Grosjean kilkanaście minut przed feralnym startem. Czyżby pan widoczny w tle już się domyślał, jak to się skończy?

Czy w tym sezonie przydarzy się wreszcie nudny, przewidywalny wyścig? Na Monzy zabraknie Romaina Grosjeana (choć zawsze pozostaje Pastor Maldonado)… Popatrzmy, jak manewr kierowcy Lotusa wpłynął na losy wyścigu i sytuację w mistrzostwach świata.

Najpierw sprawy oczywiste: zerowa zdobycz Fernando Alonso i Lewisa Hamiltona. Kierowca Ferrari stracił tym samym szansę na wyrównanie osiągnięcia Michaela Schumachera, który pomiędzy GP Węgier 2001 i GP Malezji 2003 ukończył 24 wyścigi z rzędu na punktowanej pozycji. Licznik Hiszpana zatrzymał się na 23 – poprzedni jego nieukończony wyścig to GP Kanady 2011 (kolizja z Jensonem Buttonem). Alonso miał jednak łatwiejsze zadanie: gdy „Schumi” ustanawiał ten rekord, punkty przyznawano pierwszej szóstce na mecie. Przy takim kryterium seria Hiszpana skończyłaby się dużo wcześniej, bo w tegorocznej GP Chin był dziewiąty.

Z kolei Hamilton po raz trzeci w ostatnich pięciu startach nie zdobył ani jednego punktu – w Walencji za sprawą Maldonado, teraz dzięki Grosjeanowi. Przed wyścigiem spekulowano, czy McLaren nie powinien już wprowadzić poleceń zespołowych i zmusić Jensona Buttona do pomocy Hamiltonowi w walce o mistrzowski tytuł. Obaj kierowcy z rezerwą podeszli do tego pomysłu, a słowa Buttona o możliwości szybkiego odrobienia 40 punktów straty niemal od razu się potwierdziły: kierowca McLarena za jednym zamachem odrobił 25 „oczek” do Alonso i do zespołowego partnera.

Triumfator GP Belgii przyznał po wyścigu, że sam nie wiedział, jaką strategię zastosować. Po deszczowym piątku wszyscy narzekali na brak danych odnośnie zachowania gładkich opon i niektórzy przewidywali nawet scenariusz z trzema wizytami na pasie serwisowym. Pierwsza dwójka udowodniła jednak, że cały dystans wyścigu można było przejechać na dwóch kompletach opon. Po części to też zasługa Grosjeana – trwająca cztery okrążenia neutralizacja pomogła zadbać o stan ogumienia i to w potencjalnie najgorszej fazie wyścigu: kiedy samochody były zatankowane maksymalną ilością paliwa.

Button jako pierwszy kierowca w tym sezonie prowadził wyścig od startu do mety i potem przyznał, że jazda w czystym powietrzu także pomogła mu w odpowiednim zadbaniu o stan ogumienia. Co innego Sebastian Vettel: w zamieszaniu po starcie zamiast zyskać, stracił kilka pozycji i początkowo spadł nawet za Heikkiego Kovalainena. Straty odrabiał jednak w mistrzowskim stylu, mimo tradycyjnych dla Red Bulla ustawień samochodu: podporządkowanych wszystkiemu, tylko nie prędkości maksymalnej. Na końcu prostej Kemmel samochód mistrza świata był najwolniejszy w stawce: 316,3 km/h w porównaniu np. z 322,1 km/h Buttona czy 327,5 km/h najszybszego w tym miejscu Kamuiego Kobayashiego (może na taki wynik wpływ miały modyfikacje nadwozia, będące efektem karambolu w La Source?).

Swoje trzy grosze dorzucili stratedzy Red Bulla, narzucając kierowcy taktykę jednej wizyty na pasie serwisowym. Vettel przyznał po wyścigu, że chciał wykonać wczesny zjazd i „podciąć” taktykę jadących przed nim kierowców – co skazałoby go na jazdę na dwa postoje. Okazało się jednak, że lepiej było odwlec zjazd i spróbować pojechać na jeden pit stop. Widać to przy porównaniu z Webberem, który pojechał na dwie zmiany i chociaż przed pierwszym zjazdem był tuż za zespołowym kolegą, na mecie stracił do niego prawie 20 sekund. W tym przypadku cierpliwość popłaciła i mimo startu z dziesiątego pola Vettel wywalczył na Spa-Francorchamps aż 18 punktów, zmniejszając przewagę Alonso do 24.

