Gilles Villeneuve za kierownicą Ferrari 312T4 z sezonu 1979.

34 lata temu świat Formuły 1 stracił jednego ze swoich najgenialniejszych kierowców – Gilles’a Villeneuve’a.

Niezapomniany Kanadyjczyk zginął podczas kwalifikacji przed wyścigiem o Grand Prix Belgii na torze Zolder. Villeneuve wyjechał z alei serwisowej z zamiarem poprawienia czasu Didiera Pironiego, który podpadł mu dwa tygodnie wcześniej na torze Imola, nieoczekiwanie łamiąc dżentelmeńską umowę i pozbawiając Gilles’a zwycięstwa. Do kraksy doszło w okolicach skręcającego w lewo łuku Butte.

Widząc pędzącego kierowcę Ferrari, Jochen Mass odbił w prawo, zostawiając Kanadyjczykowi miejsce. Tyle tylko, że Villeneuve zamierzał ominąć Jochena właśnie z prawej strony i z olbrzymią siłą uderzył w tył samochodu March. W rezultacie Ferrari wystrzeliło w powietrze i kilka razy przekoziołkowało. Kanadyjczyka wraz z siedzeniem wyrwało z kokpitu i bez kasku rzuciło na siatki znajdujące się przy prawym zakręcie kryjącym się pod nazwą Terlamenbocht. Akcja ratunkowa rozpoczęła się po kilkudziesięciu sekundach. Niestety, obrażenia była zbyt poważne i wieczorem Gilles zmarł.

Formuła 1 straciła człowieka uchodzącego za najbardziej utalentowanego kierowcę swojego pokolenia. Kto wie, jak dziś wyglądałaby historia F1 w pierwszej połowie lat 80., gdyby nie wypadek na Zolder? Faktem jest, że w kilku poprzednich latach Villeneuve wygrywał wyścigi, w których – ze względu na słaby sprzęt – nie miał prawa zwyciężyć. A jednak kilka razy – wbrew wszystkim i wszystkiemu – dopinał swego, demonstrując siłę swojego talentu. O takich występach, jak w Monako w 1981 roku nie sposób zapomnieć. Albo o wspaniałym pojedynku Gilles’a z René Arnoux w 1979 roku na torze Dijon-Prenois, chociaż stawką było wówczas „tylko” drugie miejsce.

Kibice Ferrari bezgranicznie pokochali Kanadyjczyka za oddanie i lojalność wobec włoskiej stajni. Najpierw akceptując uprzywilejowaną pozycję Jody’ego Schecktera, a potem cierpliwie znosząc koszmarną niemoc szkarłatnych samochodów. Przełomem miał być sezon 1982. W Maranello powstał model 126C2, który miał spełnić ambicje Kanadyjczyka, umożliwiając mu zdobycie tytułu mistrza świata. Kraksa w Belgii przekreśliła jednak wszelkie plany. Wielka szkoda…

3 KOMENTARZE

  1. Jak się patrzy na te bolidy wstecz to są takie zacofane technologiczne. Szok. Ciekawe jak ma obecne bolidy bedxiemy patrzeć za 30 lat

    • Zacofane? 1,5 litra V6 turbo, 650 koni mocy, konstrukcja z kompozytów węglowych + aluminium, zawieszenie takie samo jak dzisiaj, do tego efekt przyziemny, więc wjechanie w czyjś cień aero nie zabierało docisku (dziejsze F1 tego nie potrafią, mimo bardziej wyrafinowanej aerodynamiki). Zacofana była elektronika, ochrona kierowcy i opony (bo tamte w porównaniu z dzisiejszymi to były śliskie kamyczki). Po wymianie gum na współczesne, te samochody spuściłyby łomot niejednemu dzisiejszemu bolidowi.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here