2023 Mexican Grand Prix, Sunday - LAT Images
Lewis Hamilton i Ferrari – przez długie lata była to jedna z dyżurnych plotek w światku F1. Teraz staje się rzeczywistością, i to w sytuacji, w której Lewis rozstanie się z Mercedesem o rok wcześniej, niż zakładał przedłużony w zeszłym roku kontrakt.
Siedmiokrotny mistrz świata już w sezonie 2025 przywdzieje czerwone barwy, po jednym z najbardziej zaskakujących i sensacyjnych ruchów transferowych ostatnich lat.
Bohaterem poprzedniej zmiany kadrowej, która do takiego stopnia zszokowała padok i kibiców, był… także Hamilton. Przed sezonem 2013 przeszedł z McLarena do Mercedesa – rok przed poważną zmianą w regulaminach technicznych, koncentrującej się wówczas na przesiadce z silników V8 na hybrydowe jednostki napędowe V6. Teraz przeprowadza się do Maranello również na ostatni sezon przed rewolucją techniczną. Czy znów wykaże się niesamowitym przeczuciem?
Lewis nie ma tu nic do stracenia, a jego ruch potwierdza poważne zwątpienie w kierunek obrany w ostatnich latach przez Mercedesa. Najwyraźniej nie przekonało go nawet umocnienie Jamesa Allisona w pionie technicznym – wszak to od niepotrzebnych roszad na pozycji dyrektora technicznego rozpoczął się spadek Brackley z piedestału. Skoro ma jeździć sprzętem, który nie pozwala na zwycięstwa, to może lepiej zamiast Mercedesem, pośmigać Ferrari?
Jest to potężny cios wizerunkowy dla Mercedesa i jednocześnie powód do dumy dla Maranello. Skoro zespół, z którego pół kibicowskiego świata się nabija, potrafił skusić Hamiltona… Koniec wiary w koncepcyjne możliwości dotychczasowej ekipy to chyba najłagodniejsze wytłumaczenie takiej decyzji.
Lewis był związany z Mercedesem od zawsze – czy to w McLarenie, czy w fabrycznej ekipie. Był juniorem tej firmy jeszcze za czasów F3. Tam, a także w GP2, święcił triumfy w ekipie Freda Vasseura, do którego dołącza teraz w Maranello. Po raz pierwszy pojedzie w F1 samochodem z silnikiem innym niż Mercedes.
Ferrari zyska nie tylko wizerunkowo, ale potencjalnie także sportowo, technicznie i rozwojowo. Cenne informacje wprost z garażu i fabryki niedawnych dominatorów, niewątpliwy talent i szybkość – potencjalnym problemem może być chyba tylko dynamika wewnątrz zespołu.
Liderem zespołu miał być Charles Leclerc – namaszczony na kierowcę numer jeden, z przedłużonym niedawno kontraktem. Ciekawe, czy wiedział, na co się pisze? A może jeszcze dałby radę zmienić barwy na srebrne? Charles będzie miał wszystko do stracenia, a Lewis nic. Czeka nas fascynujący sprawdzian możliwości obu kierowców.
Ktoś powie – Lewis czmycha przed George’em Russellem. Nie, raczej zostawia Mercedesa z ręką w… A sam podejmuje nowe wyzwanie. Fernando Alonso, Sebastian Vettel, Alain Prost… Żaden z nich, przychodząc do Maranello z mistrzowskimi tytułami w kieszeni, nie odmienił losów włoskiej stajni. Fajnym zwieńczeniem kariery byłoby zakończenie trwającej od sezonu 2007 posuchy, jeśli chodzi o mistrzów świata w czerwonych barwach – wówczas tytuł wywalczył Kimi Räikkönen, rzutem na taśmę pokonując Lewisa i Fernando Alonso.
Właśnie, Alonso – czyż nie byłby idealnym kandydatem do fotela u boku Russella? Chciałbym to zobaczyć… Albo zupełnie przeciwne rozwiązanie, czyli młodzieńca z następnej generacji – Andrea Kimi Antonelli debiutuje w tym roku w Formule 2 i wolno chyba marzyć o powtórce z historii samego Lewisa. A jeśli nie, to w oczekiwaniu na niego albo kolejnego juniora idealnym kandydatem byłby Fernando. Kto jak nie weteran lub żółtodziób?
Wszyscy obiecujący kierowcy mają już długoletnie kontrakty (ciekawe, czy chłopaki z McLarena teraz tego nie żałują…). Carlos Sainz pewnie trafi rok wcześniej niż zakładano do Hinwil, czekając na sezon 2026 i wejście Audi, ale mógłby też znaleźć przystań w Williamsie. Potencjalnie czarnym koniem rozbujanego przez Lewisa rynku transferowego mógłby być Alex Albon – Mercedes dzięki współpracy z Williamsem pewnie trochę wie o jego możliwościach. Ściąganie z powrotem znanych już w Brackley juniorów czy weteranów – Mick Schumacher, Valtteri Bottas, Esteban Ocon… – wydaje się być pozbawione sensu. Telefon Toto Wolffa pewnie się już rozładował i pęka od nieodebranych połączeń – kwestia drugiego kierowcy w Mercedesie rysuje się nad wyraz ciekawie.
Po stronie przegranych mamy zatem Mercedesa z szefostwem na czele, Sainza, być może także Leclerca – nawet jeśli sportowo wytrzyma to wyzwanie, to na pewno nie będzie cieszył się pozycją lidera zespołu.
Wygrywają Ferrari, Vasseur, Hamilton, przyszły zespołowy partner Russella (ciekawe, czy George udźwignie rolę lidera ekipy) – oraz cała F1 i kibice, oczekując na fascynujący rozwój akcji. Przed nami także niezręczny sezon w garażach Ferrari i Mercedesa – z coraz bardziej odczuwalnym widmem rozstania.
Przypomnijcie sobie jeszcze te wszystkie filary współpracy Lewisa z Mercedesem – chęć dojechania do mety kariery w srebrnych barwach, wspólne działania społeczne, na rzecz promowanych przez Lewisa inicjatyw. Ta utrata wiary w możliwości ekipy z Brackley musiała być naprawdę potężna. Czekamy, co z tego wyniknie!

1 KOMENTARZ

  1. W mojej opinii wygląda to następująco: Leclerk dostał kontrakt na tyle lat, bo stwierdzili,że w niego wierzą ale…na razie jeszcze nie wygląda im (Ferrari) na mistrza a przecież Ferrari tego potrzebuje, widzą w Lewisie kogoś kto może tego mistrza zdobyć. Tutaj i zespół i Ham mają ogromną motywacje aby w końcu wygrać. Jednocześnie są świadomi,że Lewis aż tyle lat co Leclerk jeździł nie będzie dlatego ta obietnce o tym,że jeśli wytrzyma do 2028 albo 2029 (nie pamiętam dokładnie) to dostanie 50 mln. Ferrari chce wygrać mistrzostwa wcześniej. Po zwyciestwie kiedy Lewis odejdzie, jego miejsce zajmie Leclerk bogatszy o doświadczenia i wiedzę jaką zdobędzie od Hamiltona.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here