Wyniki piątkowych treningów nie wyglądają zbyt optymistycznie dla tych, którzy liczą na ciekawą walkę w mistrzostwach. Jeśli wyniki Grand Prix Belgii mają wyglądać tak jak klasyfikacja drugiej sesji, to… cóż, żegnajcie emocje. Jednak wcale nie musi tak być. Ostatnimi czasy Red Bull jeździ w piątkowych treningach z mniejszym obciążeniem paliwem: zdaniem tych, którzy mają wtyczki w odpowiednich miejscach, może to być nawet 20 kilogramów mniej niż inne czołowe ekipy. Na długich łukach Spa dziesięć kilogramów to około 0,43 sekundy straty na okrążeniu – po przemnożeniu przez dwa daje to mniej więcej tyle, ile w piątek stracił trzeci w zestawieniu Romain Grosjean.

Przekonaliśmy się już na Hungaroringu, że nawet dominacja Vettela w piątkowych treningach niekoniecznie będzie oznaczała wygraną czasówkę i triumf w wyścigu. Na Spa kierowcy Mercedesa zakończyli piątek w połowie stawki, ale czujnym uchem można było wychwycić, że Lewis Hamilton i Nico Rosberg dość wcześnie zmieniali biegi, wyraźnie oszczędzając mocno zużyte jednostki napędowe. Oczywiście nikt nie zakłada nowych silników na piątkowe treningi i należy się spodziewać, że w przypadku Mercedesów zastosowano mocno sfatygowane egzemplarze. Ten i następny wyścig mocno obciążają silniki, a rzut oka na dotychczasowe zużycie pozwala się przekonać, że być może przed końcem sezonu posypią się kary za przekroczenie limitu ośmiu jednostek.

Kibicom Red Bulla radziłbym potrzymać szampana w lodówce, a zwolennikom innych barw – oraz tym, którzy liczą na zaciętą walkę nie tylko na Spa, ale i podczas reszty sezonu – wstrzymać się z popadaniem w pesymistyczny nastrój przynajmniej do zakończenia sobotniej czasówki. Zresztą, przecież (jak to w Belgii) może popadać…

Na koniec jeszcze parę słów na drażliwy temat opon: w drugim treningu doszło do dwóch usterek w samochodach Vettela i Fernando Alonso, w tym samym miejscu toru (Zakręt 14) i w obu przypadkach była to prawa tylna opona. Pirelli stwierdziło, że przyczyną obu przebić były leżące na torze odłamki: opona Ferrari miała dwie wyraźne dziury w zewnętrznej warstwie bieżnika, a w przypadku Red Bulla pojawiło się podłużne przetarcie.

Warto podkreślić, że gdyby Pirelli pozostało przy poprzedniej konstrukcji ogumienia, a nie wracało do specyfikacji z sezonu 2012, to od opony odkleiłby się jedynie bieżnik, a struktura pozostałaby nienaruszona i nie zniszczyłaby brzegów podłogi, jak w przypadku samochodu Vettela.

Pirelli robi, co może – ale nie jest w stanie zapobiec każdemu przebiciu opony i dbać o to, aby nawierzchnia toru była sterylnie czysta. Zmienili strukturę ogumienia i wydali zespołom stosowne zalecenia co do maksymalnego kąta nachylenia kół oraz ciśnień. To oczywiste, że nikt nie chce ryzykować i narażać nikogo na niebezpieczeństwo – ale przegięciem w drugą stronę jest stanowisko, które podobno na zebraniu kierowców zajął Adrian Sutil. Kierowca Force India zażądał od FIA pisemnej gwarancji, że ogumienie nie będzie ulegało uszkodzeniom. Na szczęście jest duża szansa na deszczową resztę weekendu i w takiej sytuacji kłopotów z wytrzymałością opon na pewno nie będzie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here