Oj Sebastian, aleś (znów) nabroił...

Sebastian Vettel po raz drugi w ciągu miesiąca zaliczył bliskie spotkanie z twardą rzeczywistością w postaci bariery. Pamiętam, jak po incydencie w Turcji szef Red Bulla Christian Horner podczas konferencji prasowej nie był w stanie przypomnieć sobie, kiedy poprzedni raz mistrz świata wypadł z toru. Pomyślałem wówczas, że pamięć Anglika jest niebywale krótka…

Trzydzieści dni później trudno będzie Hornerowi udawać, że takie wpadki to prawdziwa rzadkość w przypadku jego młodego podopiecznego. Nie chcę tu już odświeżać jego pamięci i pisać o… Monako 2009, Malezji 2009, Australii 2009 czy kilku występach jeszcze w barwach Toro Rosso (ograniczając się jedynie do incydentów w wyścigach). Chciałbym jedynie na gorąco podzielić się drobną refleksją na temat dwóch najnowszych przygód.

Piątkowy, deszczowy trening w Turcji. Na piątym okrążeniu Vettel wypada z toru w szybkim Zakręcie 8, fundując mechanikom pracę w przerwie na lunch. Jasne, jest kierowcą Formuły 1 i chce cały czas cisnąć na maksa, ale czasami trzeba się opanować i skupić na tym, co jest w danej chwili najważniejsze. Gdyby to był wyścig, chociażby sytuacja z Grand Prix Australii 2009, kiedy za wszelką cenę próbował się bronić przed Robertem Kubicą, można by to jakoś zrozumieć. Ale trening? Kiedy trzeba jeździć, zbierać dane, sprawdzać ustawienia, po raz pierwszy w trakcie weekendu GP zapoznać się z pracą deszczowych opon? Żółta kartka…

Druga żółta za dzisiaj. Znów trening, znów nic do zyskania – a stracić można czas, cenne kilometry… Tyle, że „Seb” może sobie na to pozwolić: i tak ma najszybsze auto w stawce, a do tego potrafi to świetnie wykorzystać w sobotnie i niedzielne popołudnia. Przyznaję, w porównaniu z sezonem 2009 zdołał się nauczyć przynajmniej tego. Rozbija się wtedy, kiedy nie ma to większego znaczenia.

Nie można jednak przeoczyć jednego: obie kraksy były zupełnie niepotrzebne i można było ich uniknąć. Mędrkować znad klawiatury jest łatwo, ale jakoś dziwnym trafem nikt poza nim nie rozbił się w deszczu na tureckim Zakręcie 8, ani nikt nie urwał prawej strony samochodu na kanadyjskiej „ścianie mistrzów”. Dzisiaj wystarczyło pogodzić się z zawalonych dohamowaniem i ściąć szykanę na wprost, zamiast próbować zmieścić się za wszelką cenę w torze. Teraz mistrz świata odpoczywa, a chłopcy w garażu muszą naprawiać jego zepsutą zabawkę…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here