Nie wszyscy przepadają za biografiami pisanymi jeszcze w trakcie kariery, ale skomplikowana historia Maksa Verstappena zasługuje na jej przedstawienie, bo po prostu pomoże kibicom zrozumieć trzykrotnego (aktualnie) mistrza świata – zrozumieć go zarówno od strony psychicznej, jak również pojąć, w jaki sposób wyczynia z samochodami to, do czego zdolni mogą być jedynie nieliczni rywale. Autor wydanej przez Wydawnictwo SQN biografii, ceniony dziennikarz Mark Hughes, nie poprzestaje na suchym podsumowaniu kariery Holendra. Analizuje jego styl jazdy i tłumaczy, dlaczego Max jest w stanie zrobić z autem więcej niż inni. Porozmawiał ze wszystkimi, którzy przyczynili się do marszu Verstappena na absolutny szczyt Formuły 1 – od kartingu przez króciutką przygodę z seriami juniorskimi aż po sam wyścigowy Olimp.

W tej książce nie ma tematów tabu i tajemnic – Mark nie ucieka od wstrząsających historii związanych z twardych wychowaniem Maksa przez jego ojca. Jednocześnie poznajemy ze szczegółami cały plan, dzięki któremu Verstappen od nowa napisał historię Formuły 1, jako ten „najmłodszy” w tak wielu kategoriach. Spójrzcie zresztą na zamieszczony poniżej fragment…

ZAMÓW KSIĄŻKĘ W PRZEDSPRZEDAŻY
• rabat od ceny okładkowej
• wysyłka jeszcze przed premierą
• atrakcyjne pakiety z kubkami o F1 i innymi gadżetami

FRAGMENT KSIĄŻKI:

Marko od majowego Grand Prix Monako omawiał z Josem możliwość przyjęcia Maksa do Red Bulla. To wtedy Jos rozpoczął swoje drobiazgowe rozgrywanie Red Bulla i Mercedesa. Mercedes co prawda nie miał wówczas w pełni zorganizowanego programu juniorskiego, a ich fotele wyścigowe były zajęte przez Lewisa Hamiltona i Nico Rosberga, jednak Toto Wolff i Niki Lauda rozmawiali z Josem o potencjalnym wspieraniu Maksa w awansie do GP2, serii stanowiącej kolejny stopień drabiny prowadzącej do F1. W kontakcie z Josem pozostawało także Ferrari. 

Jos pamiętał, że nagły awans do F1 przyczynił się do jego późniejszego upadku, więc pewnie trochę się niepokoił tym, jak szybko potoczyły się sprawy w 2014 roku. Już wcześniej jednak zadbał, by Max był znacznie lepiej przygotowany niż niegdyś on. Poza tym dochodziła jeszcze motywacja finansowa. Trzeba było korzystać z nadarzających się szans wynikających ze znakomitej formy Maksa, ponieważ nadal nie było pomysłu na sfinansowanie drugiego sezonu w F3 albo pierwszego w GP2. Swoimi popisami na torze Max sprawił, że dotarli do tak daleko, ale wyścigi samochodowe to jednak wyjątkowo zmienny biznes. Wielka szansa pojawia się zwykle tylko raz.

Po rozmowach w Monako Marko spotkał się z Maksem w Austrii, a tam nastolatek zaimponował mu również umiejętnościami konwersacyjnymi. „Z Maksem rozmawiałem dłużej niż z jakimkolwiek innym kierowcą – wspomina Marko. – Sponsoruje go sieć supermarketów. Zapytałem go o tę firmę, a on wiedział, ilu zatrudnia pracowników, gdzie mieści się jej siedziba, ile ma sklepów. Miałem nad nim przewagę, bo to wszystko wcześniej sprawdziłem. Kiedyś podpisywaliśmy kontrakt z jednym kierowcą ze Stanów. Powiedział mi, że wybiera się z Grazu do Monachium, więc poradziłem mu, żeby zatrzymał się w Salzburgu. »Salzburgu? Co to ten Salzburg?« Mozart, odparłem. »Mozart? Co to jest?« Nie do wiary… Gdybym jechał na spotkanie z Red Bullem w sprawie kontraktu, porządnie dokształciłbym się na temat Austrii. Max przyjechał znakomicie przygotowany”.

Po weekendzie na Norisringu Marko postanowił kuć żelazo, póki gorące. Nazajutrz z samego rana zadzwonił do Josa. „»Jos, zapomnij o wszystkim innym, chcemy wziąć Maksa prosto do F1«. Po drugiej stronie zapadła cisza. »Jos? Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? Powiedz coś«”.

Od momentu gdy Jos, Frits, Raymond i Huub zaczęli szukać finansowania występów Maksa w F3, minęły zaledwie cztery miesiące. Teraz miał trafić do F1. Jos i Raymond mieli jeszcze negocjować warunki, ale najważniejsza decyzja zapadła.

„Jos postąpił z Helmutem dokładnie tak, jak należało – uważa van Amersfoort. – Trzymał go na dystans tak długo, jak się dało, a potem w pewnym momencie powiedział: »Już czas, możemy rozmawiać«. W ten sposób dostał swój kontrakt w F1. Tak naprawdę to trafił swój na swego. Helmut lubi ryzyko, lubi przygodę. Żeby postawić się Helmutowi, trzeba mieć jaja. Jos idealnie się do tego nadawał. Nie wydaje mi się, żeby on się jakoś długo bił z myślami w tej sprawie. Początkowo uważał po prostu, że Max nie jest jeszcze gotowy na Red Bulla, więc trzymał tę ekipę na dystans, a Helmut powiedział: »Niech będzie, poczekam«. Nie wydaje mi się, żeby Helmut miał kiedykolwiek coś takiego powtórzyć. To w sumie niesamowite, jak ich umowa i cała ta współpraca się zmaterializowała”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here