Bardzo się cieszymy, że zaproponowany przez nas tydzień temu sposób na jeszcze większe ożywienie wyścigów został wdrożony także na Hungaroringu. O to właśnie chodzi – start losowo wybranego kierowcy Mercedesa z końca stawki (drugi raz z rzędu krótszą słomkę wyciągnął Lewis Hamilton) i do tego inny kierowca z szeroko pojętego zaplecza ścisłej czołówki, który też może przebijać się przez stawkę. W Niemczech był to Daniel Ricciardo, omijający po starcie koziołkującego Felipe Massę, teraz na dalszych lokatach wylądowali Kevin Magnussen i Kimi Räikkönen (choć zaliczenie tego ostatniego kierowcy w poczet nawet szeroko pojętego zaplecza czołówki wydaje się obecnie mocno dyskusyjne).

Sądzę, że niezależnie od pogody – podobno ma padać i początek Q3 pokazał, co może przynieść nawet niepozorna mżawka – czekają nas interesujące zawody. Czy Nico Rosberg wykorzysta kolejny prezent od losu? Kto uzupełni podium? Jak wysoko przebije się Hamilton? Na żadne z tych pytań nie da się odpowiedzieć w ciemno i trzeba będzie jutro wytrzymać 70 okrążeń…

Cieszę się, że wbrew obiegowej opinii o „nudnym” Hungaroringu możemy mieć realną nadzieję na interesujące widowisko, nawet jeśli Rosberg odjedzie w siną dal po starcie. Ten tor jest dość wyjątkowy chyba dla każdego polskiego kibica, a ja też mam stąd szczególne wspomnienia. W 1998 roku po raz pierwszy obejrzałem i usłyszałem tutaj Formułę 1 na żywo, później cieszyłem się z wyścigowego debiutu Roberta, wreszcie sam miałem okazję poprowadzić tutaj wyścigówkę F1.

Wyobrażam sobie, że niespełna 30 lat temu cały padok F1 na wieść o pierwszej w historii wyprawie na Węgry – wówczas za żelazną kurtynę – zareagował tak samo, jak ja teraz na zapowiedź wyścigu w Azerbejdżanie, ale koniec końców wypada się tylko cieszyć, że do tak bliskiego Polsce kraju zawitały wyścigowe mistrzostwa świata.

Tak przy okazji: wiecie, że pierwsza Grand Prix Węgier odbyła się nie w sezonie 1986, tylko pół wieku wcześniej? W 1936 roku na pięciokilometrowym torze w budapeszteńskim Parku Ludowym zmierzyły się największe potęgi przedwojennych wyścigów. Niemieckich mocarzy spod znaku Mercedesa i Auto Uniona pogodził – który to już raz? – Tazio Nuvolari w słabszej, zwinnej Alfie Romeo 8C-35, wystawianej przez Scuderię Ferrari.

Teraz na taki scenariusz się nie zanosi, a Scuderia po kuriozalnym błędzie w Q1 (który to już raz…?) może polegać tylko na ruszającym z piątego pola Alonso. W dwóch poprzednich wyścigach Hiszpan toczył fantastyczne pojedynki z kierowcami Red Bulla i osobiście liczę na powtórkę z rozrywki. W tej mieszance mamy jeszcze Valtteriego Bottasa, który ostatnio nie schodzi z podium i wreszcie udowadnia swój potencjał. Podczas konferencji prasowej Fin zażyczył sobie… dłuższej prostej, bo na krętej pętli Hungaroringu znacznie lepiej spisują się otaczające go na polach startowych samochody Red Bulla. – Wolałbym postawić piwo wszystkim twoim kibicom – z humorem zareagował Vettel na propozycję takiej przebudowy toru na przyszły sezon. Tanio by nie wyszło: Węgry to tradycyjnie wyścig, na którym zjawia się wielu fińskich kibiców.

Jestem pewny, że jutro prędzej czy później spotkamy się na torze z Lewisem – przewidywał po kwalifikacjach Alonso. Z kolei Hamilton liczy na przebicie się do pierwszej dziesiątki, może piątki. – Nie wykluczałbym podium – optymistycznie zauważa Toto Wolff, który jednak wcześniej zastrzegł, że po rowerowej kraksie i połamaniu kilku kości dostał takie lekarstwa, że lepiej nie zadawać mu trudnych pytań…

– Zależy nam na tym, żeby walka o tytuł trwała do samego końca – dodał szef Mercedesa, odpierając jednocześnie niedorzeczne zarzuty o faworyzowanie Rosberga, pojawiające się w mediach społecznościowych. – Nie chcemy, żeby awarie wpłynęły na losy tytułu. Podchodzimy do tego bardzo poważnie i musimy się uporać z problemami. Rozumiem złość kibiców.

Na koniec dodam tylko, że bawią mnie spiskowe teorie, do których nawiązał Wolff. Jak wiecie, niejedno już widziałem w wyścigach, ale snucie takich bajek nie jest poważne w sezonie, w którym wszystko ma prawo się popsuć, a mechanicy jeszcze do końca nie radzą sobie ze świeżymi, właściwie prototypowymi konstrukcjami. Co będzie, jeśli jutro to Mercedes #6 się popsuje? Piękny świat „spiskowców” legnie w gruzach, czy wymyślą coś nowego?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here