powolny. Jako jedyny w stawce miał ręczną skrzynię biegów, a jedną z pierwszych i nielicznych poprawek w sezonie 1995 było… wprowadzenie umieszczonego nad głową kierowcy wlotu powietrza do silnika. Rozczarowany Diniz zabrał swoje miliony do Ligiera, a na rok 1996 zatrudniono Lukę Badoera (niektórzy z Was pewnie pamiętają, jak zastępował Felipe Massę w Ferrari w 2009 roku…) i Andreę Monterminiego. Sezon rozpoczęto z poprawionym modelem FG01, a następca – FG03 – pojawił się w czwartej Grand Prix sezonu, w San Marino. Mimo wprowadzenia zasady 107%, Badoer zakwalifikował się do sześciu wyścigów (cztery próby miał nieudane), a Montermini osiągnął skuteczność 50%.

W połowie 1996 roku branżowe pisma – jak np. „F1 News” – wielokrotnie poruszały temat kłopotów ekipy Forti.
W połowie 1996 roku branżowe pisma – jak np. „F1 News” – wielokrotnie poruszały temat kłopotów ekipy Forti.

Wydawało się, że z nowym samochodem Forti Corse złapało wiatr w żagle, ale trudności finansowe pociągnęły ekipę na dno, z bilansem 23 startów w Grand Prix i zerowym dorobkiem punktowym. Co ciekawe, w tamtych czasach niezawodność samochodów – nawet z czołówki – nie stała na tak wysokim poziomie jak obecnie, dzięki czemu przy obecnym systemie punktacji włoski zespół zdobyłby aż 12 punktów – w tym jeden za 10. miejsce w debiucie podczas GP Brazylii 1995. Diniz został wówczas zdublowany aż siedem razy i był ostatnim sklasyfikowanym kierowcą, podobnie zresztą jak w przypadku najlepszej w historii zespołu siódmej lokaty w GP Australii 1995 (cztery okrążenia straty) – tyle, że w tamtych czasach punktowała pierwsza szóstka na mecie.

Zespół Forti był osiemnastą ekipą, która zniknęła z Formuły 1 w okresie od 1989 do 1996 roku – a więc w ciągu siedmiu sezonów. Tylko siedem zespołów przetrwało ten czas, a wśród tych, którzy opuścili padok mistrzostw świata znalazły się m.in. tak uznane marki jak Lotus, Brabham czy March. Z drugiej strony w trakcie tych siedmiu lat pojawiały się i znikały tak radośnie beznadziejne twory jak Life, Modena-Lamborghini, Andrea Moda czy właśnie Forti. Pewnie dla wielu fanów obecność takich ekip w mistrzostwach świata absolutnie nic nie znaczy, ale trzeba przyznać, że pełni pasji ludzie, próbujący realizować swoje marzenia gdzieś w ogonie stawki, mają swój urok i dodają klimatu wyścigom Grand Prix. Poza tym zawsze można zaskoczyć mniej „uświadomionych historycznie” kibiców Formuły 1 kilkoma ciekawostkami – ot, jak te o polskich akcentach w ekipie Guido Fortiego.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here