Kimi Räikkönen zmagał się z problemem podobnym do tych, które nękały kierowców Red Bulla. Aby ograniczyć uślizgi kół, Lotus zastosował ustawienia z wysokim poziomem docisku aerodynamicznego, co oczywiście niekorzystnie wpłynęło na osiągi na prostych. Dlatego Fin miał tak duże problemy z wyprzedzeniem Schumachera: dzięki przewadze szybkości na prostej, Niemiec skutecznie kontrował przed Les Combes. Trzecie z rzędu i szóste w sezonie podium pozwoliło mu jednak utrzymać się w grze o tytuł, a na Monzy jego samochód może wreszcie będzie przez cały weekend wyposażony w „wynalazek” zmniejszający opór…

… ale Grosjean nie będzie mógł z tego skorzystać. Francuz w dwunastu tegorocznych startach był zamieszany w siedem (SIEDEM!) kolizji na starcie lub pierwszych okrążeniach. – Nie był odpowiedzialny za siedem incydentów – podkreśla jego szef Eric Boullier. – Był zamieszany w siedem incydentów, a to zmienia postać rzeczy.

Prawie jak w pewnym żarcie na temat Kowalskiego, zamieszanego w kradzież roweru. Ukradł? Nie, jemu ukradli, ale można powiedzieć, że był zamieszany w kradzież roweru…

Moim zdaniem kierowca Lotusa powinien, także dla własnego dobra, trochę odpocząć i zastanowić się nad swoimi poczynaniami. Niewątpliwie jest bardzo szybkim zawodnikiem, ale powinien umieć okiełznać swoją prędkość. Siedem razy pokonał zespołowego kolegę w kwalifikacjach, ale punkty zdobywa się w niedzielę i Grosjean ma ich prawie o połowę mniej od Räikkönena. Szkoda mi zespołu Lotusa, bo mogliby być na drugim miejscu w mistrzostwach konstruktorów, a tak tracą 11 punktów do McLarena.

Żałuję też kierowców Saubera. Jak to ujął Sergio Pérez: – Wszyscy padliśmy ofiarą błędu jednego kierowcy. W komunikacie prasowym Lotusa Grosjean kończy swoją wypowiedź następującym stwierdzeniem: – Mogę tylko powiedzieć, że dzisiejsze wydarzenia to część procesu, dzięki któremu stanę się lepszym kierowcą. Szkoda tylko, że inni kierowcy mimowolnie biorą w tym procesie udział, ryzykując własne zdrowie.

Na celowniku sędziów powinien się teraz znaleźć Maldonado. Od zwycięstwa w Grand Prix Hiszpanii Wenezuelczyk podczas siedmiu kolejnych wyścigowych weekendów zawsze dostawał przynajmniej jedną karę – razem dwanaście, czyli statystycznie po jednej na każdy tegoroczny wyścig. Zgoda, dwie z nich były za wymianę skrzyni biegów, ale w obu przypadkach taki zabieg był konieczny w wyniku jego błędu i rozbicia samochodu. Nie zdziwię się, jeśli po kolejnym incydencie sędziowie nie okażą mu litości – podobnie jak miało to miejsce w przypadku Grosjeana.

Dlaczego tak surowo oceniam obu tych kierowców? Żaden z nich nie wydaje się wyciągać wniosków po własnych błędach. Doświadczony francuski dziennikarz powiedział mi dzisiaj, że początkowo uważał, iż kara dla kierowcy Lotusa jest zbyt sroga. Zmienił zdanie po rozmowie z kierowcą, który wyraźnie bagatelizował całe zajście i powiedział mu, że z kokpitu wypadek nie wyglądał tak poważnie, jak w telewizji. Może z kokpitu Grosjeana rzeczywiście nie wyglądało to tak źle, ale co na ten temat sądzi Alonso?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here