W Bahrajnie rozpoczyna się najbardziej pracowity sezon w niemal 75-letniej historii Formuły 1. Zaplanowano aż 24 rundy, podczas których rywale będą starali się dopaść mistrzów świata Maksa Verstappena i ekipę Red Bull, którzy bezlitośnie zdominowali ubiegłoroczne zmagania.
Przed obrońcami tytułu otwiera się szansa, by jeszcze bardziej wyśrubować niebotyczne rekordy, ustanowione w sezonie 2023. Red Bull oddał konkurentom tylko jeden z 22 wyścigów – na ulicach Singapuru, gdzie Carlos Sainz i Ferrari wykorzystali źle dobrane ustawienia w samochodach Verstappena i Sergio Péreza – a ich holenderski lider w drodze po swój trzeci tytuł wygrał aż 19 rund, w tym dziesięć z rzędu, od Miami po włoską Monzę.
Pozostałe zespoły przy projektowaniu tegorocznych konstrukcji wyraźnie inspirowali się pomysłami Red Bulla oraz ich genialnego projektanta Adriana Neweya. Sekretem osiągów współczesnych samochodów F1 jest podłoga i sekcje boczne, sterujące przepływem przysysających auto do toru strug powietrza. Kiedy dwa lata temu wprowadzano te regulaminy techniczne, na torach pojawiły się różne rozwiązania – jednak szybko się okazało, że najlepszy jest koncept Red Bulla. Im dłużej obowiązują dane przepisy, tym większa szansa na wyrównanie tempa poszczególnych samochodów, właśnie poprzez wspólne dążenie do najlepszych możliwych rozwiązań. Tak miało być też w sezonie 2024, ale… Red Bull poszedł jeszcze bardziej do przodu i przygotował rzucające się w oczy zmiany w tegorocznej konstrukcji. O ich skuteczności przekonamy się dopiero w walce, bo zimowe testy nie dostarczają jeszcze pełnego obrazu sytuacji.
Na razie wiemy, że mistrzowie świata są faworytem, ale trzydniowe przygotowania w Bahrajnie przyniosły szczyptę optymizmu fanom Ferrari. Czerwone samochody były szybkie nie tylko na pojedynczych okrążeniach – jak w sezonie 2023, kiedy Sainz i Charles Leclerc zdobyli siedem pole position – ale także na długich przejazdach wyścigowych. Kibice Scuderii przeżyli już zbyt dużo rozczarowań i upokorzeń w ostatnich latach – wszak ostatnie mistrzowskie tytuły duma Italii wywalczyła półtorej dekady temu – by bezkrytycznie brać za dobrą monetę optymistyczną formę z testów. Wygląda jednak na to, że przynajmniej jeden zawodnik Red Bulla, czyli walczący o swoją przyszłość w Formule 1 Pérez, może być w zasięgu konkurencji.
Ponadto atmosfera w Red Bullu jest daleka od ideału. Szef ekipy Christian Horner u progu sezonu musiał tłumaczyć się z oskarżeń o niestosowne zachowania wobec jednej ze swoich podwładnych i co prawda przeddzień pierwszych sesji treningowych w Bahrajnie firma Red Bull poinformowała, iż skarga pracownicy została oddalona i Anglik pozostaje na stanowisku, ale rzecz jasna nie udało się uniknąć napięć w doskonale dotychczas funkcjonującej machinie. Jeśli wierzyć dobrze poinformowanej prasie holenderskiej, to w zakulisowych przepychankach o władzę brali udział m.in. szara eminencja Red Bulla, czyli doktor Helmut Marko, a także Verstappen i jego ojciec, Jos. Ponoć nie są zadowoleni z zarządzania zespołem przez Hornera…
Takie wewnętrzne tarcia mogą być wodą na młyn dla rywali, oczywiście o ile Red Bull w ogóle znajdzie się w ich zasięgu. Poza Ferrari, obiecująco wygląda także Mercedes, z całkowicie przeprojektowanym samochodem i wieloma zmianami technicznymi. Od strony ludzkiej w ich garażu też będzie ciekawie: przed sezonem Lewis Hamilton, od lat związany z niemiecką marką – czy to jako kierowca McLarena, czy właśnie fabrycznej ekipy koncernu – ogłosił, że po zakończeniu sezonu przejdzie do Ferrari. Poza rozczarowaniem niedawnym spadkiem formy „Srebrnych Strzał” nie był także zadowolony, że Toto Wolff nie chce mu zaproponować dłużej umowy niż obowiązująca do sezonu 2025. Szef Mercedesa ujawnił później, że chciał mieć pole manewru, by nie stracić na rzecz rywali nowej gwiazdy przyszłości – 17-letni Andrea Kimi Antonelli debiutuje w tym sezonie w Formule 2, a po imponujących występach w innych seriach Włoch ma przed sobą świetlaną przyszłość. Dziesięć lat temu Wolff nie był w stanie zaoferować Verstappenowi fotela w Formule 1, więc przyszły pogromca jego ekipy znalazł to, czego szukał, pod skrzydłami Red Bulla.
Hamilton i Mercedes mają przed sobą dziwny rok – praca ze świadomością, iż się rozstają, a kierowca nie może zabrać ze sobą zbyt wielu sekretów do konkurencji, nie będzie szczególnie komfortowa. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że po obu stronach najważniejszy będzie profesjonalizm oraz motywacja – siedmiokrotny mistrz świata od ponad dwóch lat nie wygrał ani razu. Podobnie będzie zresztą w Ferrari, skąd po tym sezonie odejdzie Sainz.
Hiszpan może przebierać w ofertach ze środka stawki – tam tegoroczne zmagania zapowiadają się bardzo emocjonująco, doszło też do kilku zmian. Właściciel zamykającej stawkę ekipy Haas pozbył się jej szefa, rozsławionego przez netfliksowy serial „Jazda o życie” Günthera Steinera. Zastąpił go dotychczasowy główny inżynier zespołu, Ayao Komatsu. Nowe władze – i nazwa – pojawiły się także w mniejszej ekipie Red Bulla, skąd na emeryturę odszedł Franz Tost i zastąpili go Laurent Mekies (ostatnio Ferrari, przedtem FIA) oraz Peter Bayer (poprzednio FIA). Fani głowią się, czy tracić czas na wymawianie pełnej nazwy zespołu z Faenzy, który oficjalnie nazywa się teraz Visa Cash App RB, czy poprzestać na swojskim „Racing Bulls”. Podobny dylemat mają w Szwajcarii – poczciwy Sauber w oczekiwaniu na wejście Audi od sezonu 2026 także przyjął nazwę sponsora. Problem w tym, że hazardowa firma Stake nie prowadzi legalnej działalności w wielu krajach, stąd logotypy i nazwa mogą w zależności od miejsca rozgrywania wyścigu zmieniać się na serwis streamingowy Kick. Zawsze można wrócić do nazwy Sauber – i nie ma się czemu dziwić, wszak Formuła 1 to od lat zagmatwany światek, pełny różnych niuansów.
Na szczęście o wynikach decyduje jedno: stoper. I właśnie na tym skupiamy się już w najbliższy weekend – trzeba tylko pamiętać, że wyścigowy weekend rusza już w czwartek, a wyścig jest w sobotę. Tak samo będzie za tydzień, w Arabii Saudyjskiej, bo w niedzielę rozpoczyna się ramadan i w tych rejonach świata organizacja wyścigu byłaby niemożliwa.