„Lewis, dlaczego???”

Po zdobyciu pierwszego i jak na razie jedynego tytułu mistrza świata w 2008 roku Lewis Hamilton mówił, że nigdy nie odejdzie z zespołu McLaren. – Urodziłem się i dorastałem w McLarenie. To mój dom. Tak, potwierdzam, że nigdy nie zmienię zespołu – stwierdził w rozmowie z włoskim dziennikiem „Corriere della Sera”.

Niespełna pięć lat później sytuacja „nieco” się zmieniła. Wychowanek McLarena postanowił podjąć nowe wyzwanie i na trzy kolejne lata związał się z Mercedesem. Jego dotychczasowy zespół już na starcie uprzedził ekipę z Brackley, wydając oficjalne oświadczenie o zatrudnieniu Sergio Péreza i pożegnaniu z Hamiltonem ponad godzinę przed potwierdzeniem tych informacji przez Mercedesa. Żartobliwie można stwierdzić, że to zły znak…

Przez te niespełna pięć lat podejście Hamiltona zmieniło się z „nigdy nie odejdę z McLarena” w „nie ma sensu szukać innych opcji tak długo, jak samochód jest konkurencyjny”. W dalszym ciągu nie tłumaczy to sportowej motywacji stojącej za zmianą barw, bo na chwilę obecną jego dotychczasowy zespół wydaje się gwarantować perspektywy lepszych wyników niż przyszły pracodawca. Forma Mercedesa pozostaje poniżej oczekiwań i – jak to w Formule 1 bywa – nie ma żadnych gwarancji, że się znacząco poprawi. Jednak nie można też być pewnym, że McLaren na wieki pozostanie czołową ekipą. W 2014 roku wchodzą nowe przepisy dotyczące jednostek napędowych i chociaż umowa McLarena z Mercedesem gwarantuje jednakowe traktowanie obu ekip w tym zakresie, to można się domyślać, że fabryczny zespół może być zawsze kroczek z przodu jeśli chodzi o prace przy wdrażaniu nowego silnika.

Jednak – jak wiadomo – samochód F1 to nie tylko silnik. Niektórzy podkreślają, że Mercedes w zasadzie ma na koncie bardziej świeży mistrzowski tytuł niż McLaren, ale tak naprawdę Brawn z sezonu 2009 był samochodem Hondy, a raczej Super Aguri – chłopcy z Brackley wygrali po prostu los na loterii i nawet nie byli w stanie usprawniać tej konstrukcji w trakcie walki o tytuły.

Od 2010 roku fabryczna ekipa Mercedesa musiała wziąć już sprawy w swoje ręce i w tym czasie zespół wygrał jeden wyścig. Dla odmiany Hamilton w ciągu trzech sezonów dziewięć razy otwierał szampana na najwyższym stopniu podium. Jednak ani razu nie ukończył mistrzostw w pierwszej trójce, a jego najlepszymi sezonami pozostają dwa pierwsze: 2007 (wicemistrzostwo) i 2008 (mistrzostwo świata). Warto jednak podkreślić, że zespołowy partner Jenson Button ustąpił w zeszłym roku tylko Sebastianowi Vettelowi.

McLaren niezmiennie od wielu lat projektuje samochody, którymi da się z powodzeniem wygrywać wyścigi i walczyć o tytuły. To prawda, że w tym roku Hamilton stracił wiele punktów z powodu błędów zespołu i defektów samochodu, ale w zeszłym sezonie (a także w poprzednich latach) sam pozbawił ekipę paru cennych zdobyczy. Atmosfera na linii kierowca-zespół bywała mocno napięta i choćby z tego powodu ciekawie będzie popatrzeć, jak zawodnik poradzi sobie w nowym otoczeniu i co ekipa będzie w stanie zrobić bez swojego wychowanka, w którego zainwestowano gigantyczną fortunę.

Skoro już jesteśmy przy fortunach… Staram się nie myśleć o komercyjnych argumentach stojących za tym „transferem”. Wiadomo, że Mercedes wobec niepewności co do dalszych planów Michaela Schumachera rozpoczął kilka miesięcy temu rozmowy z przedstawicielami Hamiltona. Wiadomo, że firmie menedżerskiej XIX Entertainment zależało na uzyskaniu większej swobody w dysponowaniu wizerunkiem kierowcy – McLaren znany jest z ograniczania możliwości swoich zawodników na tym polu. Na pewnym etapie negocjacji upubliczniono informację o tym, że kością niezgody przy rozmowach odnośnie przedłużenia kontraktu pozostaje polityka zatrzymywania przez zespół trofeów za zwycięstwa i miejsca na podium. Jak ironicznie skomentował jeden z dziennikarzy, w przypadku Mercedesa problem by zniknął, bo nie będzie o co się spierać…

Czy na pewno tak będzie? Mercedes gromadzi w swoich szeregach wielkie nazwiska, kojarzone z sukcesami takich zespołów, jak Ferrari czy Renault. Wśród osób bardziej wtajemniczonych w techniczne zawiłości Formuły 1 panuje jednak przekonanie, że wielu spośród tych sowicie opłacanych „tęgich głów” albo powierzono nieodpowiednie w odniesieniu do ich kwalifikacji stanowiska, albo wręcz dotychczasowe dokonania w innych ekipach nie były w żadnym stopniu ich zasługą. Czas pokaże, czy Mercedesowi uda się odpowiednio pokierować zastępami technicznych geniuszy i zapewnić Hamiltonowi sprzęt, którym Brytyjczyk będzie mógł pognębić swoich dotychczasowych pracodawców.

Jedno jest pewne: szykuje się ciekawe widowisko, a wymówek już nie będzie. Lewis jest bez wątpienia jednym z trzech najszybszych kierowców w obecnej Formule 1, a z takim zapleczem finansowym i technicznym, jakim dysponuje Mercedes, sukcesy powinny być tylko kwestią czasu. Pamiętacie, jak Michael Schumacher przenosił się w glorii podwójnego mistrza świata do Ferrari? Niektórzy pukali się w głowę, ale po niedługim czasie musieli przestać. Jeśli partnerstwo Hamiltona i Mercedesa przyniesie choć ułamek takich sukcesów, nie będę ukrywał podziwu dla kierowcy, który w poszukiwaniu nowych wyzwań nie bał się opuścić czołowego zespołu, chuchającego i dmuchającego na niego od najmłodszych lat.

Obawiam się jednak, że w tym przypadku bardziej prawdopodobny może być scenariusz potu i łez – podobny do sytuacji, w jakich znajdowali się (także poniekąd na własne życzenie) inni mistrzowie świata: Jacques Villeneuve po przenosinach z Williamsa do British American Racing czy Alain Prost, który odszedł z McLarena do Ferrari. Mam nadzieję, że jeden z najbardziej utalentowanych kierowców w stawce nie podzieli ich losu.

Warto też podkreślić jeszcze jeden aspekt całego zamieszania: gdyby nie zatrudnienie Hamiltona, ludzie pracujący w Brackley mogliby po raz drugi w ciągu trzech lat przeżyć ciężki, pełen niepewności okres. Chodzą pogłoski o tym, że gdyby Mercedesowi nie udało się ściągnąć kierowcy tak wielkiego kalibru, zarząd niemieckiej firmy postanowiłby wycofać się z prowadzenia ekipy i ograniczyć obecność marki do dostarczania jednostek napędowych. Tak się jednak nie stało, stąd też mieliśmy w piątek dwa oświadczenia w jednym: zatrudnienie Hamiltona i potwierdzenie zgody Mercedesa na warunki podyktowane przez właściciela praw komercyjnych do Formuły 1.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here