W nieprzyjemnych okolicznościach, ale taka jest rola rezerwowego – Robert Kubica doskonale spisał się w Grand Prix Holandii i do domu wracał usatysfakcjonowany, a teraz otrzymuje kolejną szansę, w Grand Prix Włoch. Tor Monza to oczywiście fantastyczne wspomnienia, jak pierwsze w karierze podium z sezonu 2006, w trzecim starcie w Formule 1, ale teraz liczy się teraźniejszość.
– Nie mogę się doczekać ścigania na Monzy – na niesamowitym torze, na którym w 2006 roku zdobyłem moje pierwsze podium – mówi Robert. – W przeciwieństwie do Zandvoort, dobrze znam ten tor i będzie to pomocne, zwłaszcza że format weekendu ze sprintem kwalifikacyjnym oznacza, że mamy o jeden trening mniej. Cieszę się z tego, czego dokonałem w Holandii i nie mogę się doczekać, by na Monzy znów pomóc zespołowi.
Wskoczył do samochodu za pięć dwunasta i pojechał na poziomie, jakiego można oczekiwać od kierowcy regularnie startującego w wyścigach.
Na Zandvoort polski kierowca przypomniał całemu padokowi, że potrafi się ścigać. W zamian otrzymał wyrazy uznania ze wszystkich zakątków wyścigowego światka – nie tylko ze względu na sympatię i szacunek wśród formułowej braci, ale przede wszystkim dlatego, że zrobił świetną robotę.
Wskoczył do samochodu za pięć dwunasta i pojechał na poziomie, jakiego można oczekiwać od kierowcy regularnie startującego w wyścigach. Na torze, który był wyzwaniem nawet dla otrzaskanych w tegorocznym boju zawodników, Kubica pojechał bezbłędnie. Zasiadł w samochodzie, w którym wcześniej spędził na torze trzy godziny, realizując programy jazd niezwiązane z poszukiwaniem ustawień, szybkości czy wyczucia – tego ostatniego zresztą za każdym razem brakowało, na pewno w porównaniu z zeszłorocznym modelem Alfy Romeo.
Trudno znaleźć w padoku – wśród osób, które żyją Formułą 1 i doskonale ją rozumieją – kogokolwiek, kto nie doceniłby występu Kubicy. W takiej sytuacji po kierowcy można oczekiwać najwyżej dowiezienia samochodu do mety w jednym kawałku. Robert nie miał żadnej wiedzy na temat zachowania tegorocznych opon na długich, wyścigowych przejazdach, a mimo tego wyczuł ogumienie na tyle, by zrealizować strategię wydłużonego pierwszego przejazdu – w oczekiwaniu na neutralizację, która ostatecznie się nie pojawiła. Drugi przejazd, na twardej mieszance, był już łatwiejszy od strony zarządzania ogumieniem, ale akcji nie brakowało do samego końca.
Od czysto wyścigowej strony Grand Prix Holandii przyniosła Kubicy więcej niż cały sezon 2019. Obrona przed Sebastianem Vettelem czy pościg za Nicholasem Latifim były miłą odmianą po męczarniach za kierownicą Williamsa. Zwłaszcza walka z Kanadyjczykiem przyniosła mnóstwo satysfakcji. Pogoń i atakowanie w sytuacji, w której jednocześnie trzeba pilnować niebieskich flag i przepuszczać liderów bez zbędnej zwłoki – na torze, na którym brakuje dogodnych miejsc do dublowania – to nie są proste zadania. Skuteczny atak na ostatnim okrążeniu wyczerpującego fizycznie wyścigu był godnym zwieńczeniem występu, z którego zawsze wymagający wobec siebie Kubica może być dumny.
Robert nie musi niczego udowadniać, ale miło się oglądało, jak upadają wyssane z palca teorie. Okazuje się, że polski kierowca potrafi wyczuć i odpowiednio wykorzystać opony, że jest w stanie fizycznie wytrzymać wyścig na jednym z najbardziej wymagających torów, że świetnie odnajduje się na torze zarówno w obronie, jak i w ataku…
Nie wiadomo, czy jesteśmy świadkami ostatnich startów Kubicy w Formule 1, ale jeśli tak miałby wyglądać koniec, to z pewnością dobrze się stało, iż pożegnanie odbywa się w takim stylu – zacierając wydarzenia z koszmarnego sezonu 2019. Jak mówi sam Robert, po raz pierwszy od powrotu na scenę Grand Prix startuje samochodem, który pozwala mu się ścigać. Szkoda, że dopiero teraz… Ale jeśli ktoś miał wątpliwości co do jego formy, możliwości i talentu, to występ na Zandvoort powinien je rozwiać, zapewniając interesującą perspektywę na tamten sezon z Williamsem.
Jeśli ktoś miał wątpliwości co do jego formy, możliwości i talentu, to występ na Zandvoort powinien je rozwiać.
A teraz czas na Monzę… Bez zbędnego budowania wybujałych oczekiwań, ale po Zandvoort możemy mieć nadzieję na kolejne przebłyski wyścigowego talentu Kubicy – zwłaszcza w dość nowym dla wszystkich formacie ze sprintem kwalifikacyjnym, w którym procentuje mądrość na torze oraz wyczucie. Skoro zrobił z tego użytek w Holandii, to czemu miałoby tak nie być we Włoszech?
Teraz podium we Włoszech i za rok etatowy kierowca w ferrari 😀
szanse minimalne a nawet powiedział bym że zerowe. Najwyzej połowa stawki nie dojedzie. Jak dla mnie to ostatni wyscig jego w F1.